Rozdział 12

633 64 25
                                    

- Co? - zdołałem wykrztusić, ale z powodu braku prywatności w domu, nasza rozmowa została przerwana przez zbiegającego po schodach Zayna. Bethany nawet na niego nie spojrzała. Wręcz miałem wrażenie, iż usilnie starała się unikać jego wzroku. Zmarsczyłem brwi. A co jeśli...? To byłoby bardzo możliwe, zważywszy na ich wspólną przeszłość.

- Wszystko w porządku? - zapytał przystając na chwilę. - Macie takie miny, jakby wydarzyło się coś okropnego. - stwierdził. I cóż, w pewnym sensie chyba miał rację. Moja przyjaciółka nie wyglądała na kogoś, kto cieszy się, iż już wkrótce zostanie mamą, a ja byłem po prostu zagubiony w tym wszystkim.

- Jest okej, naprawdę. - próbowałem go przekonać siląc się na jakikolwiek uśmiech.

- Jak uważasz. Nie wnikam. - uniósł ręce do góry w obronnym geście i zbiegł ze schodów, pozostawiając naszą dwójkę samą. Pomyślałem, iż to nie jest dobre miejsce na rozmowę, dlatego złapałem Bethany za nadgarstek i skierowałem się do mojego i Nialla pokoju. Na szczęście był pusty. Mogliśmy więc spokojnie porozmawiać.

- To... - zacząłem, nie wiedząc jak mam zareagować. - To chyba dobra wiadomość, prawda? - spytałem unosząc wzrok na przyjaciółkę, która miała łzy w oczach. Chciałem ją przytulić, ale wtedy ona odezwała się, wycierając oczy rękawem swetra:

- Nie Harry, to nie jest dobra wiadomość.- stwierdziła. - To fatalna wiadomość. Mam dwadzieścia jeden lat. Nawet nie wiem kim chcę być. Boże, ja nawet nie wiem kim jest. - wyznała z przerażeniem w oczach. - Nie mogę mieć dziecka, nie teraz.

- To nie jest koniec świata. - próbowałem ją pocieszyć, ale sam zdawałem sobie sprawę, że gdybym ja miał zostać ojcem panikowałbym jeszcze bardziej.

- Mylisz się. - powiedziała i usiadła na brzegu mojego łóżka. - Moi rodzice...nie zaakceptują tego. Ledwo pogodzili się ze śmiercią Iana. Ich najwspanialszego dziecka. Teraz zostałam tylko ja i nie mogę ich zawieść. Muszę być najlepszą córką, która pójdzie na wybrane przez nich studia. Muszę zostać kimś. Teraz ja muszę być dzieckiem z którego mogą być dumni.

Nie mogłem wykrztusić z siebie żadnego słowa. Nigdy bym nie przypuszczał, że Bethany czuła się gorsza od Iana. Nigdy bym nie przypuszczał, że mogłaby poczuć się gorsza od kogokolwiek. Wszyscy ją kochali. A może wszyscy kochali jego, a nie ją? Może była tylko zawsze dodatkiem do popularnego brata? Naprawdę jeszcze parę tygodni temu nigdy bym nie przypuszczał, że ktokolwiek z osób, które znam mogą się czuć tak samo jak ja.

- Nie musisz uszczęśliwiać wszystkich na siłę. - stwierdziłem i usiadłem obok niej. - Ludzie uwielbiają cię taką jaka jesteś. Nawet jeżeli od czasu do czasu popełnisz jakiś błąd, to to nie sprawi, że odwrócą się od ciebie. A jeśli tak zrobią to... walić ich. Nie zasługiwali na ciebie.

- To miłe, ale... chyba sam w to nie wierzysz. - powiedziała patrząc mi w oczy i uśmiechając się smutno. Cóż, niestety miała rację.

- Zawsze możesz na mnie liczyć. Bez względu na wszystko. - odparłem.

- Wiem, Harry, wiem. - rzekła kiwając głową. Wtedy przypomniałem sobie o pytaniu, którego nie zadałem, a które nurtowało mnie.

- Może to nie moja sprawa, ale... - wziąłem głęboki oddech, obawiając się nie takiej reakcji z jej strony, jakiej bym oczekiwał - Kto jest ojcem?

Bethany wyglądała tak, jakby spodziewała się tego pytania. Jednocześnie miałem wrażenie, że nie za bardzo wiedziała jak na nie odpowiedzieć.

- To nie jest teraz ważne. - powiedziała wstając. - On i tak... - urwała raptownie. Cierpliwie czekałem na dokończenie zdania, a gdy tego nie otrzymałem, odezwałem się:

Letters to you | Larry StylinsonWhere stories live. Discover now