Zebranie

1.5K 56 1
                                    

Aleksander

Zebrałem większość wampiry do głównego gabinetu by przedyskutować dalsze poczynania względem wilkołaków.
Mimo tego jakie obrażenia ponieśli moi szpiedzy, nadal będę śledził ich poczynania. Zamierzam wiedzieć o każdym kroku jaki wykonają.

- Musimy wybrać kogoś lepszego i silniejszego, żeby dalej miał na nich oko - powiedział jeden z zebranych.

- To oczywiste, ale zawsze atakują zbiorowo. Co z tego jak wyślemy dwóch kolejnych może i lepiej przygotowanych jak żuci się na nich dziesięciu albo i więcej wilkołaków.

-... A już ostrzegli nas że następnym razem nie puszczą, a zabiją kolejnych.

Siedziałem za biurkiem podpierając ręką głowę. Wypowiedziało się parę osób na ten temat, lecz większość stała w milczeniu.

- Nie was, a mnie - powiedziałem zwracając się do kobiety - Do mnie też należy decyzja, więc wyślijcie kolejnych do szpiegowania i niech będzie z nich lepszy pożytek.

- Ale Panie...

- Nie możemy wysłać ich więcej, bo ryzyko że znowu zostaną złapani jest większe.

- Nie o to mi chodziło - dygnęła - Panie.

W moim zamku są setki wampirów, a po za nim często mieszkających wśród ludzi nawet tysiące, wysłanie dwóch, czy trzech na śmierć nie robi mi różnicy.

- A może rozwiążemy ten problem w prostszy sposób - starszy wampir obok mnie uśmiechnął się chytro.

- Co proponujesz? - Antonii podszedł bliżej.

- Przypomnijcie sobie, od kogo się to zamieszanie zaczęło - skierował się do wszystkich zgromadzonych.

Spojrzenia zebranych błądziły pomiędzy mną, a starszym. Wiem do czego zmierza, pozostali  również. To ja ją  sprowadziłem i właśnie tu zostanie.

- Czy nie lepiej byłoby oddać ją w ręce wilkołaków i pozbyć się tym samym walki o nią - wyprostował się i założył ręce na klatkę piersiową. - przecież to się wydarzy, jak pozostanie w naszym świecie.

Doskonale o tym wiem, że prowadzi to do walki, ale oddanie jej jest najgorszym pomysłem.

- Czy ty w ogóle myślisz?! - uderzyłem dłońmi o biurko po czym wstałem.

Wydawał się być zaskoczony moim zachowaniem. Żyje teraźniejszością i nie myśli o skutkach jakie mogą nadejść w przyszłości.

- Toż to absurd. - zgromił go spojrzeniem mój brat - Cordelia jest bardzo ważna zarówno dla nas jak i naszych wrogów.

- Ale ona jest tylko pół wampirem, jak jej życie może mieć znaczenie?

Starszy po tych słowach odsunął się ode mnie, ale Antoni złapał go za kołnierz i uderzył jego plecami o ścianę.

- Słuchaj mnie uważnie, bo jeśli Cordelia wpadnie w ręce wilkołaków to mogą obrócić ją przeciwko nam, a to wtedy będzie nasz koniec.

Zaskakujące, teraz to ja jestem poważny i opanowany, a mój brat wściekły i poirytowany głupim rozumowaniem starszego.
Ta dziewczyna wiele dla niego znaczy, bo w przeciwnym razie zachowałby powagę. Tu nie chodzi nawet o niebezpieczeństwo, ale sama myśl o odejściu Cordeli wzbudza w nim gniew.

- O czym ty mówisz? - dopytywał.

- Mówi o tym, że wśród naszych wrogów jest maszyna zdolna do zagłady wszystkich wampirów i tylko Cordelia może ją uruchomić - powiedział Colin, wychodząc z tłumu.

Nie chcieliśmy robić z tego tajemnicy, jednak teraz dojdzie do zamieszania. Widzę to już po twarzach zgromadzonych.
" Maszyna zdolna wybić naszą całą rasę" to nie brzmi dobrze, ale jednak  prawdziwie.

- W takim razie, czemu nikt jej nie pilnuje? - spytała jedna ze zgromadzonych.

- Teraz opatruje rany Charlesa

- Ale...

- Po za tym, w zamku jest
bezpieczna - dodałem złączając ręce, za plecami.

- Panie - Colin potarł czoło - Ale jak strażnicy tu są, nie ma nikogo kto by miał na nią oko. Pozwoliłeś jej samodzielnie poruszać się po zamku, ale i tak mieliśmy ją na uwadze. Teraz jak tu jesteśmy...

- Nie masz się o co martwić, jest z Charlesem, a przed jego pokojem ustawiłem strażników.

Spojrzałem na starszego. Na jego twarzy malowało się zdziwienie i niepokój.

- Wasza Wysokość - Starszy przełknął nerwowo ślinę - ale jak tu Szedłem kąta oka widziałem jak opuszcza jego pokój.

Zmrużyłem oczy i szybkim krokiem ruszyłem do pokoju rannego. Miałem nadzieję, że wróciła i nadal tam siedzi. Przynajmniej ma zajęcie, I jest w zamku pomagając Charlesowi.

Jednak zwołałem wszystkie najbardziej zaufane wampiry w tym straże do jednego pomieszczenia, tym samym pozostawiając Cordelie.
Oby w tym czasie żaden wilkołak nie wkradł się do mojego domu, I nie zabrał dziewczyny.

- Tu jej nie ma - Antonii i Colin weszli do jej sypialni i nerwowo do innych pomieszczeń.

Charles Leżał w łóżku, nieświadomy całej sytuacji. Spoglądał na nas zdezorientowany po czym podniósł się, twarz wykrzywiając z bólu.

- Co się stało?

- Do cholery  gdzie ona jest!!! - wrzasnąłem.

Zacisnąłem pięść podchodząc do strażników.

- Gdzie!!!

- J-ja nie wiem Panie - zgarbił się tym samym unikając spojrzenia na mnie.

Pfff Co za tchórz.
W końcu nie wytrzymałem, a moja pięść spotkała się z twarzą strażnika obok. Uderzył głową o ścianę, a z nosa pociekła mu krew.

- Aleksandrze, uspokój się! - Odwrócił się do mnie Antonii - To teraz w niczym nie pomoże, skupmy się na szukaniu jej. Na pewno gdzieś tu jest.

- Obyś miał rację. - posłałem Charlesowi zimne spojrzenie, gdy wychodziłem - Wszyscy niech  szukają! Macie ją znaleźć!!

Wszyscy w zamku rzucili się do biegu, rozpraszając się po różnych pomieszczeniach.

Należysz do mnie KOCHANIE Where stories live. Discover now