Nieudana Próba Ucieczki

2.5K 78 0
                                    

Złapałam za klamkę od drzwi i po cichu otworzyłam je po czym wyszłam. Może szczęście mi dopomoże i uda mi się uciec.
Szłam długim korytarzem oglądając się dookoła.
Proszę, żeby nikt mnie nie zauważył.
Widziałam dość duży ruch w zamku, i przeczekiwałam pod ścianą, aż osoby przede mną sobie pójdą, nie zauważając mnie.
Ruszyłam po schodach w dół, najciszej stawiając kroki jak tylko mogłam. Schody którymi schodziłam były długie, strome i zawijały się.
Ustałam nasłuchując, czy z przeciwnej strony nikt nie nadchodzi.
Była cisza, nikogo nie słyszałam.
Zeszłam z nich, a jednocześnie znalazłam się w dużym, ciemnym pomieszczeniu jakim był pewnie salon. Drogę oświetlały mi jedynie dwa żyrandole na środku pomieszczenia i kilkadziesiąt małych kinkietów.
Szłam przed siebie do kolejnych drzwi na drugim końcu.
Prawdę mówić chciałam się stąd wydostać i nie wiedziałam, czy idę w dobrą stronę do głównych drzwi zamkowych.
Usłyszałam głosy z nad przeciwka, które rozmawiały między sobą. Należały one do kobiety.
A tak dobrze szło.
Schowałam się za długą, bordową zasłoną, która opadała na ziemię. Na dworze było ciemno, jednak przykucnęłam pod parapetem.
Objęłam rękami nogi i bardziej przycisnęłam je do ciała kuląc się.
Głosy kobiet ucichły, ale wolałam poczekać jeszcze chwilkę.
Wtedy czyjaś ręka złapała mnie za ramię, a druga owinęła się na mojej talii i pociągnęła w górę odchylając do tyłu.
Szybko z przerażeniem w oczach Odwróciłam się i zobaczyłam chłopaka. Miał brązowo - złociste włosy do ramion i bursztynowe oczy. Był  przystojny, a jego porcelanowo jasna karnacja podkreślała jego urodę. Z postury był wysoki i wysportowany, co stwierdziłam po jego mięśniach. Na moje oko wyglądał na 23 lata, ale pewnie jest dużo starszy.
Różnił się od innych wampirów jakie tu dotychczas widziałam. Jako jedyny miał czarną bawełnianą bluzkę odkrywającą pół jego klaty i dżinsy w takim samym kolorze, tylko z dziurami na kolanach, gdy pozostali w zamku których mijałam ubrani byli w eleganckie stroje.

- Ty Tutaj? - Spytał się mnie Nieznajomy unosząc brwi.

Zdjął rękę z mojej tali, oraz ramienia i zaczął mi się przyglądać.

- Proszę nie wydaj mnie, ja chce tylko wrócić do domu - powiedziałam drżącym głosem, pochylają się przed nim - bardzo cię proszę.

Nie miałam sił na uciekanie, więc może proszeniem nawet błaganiem  przekonam go, żeby mnie puścił.

- Do domu? Masz w takim razie daleką drogę do przebycia.

Wpatrywałam się w jego cudowne, bursztynowe oczy, w których nie było chłodu a jedynie zamyślenie.

- To nie ważne teraz. Proszę puść mnie, jak gdyby nigdy nic. Jakbyś mnie nie widział.

- Wybacz mi Cordelio, ale nie mogę cię puścić. Nawet jeśli bym to zrobił i tak by cię znaleźli. To, że nie zwracają na ciebie uwagi i nie próbują cię zatrzymać nie znaczy, że cię nie czują.

- To więc dlaczego nie starają się mnie zatrzymać? Nie obchodzi ich czy ucieknę czy też nie?

- Nic z tych rzeczy. Po prostu  przy bramie stoi sześćdziesiąt wampirów strzegących, żeby żaden nadprzyrodzony oprócz wampira nie miał tu wstępu, więc nie przejdziesz obok nich niezauważona.

Sześćdziesiąt? Ahh to sobie uciekłam.

- Czy wszyscy w zamku znają moje imię?

- Tak, I wszyscy wiedzą kim jesteś.

- Kim ja niby dla was jestem, że tak nie chcecie żebym odeszła?

- Wiesz w ogóle gdzie ty jesteś?

- Gdzie niby jestem, nie w Kalifornii?

W tym momencie złapał i uścisnął moją dłoń. Chciałam ją wyrwać, ale był silniejszy.

- Nie, nie jesteś. Kalifornia jest dalej niż mogłabyś to sobie wyobrazić, dlatego sama nie trafiłabyś do
"domu" nawet jakbyś uciekła, prędzej byś umarła z głodu lub coś by cię zjadło.

Głośno przełknęłam ślinę. Co ma znaczyć, że coś miałoby mnie zjeść.

- W takim razie gdzie ja jestem?

Chłopak obejrzał się za siebie, po czym znowu swój wzrok skierował na mnie.

- Nie mogę cię wypuścić, ale może chciałabyś pójść ze mną do ogrodu?
Tam wszystko Ci opowiem.

W jego oczach dostrzegłam szczęście. Mówił do mnie bardzo łagodnym i ciepłym tonem, aż chciało mi się go słuchać. Był też pierwszą miłą dla mnie osobą, która zaproponowała, a nie wymusiła na mnie np. spacer po ogrodzie.
Zrobił kilka kroków do tyłu, gdy gestem dłoni pokazał mi drzwi po prawej stronie salonu.

- To jak idziemy?

- Nie wiem jak masz na imię.

- Mów mi Antonii - gdy powiedział  swoje imię ukłonił się i puścił mi oczko. - Cordelio.

Należysz do mnie KOCHANIE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz