Polana Róż

1.7K 65 0
                                    

Już miałam się kierować do sypialni, kiedy obejrzałam się za siebie i wyszłam frontowymi drzwiami na podwórze.
Delikatny wiaterek powiewał włosy, a na twarzy poczułam promyki słońca.
Tego było mi trzeba. Chciałam spokoju, a tu było naprawdę przyjemnie.
Spacerowałam z założonymi  na klatce piersiowej rękami po ogrodzie, gdy usłyszałam za sobą kroki. Był to Antonii. Czemu mnie to nie dziwi.
Zawsze mnie pilnuje, nie powiem lubię jego towarzystwo, ale czasami chciałabym pobyć sama. A teraz jak mgła trochę opadła i mogłam zobaczyć przy bramie strażników, stających tyłem do zamku z kapturami zakrywającymi głowę. Przed nimi był ciemny i ponury Las, a przecież było jeszcze jasno. Chciałam się wyciszyć, I by mi nikt nie przeszkadzał nawet Antonii.

- Wszędzie cię szukałem Cordelia - szedł ramię w ramię obok mnie - gdzie byłaś?

- Sorki, ale chce być sama.

- Cordelio, gdzie byłaś? - powtórzył wolniej i bardziej stanowczo pytanie.

- Przecież mogę przemieszczać się swobodnie po zamku.

- Owszem, ale byłem przed twoim pokojem, a drzwi były zamknięte. Chce wiedzieć, nic więcej.

Wypuściłam głośno powietrze z płuc.

- Nie obraź się, ale byłam w tym pokoju, z obrazami - wyglądał jakby nie do końca rozumiał - tego do którego mi zabroniłeś wchodzić.

- Więc widziałaś, te cholerne malowidła?

- Yyy tak... je też

Przyklęknęłam przy krzaku, dotykając opuszkami palców czerwone płatki róży.
Ich kolor wydawał się jeszcze bardziej intensywny przy moich bladych dłoniach.

- " Też"? Więc co jeszcze widziałaś?

- Sam wiesz, było tam wiele rzeczy takich jak figurki, czy może stare szkatułki...

- Do rzeczy - ponaglał mnie chłopak - przecież widzę, że coś cię trapi.

Podniosłam się, mówiąc bardzo powoli.
Miałam pochyloną głowę, ale nie z powodu kłótni z królem, a bardziej przedmiotu przez który się zdenerwował.

Byliśmy na środku chodnika, na przeciwko siebie.
Opowiedziałam mu o całym zajściu jakie miało miejsce w pomieszczeniu. Wydawał się jakbym uderzyła go  pięścią w twarz. Przełykał nerwowo siłę i patrzył w dół na swoje obuwie, kiedy to ja stałam przed nim usilnie pokazując by skierował swój wzrok na mnie.

- Powiesz mi co to za " cenna" biżuteria?

- To też było powodem, dla którego nie chciałem byś tam wchodziła - nie odpowiedział mi na pytanie.

- Antonii.

Nasze spojrzenia się spotkały.

Staliśmy przed chwilą w milczeniu, po czym chłopak wyminął mnie i zaczął iść przed siebie. Nie miałam pojęcia gdzie, skoro wejście do zamku było w drugą stronę.
Podbiegłam do niego i dalej szliśmy równym tempem, mijając za sobą zamek.
Antoni miał ręce schowane w kieszeni spodni idąc dalej między rzędami.

- Gdzie idziemy?

Odpowiedziała mi cisza.

- Ejjj - niech mi odpowie bo zaczynam się niecierpliwić.

Lecz on mnie dalej ignorował. W pewnym momencie nie wiedziałam czy dobrze zrobiłam idąc, za nim, może chciał pobyć sam, czy coś w tym rodzaju. W końcu nie powiedział żebym poszła za nim. Odwróciłam się i już miałam wracać z powrotem, kiedy złapał mnie za łokieć i przybliżył bardziej do swojego torsu.

- Patrz - Antoni złapał mnie za podbródek i przekręcił moją głowę w stronę którą zmierzał.

Oddech zaparł mi w piersi. Byłam tu już miesiąc, i jak mogłam nie dostrzec takiego pięknego miejsca.
Zaczęłam się rozglądać. Wiele miejsc w życiu widziałam, ale to miejsce - zamek, ogród, biblioteka... i jeszcze to.
Niby normalne rzeczy, a jednak miały w sobie taką klasę, że nie raz czułam się jak głupiutkie dziecko, które się wszystkim wokół siebie zachwyca.

- O wow - tylko to mogłam z siebie wydusić.

Stałam jak wryta, a nogi powoli robiły mi się jak z waty.
Byłam objęta rękami Antoniego, mając przed sobą, już nie rzędy krzewów róż, tylko całą polane nimi wysadzoną. Nie widziałam trawy, jedynie zielone liście i łodygi, a czerwone i czarne płatki róż zlewały się ze sobą. Wydzielały intensywny  przyjemny zapach.
Cała drogę szłam niecierpliwiąc się i nawet nie zwróciłam uwagi, że wchodzimy na górkę, gdzie mgła już nas nie otaczała.

- Chodź - wypuścił mnie z objęć, tym samym łapiąc za rękę i prowadząc nad stawek, przy którym już nic nie rosło.

- Ładnie tu prawda? Bardzo lubię tu przychodzić.

- Nie dziwię się.

Znajdowaliśmy się tuż przy stawku, prawie że czubkami butów dotykając wody. Nie mogłam się powstrzymać i zanurzyłam w niej dłoń. Nic nadzwyczajnego, ale było to przyjemne uczucie, gdy ruszałam w niej palcami.

- Uważaj, bo coś cię w niej ugryzie - Zaśmiał się Antonii, siedzący obok mnie, że łokciem dotykałam jego żeber.

- No pewnie - uśmiechnęłam się do niego złośliwie.

- A chcesz się przekonać? - szturchnął mnie.

Wyjęłam dłoń, posyłając w niego skapujące z niej krople wody.

- Przestań - uśmiechnął się, przecierając rękawem bluzki twarz.

- Jakby naprawdę, coś by tam było od razu byś mi kazał wyjąć z niej rękę.

- W sumie racja.

Pewnie spisałabym ten dzień na stracony, bo nie zapowiadał się dobrze gdyby nie Antonii.
Siedzieliśmy, patrząc w stawek a na mojej twarzy jak i jego zaczął zmywać się uśmiech, gdy powtórzyłam swoje pytanie o biżuterię.



Należysz do mnie KOCHANIE Where stories live. Discover now