Rozdział XLXIV - Dupek (James)

467 19 2
                                    

* Nowy Jork. Wieża Avengers. *

- James? - słysząc za plecami głos Nataszy, odwróciłem się w jej kierunku, widząc wymalowane na jej twarzy zmęczenie. Podkrążone oczy, jak i niezbyt wyjściowy ubiór, świadczył jedynie o nieprzespanej nocy, spędzonej na doszukiwaniu się szczegółów w podesłanych nagraniach. Nagraniach, na które nie miałem odwagi spojrzeć, chcąc choć na chwilę wyprzeć myśl, a raczej fakt jakim była śmierć najlepszego przyjaciela. Rudowłosa nie była jednak jedyną osobą, niemogącą zmrużyć oka. - Suzan i Jason też tu są? 

- Śpią. To był cholernie długi dzień. - odparłem, trzymając w dłoni do połowy pustą szklankę z szkocką, którą zachwalał Stark. Co prawda, zejście z trudnego tematu przy pomocy alkoholu, było dla niego rzeczą poniekąd normalną. I choć sam nie byłem zbytnim fanem środków przytępiających zmysły z wiadomych przyczyn, to obecna sytuacja wręcz pchała mnie do choć tymczasowej ulgi, jaką dawały procenty. 

- To prawda. - odparła, przeczesując dłonią długie włosy, po czym usiadła na kanapie na przeciwko mnie. Przed nami znajdował się szklany stół na którym stała niepełna butelka wspomnianego już wcześniej trunku i telefon, który wcisnął mi Stark twierdząc, że bez względu na nasze relacje możliwość skontaktowania się z nim może okazać się pomocna, kiedy postanowię się władować w jakieś tarapaty. Co nie wydawało się być takim głupim pomysłem, zważywszy na mój obecny nastrój. Salon w którym się znajdowaliśmy był niemal całkowicie spowity ciemnością nie licząc światła bijącego od kominka. A ten wydawał się nieco absurdalną częścią tego naszpikowanego najnowocześniejszą technologią wieżowca. - Słyszałam, że coraz lepiej dogadujesz się z Tonym. 

- Na pewno nie tak dobrze jak ty. - mówiąc to, wciąłem łyk opierając się łokciem o oparcie i posyłając jej niemal niezauważalny złośliwy uśmiech. Ta wiedząc do czego zmierzam, odwróciła wzrok unikając mojego, który skupiony był na jej twarzy. - Dobra jesteś. Kręcisz ze Stark'iem i byłaś w moim domu niezliczoną ilość razy, choć wiedziałaś, że starał się mnie odnaleźć. Dlaczego mu nie powiedziałaś?

- Dałam słowo przyjacielowi James. A ono jest jeszcze coś warte. 

- Nie chciałem cię obrazić. 

- Wiem. - wtrąciła, po czym westchnęła biorąc drugą szklankę stojącą na podstawce tuż obok butelki i nie wahając się wlała sobie pokaźną ilość. - Tony nie jest złym człowiekiem. On po prostu zawsze chce mieć wszystko pod kontrolą. Zawsze próbuje przewidzieć katastrofę, zanim ona nastąpi, a kiedy mu się nie udaje obwinia się i spędza mnóstwo czasu nad tym, aby przeciwdziałać konsekwencją, które po niej następują. A to go wykańcza i sprawia, że zapasy w jego barku gwałtownie maleją. - mówiąc to wskazała na butelkę naprzeciwko nas, po czym uniosła szklankę biorąc mały łyk i odkładając ją na miejsce. - Nie chcę go usprawiedliwiać, bo wiem, że masz powody, aby go nienawidzić. Proszę cie jedynie o to, abyś dał mu szansę na pokazanie się z lepszej strony. W dodatku nasza ekipa, ma spore braki i każda para rąk jest na wagę złota. 

- Czy ty próbujesz mnie zwerbować? - zapytałem, choć brzmiało to raczej jak stwierdzenie. Zaczesując do tyłu włosy opadające mi na twarz, westchnąłem widząc jak wbija we mnie wzrok. - Cholera Nat wiesz, że to nie jest już jedynie moja decyzja. Wyprowadziłem się jak najdalej stąd, bo chciałem zapewnić mojej rodzinie bezpieczeństwo. A teraz znów ich narażam. Jestem tu dla Steve'a. Chciałem go uszanować. Czasami myślę, że gdyby nie moje decyzje, gdybym tu był zamiast się ukrywać, to nie doszło by do tego. 

- To nie twoja wina. Po tym wszystkim, masz prawo do normalnego życia. I nikt nie ma prawa wymagać od ciebie więcej, ale od pogrzebu minęło już kilka dni. - odparła z lekkim niepokojem i opierając się łokciami o kolana, spojrzała mi w oczy, jakby chciała tym samym przejrzeć każde kłamstwo jakie opuściłoby moje usta. - Więc dlaczego wciąż tu jesteś? - słysząc to pytanie zamilkłem, po czym poruszyłem się niespokojnie a moje metalowe ramię wydało typowy dla metalu chrzęst. Unosząc głowę posłałem jej jednoznaczne spojrzenie, które sądząc po jej reakcji od razu zrozumiała. - Chcesz ich zabić. - niemal wyszeptała, biorąc szklankę i wypijając połowę znajdującej się w niej cieczy. - Cholera James. Błagam powiedź, że nie chcesz znów popełnić tego samego błędu. Zadbamy o to, aby za to odpowiedzieli. 

- Urządzicie im proces? Zamkniecie w więzieniu? Po kilku dniach, znów będą na wolności. Nieważne gdzie ich wpakujecie. Hydra jest wszędzie. Moje rozwiązanie jest przynajmniej skuteczne. 

- James ma rację Nat. - usłyszałem za plecami i odwracając się w stronę drzwi, zauważyłem Starka. Stojąc w szarych dresach i czarnym t-shirtcie, ruszył w naszym kierunku wyglądając jakby dopiero wstał z łóżka.

- Naprawdę sądzicie, że Steve chciałby, abyście mordowali przez niego ludzi? Czy tylko ja w tym gronie myślę jeszcze trzeźwo? - odparła rudowłosa, wypijając zawartość szklanki do końca. 

- To było podchwytliwe pytanie? - zapytał Stark, lecz widząc jej mordercze spojrzenie, uniósł jedynie dłonie ku górze w poddańczym geście, po czym opuścił je kierując wzrok na mnie. 

- Zanim postanowisz sam się tym zająć, poczekaj do jutra, a obgadamy to na spokojnie. Myślę, że tym razem możesz mieć racje. Może ten jeden raz, Mściciele powinni zemścić się nie tylko w przenośni. - powiedział Stark nad wyraz poważnie, odwracając się i kierując w stronę swojej sypialni. Nat wstając ruszyła za nim, a ja analizując jego słowa milczałem starając sobie wszystko poukładać. 

- Może jednak nie jesteś takim dupkiem, za jakiego cię miałem. -  odparłem w końcu, kiedy obejmując Nat stanął w progu. Odwracając się, posłał mi sarkastyczny uśmiech.

- Daj mi dzień, a to naprawię. - słysząc to, prychnąłem pod nosem, jednak nie mogłem nie unieść kącika ust widząc jak znikają w ciemnym korytarzu. Wstając, również skierowałem się w stronę sypialni, mając nadzieję, że z czasem będzie łatwiej. Choć z moim szczęściem, nie oczekiwałem zbyt wiele. 


Witam :>  

Huh. Tak. Wiem. Miał być wcześniej, ale utknęłam gdzieś po środku, po czym moja wena postanowiła zrobić sobie wakacje. Mam nadzieje, że wybaczycie mi to obijanie się. Swoją drogą mam straszny problem z zakończeniem tej książki D: I odnoszę wrażenie, że robi się z niej Marvelowa moda na sukces XD :D Tak mogłabym drążyć te wydarzenia i drążyć, ale postaram się wymyślić coś z tak zwanym ,,przytupem'' :v Tak więc do zobaczenia i mam nadzieję, że miło się wam nadal to czyta, bo choć statystyki idą w dół to będę ją męczyć, choćby zaglądała tu już tylko jedna osoba :D Dobranoc <3     


But... I knew Him - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz