Rozdział XXXV - Obietnica (Suzan)

1.9K 147 38
                                    

Budząc się z potwornym bólem głowy zorientowałam się, że jestem w starej fabryce. Wszędzie roiło się od facetów w czerni. Może i były tam jakieś kobiety, ale czy to teraz ważne? Rozglądając się, usiłowałam choć trochę poluzować sznur uciskający moje nadgarstki. 

- No proszę. Księżniczka się obudziła. - powiedział Rumlow, pojawiając się tuż obok mnie. Zbliżając się, odsunął kosmyk włosów z mojej twarzy.

- Zabieraj łapy! - odburknęłam z wściekłością, gwałtownie odwracając głowę. - On policzy się z tobą.

- Ten twój żołnierzyk? Nie rozśmieszaj mnie. - odparł łapiąc mnie za szyję i zbliżając się do mnie tak, że czułam jego oddech na policzkach. Ohyda. - Dopadnę go i zabiję. Powoli. Boleśnie. Tak, że będzie czuł każde najmniejsze cięcie. A ty będziesz na wszystko patrzeć. A kiedy już z nim skończę z tobą zrobię dokładnie to samo. - powiedział wręcz szeptem po czym wypuszczając mnie z uścisku odwrócił się i podszedł do jednego z najemników. Rozmawiając uścisnęli sobie dłonie, po czym najemnik wyszedł. Szamocząc się wyzywałam Crossbones'a na wszystkie możliwe sposoby. Jeden z jego przydupasów w końcu podszedł do mnie zaklejając mi usta. Co swoją drogą nie poszło mu tak łatwo. Siedząc przywiązana do krzesła w milczeniu obserwowałam wszystko co się wokół dzieje. Ich przygotowania przypominały szykowanie się na wojnę. Wsłuchując się w szum rozmów starałam się wyłapać o czym mówią. Choć nie za bardzo mi to szło. Było ich tam tak wielu, że powoli traciłam nadzieję na wydostanie się stąd. Myśląc o tym co powiedział mi Brock i widząc ich wszystkich powoli zaczynałam myśleć o tym, aby Bucky się jednak nie pojawiał. Nie chciała bym go stracić. Nagle jakby na zawołanie wszyscy ucichli trzymając ręce blisko M4A4, a do środka wszedł James. Idąc w stronę Rumow'a stojącego naprzeciw mnie, w błyskawicznym tempie wyciągnął broń, a zaraz za nim najemnicy. Celując w stronę Crossbones'a on odsunął się i gdy tylko Bucky zobaczył, że jestem tuż za Brock'iem opuścił broń. Poczułam ogromną ulgę, ale i jednocześnie strach. On jeden przeciwko tak wielu. Liczyłam w duchu, że nie przyszedł sam. 

* Ciąg dalszy w poprzednim rozdziale więc przewińmy :D * 

- Suzan musisz skoczyć. - powiedział James wpatrując się we mnie i jednocześnie łapiąc za rękę. Cała ta sytuacja zdawała wymykać się spod kontroli. I nie mówię tak tylko dla tego, że jedynym możliwym wyjściem stąd jest okno. Zachowywał się inaczej niż zwykle.

- To trzecie piętro. - wypaliłam w końcu patrząc mu prosto w oczy i wtedy dostrzegłam coś, czego nigdy dotąd u niego nie dostrzegłam. On się bał.

- Steve! - zawołał wyglądając przez okno, a pod budynkiem pojawił się Kapitan. Na szczęście nie przyszedł sam. - Złap ją! - dodał, a ja oglądając się za siebie zobaczyłam Crosboness'a stojącego w drzwiach. Wraz z najemnikami wbiegającymi do środka. Bucky odwracając się w moją stronę objął mnie w pasie tym samym pomagając wejść na parapet. Słysząc trzask odbezpieczanej broni w przerażeniu wpatrywałam się w broń wymierzoną w naszym kierunku. James ściągając maskę i stając plecami do nich pocałował mnie. Jakby cała reszta nie miała już znaczenia. Odrywając się od siebie uśmiechnął się smutno i wypuszczając moją dłoń z uścisku popchnął mnie. Krzycząc wpadłam wprost w ramiona Kapitana, który ostrożnie postawił mnie na ziemi. 

- Co z Bucky'm? - powiedział Steve wpatrując się w okno z niepokojem.

- Crossbones tam jest. Trzeba coś zrobić! Celowali do nas, więc mnie wypchnął. - odparłam wpatrując się w okno z nadzieją, że zaraz także przez nie wyskoczy. Słysząc wybuch Kapitan zasłonił mnie, a na jego tarcze spadł grad odłamków szkła i innych przedmiotów.

- Niee! - krzycząc wciąż jeszcze dzwoniło mi w uszach. Podnosząc się i parząc w kierunku okna nie było go. A jedynie znaczna część budynku stojąca w płomieniach. Padając na kolana łzy mimowolnie powędrowały po mojej twarzy. Poczułam się, jakby cały świat runął mi na głowę. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tyle przepłakałam. Wiem tylko, że Steve starał się mnie uspokoić. A ja nie słyszałam nic oprócz przeraźliwego wycia syren i trzasku ognia.

* Sześć miesięcy później *

Słysząc dźwięk budzika wyłączyłam go po czym usiadłam na brzegu łóżka. Patrząc przed siebie, wpatrywałam się w fotel stojący na przeciwko. Przypominając sobie noc, kiedy po raz pierwszy go zobaczyłam. Ostatnio wszystko mi o nim przypomina, przez co najchętniej nie wychodziła bym z domu. Tak bardzo mi go brakuje. Przez te sześć miesięcy od śmierci James'a wiele się pozmieniało. Ustawa o rejestracji została zniesiona kiedy o mały włos nie wykradziono danych o tożsamości bohaterów. Liczne protesty z ich strony jak i ze strony ludności po przemowie Kapitana na procesie sądowym zmusiły rząd do debaty. Na temat tego czy rejestracja tak naprawdę nie wyrządziła więcej szkód niż korzyści. Największym zaskoczeniem okazało się to, że podczas procesu Tony Stark wstawił się za Kapitanem stwierdzając, że przez obławę na niezarejestrowanych zapominano kto tak naprawdę jest wrogiem. A co u mnie? Przyjęto mnie do pracy w Triskelion'ie. Teraz całymi dniami ślęczę wypełniając tony papierów. Ale nie mogę narzekać. Często mijam się ze Steve'm. Od czasu do czasu zdarza się nam wyskoczyć na kawę, oczywiście jako przyjaciele. Wszystko zaczęło się powoli układać. 

Wychodząc z mieszkania udałam się wprost w kierunku Triscelionu, który został już wyremontowany po ostatnim ataku. Pokazując strażnikowi identyfikator i wchodząc no środka poszłam wprost do windy. Widząc jak drzwi się zamykają podbiegłam do nich prosząc, aby osoba w środku je przytrzymała. Jak się okazało tą osobą był nie kto inny, jak dyrektor Stark. Dziękując mu z wahaniem weszłam do środka. Na moje nieszczęście biuro było na samej górze. Stojąc w milczeniu wciąż miałam odczucie, jakby mieli mnie zaraz aresztować. 

- Suzan tak? - powiedział, a ja wzdrygnęłam się wyrwana z zamyślenia. Tak w ogóle oczyszczono mnie z zarzutów dzięki wsparciu Steve'a. - Spokojnie nie gryzę. - dodał śmiejąc się i przeszywając mnie spojrzeniem. Już wolała bym znów wylecieć przez okno, niż przebywać ze Starkiem w jednym ciasnym pomieszczeniu.

- T-tak panie Stark. I jestem spokojna. - odparłam w końcu zakładając pasemko włosów za ucho i unikając spoglądania na niego.

- Pan Stark to był mój ojciec, mów mi Tony. Po prostu Tony. - odparł kierując dłoń w moją stronę z charakterystycznym dla niego uśmieszkiem.

- Dobrze ,,po prostu Tony''. Miło mi cię poznać. - powiedziałam łapiąc za dłoń i witając się jednocześnie próbując zachować powagę. Ale nie za bardzo mi to wychodziło. 

- Mi ciebie także. - odparł rozbawiony po czym staliśmy w milczeniu. Jak tylko otworzyły się drzwi poszłam wprost do biura. Po paru godzinach segregowania teczek i wypełniania dokumentów nadszedł czas, aby wrócić do domu. To był naprawdę dziwny dzień. Z minuty na minutę robiło się coraz ciemniej, a ja nie mam zamiaru wracać po nocach. Wchodząc do budynku i idąc schodami w górę otworzyłam drzwi, wchodząc do środka. Idąc do kuchni i przygotowując kolację, włączyłam telewizję. Nie lubię przebywać w ciszy. Za dużo myśli kłębi się wtedy w mojej głowie. Jedząc przygotowane kanapki i przerzucając kanały czułam, że senność zaczęła być coraz bardziej dokuczliwa. Wyłączając telewizję, odniosłam talerz do kuchni. Idąc do toalety i przebierając się w szare spodenki i białą bokserkę umyłam się, po czym wyszłam siadając na łóżku. Nastawiając budzik wyłączyłam światło i położyłam się. Leżąc mimo senności nie mogłam zmrużyć oka. Przekręcając się na drugi bok starałam się zasnąć, gdy poczułam chłodne powietrze bijące od okna. Odwracając się w jego kierunku zobaczyłam postać, stojącą tuż obok niego. Mimo iż była noc, pokój rozświetlało światło księżyca. Powoli podnosząc się do pozycji siedzącej nie mogłam uwierzyć w to co widzę. 

- Zwykle staram się dotrzymywać słowa. - słysząc to zakryłam usta dłonią i poczułam jak w kącikach oczu zbierały mi się łzy. Szybko wstając z łóżka, pobiegłam wprost w jego stronę, obejmując go, a on odwzajemnił uścisk.

- Zostań! Proszę! Nigdy więcej mi tego nie rób! - odparłam wciąż trzymając go w ramionach tak jakby za chwile miał znów zniknąć.

- Rozkaz. - odparł uśmiechając się i biorąc mnie na ręce położył na łóżku, kładąc się tuż obok. Wtulając się w niego, miałam ochotę już nigdy go nie wypuszczać.

Witam was ! ^^

Wybaczcie, że tak długo ale jakoś nie wiedziałam jak się zebrać do pisania >.< Ale jest i On ! Mam nadzieje, że się spodoba więc czekam na wasze opinie i do zobaczyska <3 Bucky taki awwrr.. *v* a co mi tam :33

Ps. Jeśli błędy to sorka ale jest już 4 nad ranem i już nie mam siły tego sprawdzać :/ tak więc... dobranoc :D :D



But... I knew Him - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz