Rozdział LXII - Suzan cz.2 (James)

708 61 5
                                    

Szum wiatru, który kołysał gałęźmi drzew, co jakiś czas był zagłuszany przez grzmoty nadchodzącej z północy burzy. Pokrycie dachu przy silniejszych podmuchach, wydawało nieprzyjemne dla ucha trzaski. Co przez niespotykaną dla tego miasta ciszę, wydawało się nad wyraz głośne. W czasie misji załamanie pogody nie ułatwiało zadania, tym razem jednak nie stanowi dla mnie przeszkody. Zasnute czarnymi chmurami niebo, zwiastujące ulewę, powinno skutecznie zniechęcić do wspinaczki po budynku. Ale jeszcze nigdy nie byłem tak zmotywowany jak dziś. Pewnie chwytając się parapetu, podciągnąłem się stając na nim i otwierając okno wdarłem się do środka. 

Zeskakując na drewnianą podłogę, znalazłem się na korytarzu, oświetlanym jedynie przez światło ulicznej latarni wpadające przez ono. Oczywiście byłem przygotowany.  A latarka wydaje się być podstawowym wyposażeniem, każdego nocnego włamywacza. Zwykle nie jestem zwolennikiem obszernych planów działania, czy rozważania nad kolejnym wykonywanym ruchem. A dlaczego? Myślę że odpowiedź, jest nie co skomplikowana. Zbyt bardzo to wszystko, przypomina mi o mojej przeszłości. To idiotyczne. Ale nie dla osoby, którą obdarto z tożsamości. Każda taka akcja przypomina mi jakim zwyrodnialcem nie tak dawno byłem. Być może Novokov ma rację. I nie zasługuję na normalne życie. Ale jest też drugie dno. A jest nim czerwonowłosy anioł, dzięki któremu jakimś cudem przejrzałem na oczy. I właśnie dlatego, Ona jest dla mnie tak ważna. Za każdym razem kiedy zasypiałem, przed oczami miałem twarze moich ofiar. Ale teraz gdy zamknę oczy, przypominam sobie każdą spędzoną razem chwilę. I widzę szansę. Szansę na to, że uda mi się zostawić moje stare życie za sobą. I stworzyć coś lepszego. Zniknąć i po raz pierwszy od wielu lat poczuć jak to jest być wolnym człowiekiem. A od tego wszystkiego, dzieli mnie jeden człowiek. Leo Novokov. Będąc w Hydrze, szkoliłem wielu. Ale nie pamiętam, by któryś z nich był tak rządny krwi jak On. Był trudnym przypadkiem, jeśli można to tak nazwać. A po podaniu serum, był równie silny, co przebiegły. Nie raz widziałem go podczas akcji i muszę przyznać, że stając z nim do walki, trzeba wykazać się nie lada umiejętnościami. Dziś jednak, tylko jeden wyjdzie stąd żywy. I chodź przyrzekałem sobie ,,odciąć się'' od tamtego życia, jego śmierć przyniesie mi nie lada satysfakcję. Bo porwanie Suzan, było śmiertelnym błędem. I nie mam zamiaru się hamować. Dzięki tabletkom, które podarowała mi Natasza, mogę zachować kontrolę. Jest to niestety czasowe rozwiązanie. I prędzej czy później, będę musiał pomyśleć nad stałym rozwiązaniem tego problemu. 

Idąc korytarzem, ostatni krok dzielił mnie od realizacji planu. Czyli odwrócenie uwagi. Nie mogę ryzykować tym, że przystawi jej broń do skroni. Priorytetem jest wydostanie jej stamtąd. Wyciągając z plecaka urządzenie zakłócające elektryczność, przyczepiłem je tuż obok wyłączników nadprądowych. I ustawiłem czas na tyle, abym zdążył dostać się piętro wyżej. Wejście od frontu, nie będzie dobrym pomysłem. Ale tak naprawdę, nie wiem czego mogę się spodziewać. Każde rozwiązanie, może okazać się błędem, gdy nie wiesz czego się spodziewać. Jego współpraca z Faustusem, może przysporzyć problemów. A tym samym moja pewność siebie, gwałtownie spada. Znajdując się przy oknie, znajdowałem się tuż pod oknem do pokoju Suzan. Ironia losu. Tą samą drogą, wszedłem tam po raz pierwszy. I mam nadzieję, że po raz ostatni. Pocieszające jest to, że okno nie znajduje się od strony ulicy. Inaczej trudno było by, pozostać niezauważonym. Metalowa ręka jest teraz sporą pomocą, pomimo tego, że pałam do niej sporą niechęcią. Będąc u celu, podparłem się nogami o gzyms i ukradkiem zajrzałem do środka. Pomieszczenie było ledwie widoczne, ale zauważył bym zarysy ludzkiej sylwetki. Tak więc, w pokoju nikogo nie było. Otwierając dyskretnie okno, najciszej jak tylko potrafiłem wszedłem do środka. Wszystko wyglądało, tak jak wtedy. Przez szczelinę w drzwiach wpadało światło, wydobywające się z kuchni, gdzie właśnie toczyła się rozmowa. A jeden z głosów, rozpoznał bym wszędzie. Suzan. Po chwili światło na elektronicznym budziku, stojącym na szafce obok łóżka zgasło. Tak jak i cała reszta. Nie wiem, czy przyniesie to zamierzony cel. Zwykle realizując plan, liczy się na jak najlepszy efekt. Słysząc skrzypnięcie drzwi, schowałem się tuż za nimi opierając się plecami o ścianę. Rękę trzymałem na nożu, schowanym przy pasie. Jeśli to Novokov, sprawa rozwiązała by się dużo szybciej. Muszę mieć też na uwadze, że nie bez powodu zdradził mi miejsce jej pobytu. Chyba, że kobieta, która przekazała mi informacje, tak naprawdę się z nim nie kontaktowała.  

But... I knew Him - Bucky BarnesWhere stories live. Discover now