Rozdział XLVII - Dwa oblicza (Suzan)

1.2K 100 17
                                    

Budząc się spostrzegłam, że w quinjet'cie oprócz mnie nie było nikogo. Czując potworny ból pleców, przeciągnęłam się leniwie zakładając na siebie kurtkę. Była za duża, przez co wyglądałam w niej jak w worku. Odgarniając włosy z czoła, skierowałam się w stronę wyjścia na zewnątrz. Przysłaniając dłonią oczy, czułam się jakbym dopiero co wyszła z piwnicy. Stojąc przed maszyną, rozglądałam się w poszukiwaniu dwóch zgub, których nieobecność wywołała u mnie nie mały niepokój. 

- Mówiłem ci, żebyś najpierw wyjął wtyczkę. - usłyszałam głos Steve'a, wydobywający się za samolotem. 

- Nawet mnie nie denerwuj. Mówiłeś, żeby najpierw podłączyć przewody. - słysząc to od razu wyczułam poirytowanie w głosie Bucky'ego. Kierując się w ich stronę, zauważyłam jak stoją przy zewnętrznym panelu sterowania. James usiłował chyba włożyć wszystkie kable do środka, natomiast Steve stał tuż za nim, przyglądając się jego poczynaniom. - Dobra, teraz powinno zadziałać. Idź i spróbuj odpalić silnik. - Steve spełniając jego polecenie wszedł bocznymi drzwiami, znajdując się w kabinie pilotów. Słysząc charakterystyczny warkot silnika, ten zdawał się działać prawidłowo. Po jakimś czasie jednak umilkł.

- Wszystko działa, sprawdzę jeszcze co z łącznością. - powiedział Steve wychylając się zza drzwi, po czym z powrotem zniknął we wnętrzu samolotu. James kiwnął tylko głową, po czym zamknął klapę stając przodem do samolotu. Najciszej jak tylko potrafiłam zakradłam się za nim, po czym rzuciłam mu się na plecy oplatając rękoma jego szyję. Będąc zdezorientowany najprawdopodobniej zrzucił by mnie, gdybym tylko nie parsknęła śmiechem. 

- Właśnie zostałeś obezwładniony żołnierzu. Poddaj się. - mówiąc to nie potrafiłam ukryć rozbawienia w głosie, po czym poczułam jak za sprawą jego jednego płynnego ruchu byłam tuż przed nim. Sama nie wiem co we mnie wstąpiło.

- I co teraz ? - powiedział, patrząc na mnie wyzywająco i lekko się uśmiechając. 

- Ej wypuść mnie, to się nie liczy. - powiedziałam udając obrażoną, co zdawało się go bawić jeszcze bardziej. 

- A co z tego będę miał ? - odparł unosząc brew i bardziej przyciskając do siebie. Kładąc dłonie na jego policzkach pocałowałam go, czując jak jego uścisk powoli słabnie. - Huh zdecydowanie ci to zaliczam. - dodał uśmiechając się i niechętnie mnie puszczając. 

- Ekhem... nie chcę wam przeszkadzać, ale system namierzania własnie zaczął działać. - powiedział Kapitan stając w drzwiach i przyglądając się całej sytuacji. 

- Wpisywałeś współrzędne ? - mówiąc to, James wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. 

- Tak. Wygląda na to, że znaleźliśmy dokładnie położenie tego laboratorium. - odpowiedział Steve.

- O czym wy mówicie ? - odezwałam się w końcu, patrząc pytająco na Bucky'ego. 

- Wiesz kim byłem. I wiesz również, że wystarczy kilka słów, abym znowu stał się bezmyślną marionetką. Nikt, a szczególnie ja nie chciał by, abym wrócił do starego ,,zajęcia''. Wtedy w fabryce wpadłem na pomysł, aby upozorować swoją śmierć. - James mówił to z taką powagą, jakby od tego zależało nasz życie. Choć w sumie zależy. To było głupie.

- Mało brakowało, a naprawdę byś zginął. Widzieliśmy jak budynek stanął w płomieniach, że nie wspomnę o tym jak runął niczym domek z kart. Jak samemu udało ci się stamtąd ulotnić ? - Steve przerwał mu, zostając obdarzony morderczym spojrzeniem.

- Może i nie był to do końca przemyślany plan. Ale nie znam innego, który umożliwił by mi wykreślenia się z listy poszukiwanych przez S.h.i.e.l.d. i Hydrę. A wracając do tematu, jest ktoś kto mógłby wniknąć do mojej głowy, niszcząc oprogramowanie Zimowego Żołnierza. Jest to  jednak trochę ryzykowne. 

- Masz na myśli fakt, że jeśli się nie powiedzie zostaniesz Zimowym Żołnierzem na zawsze ?Twoja psychika zostanie tak wyniszczona, że nie będziesz pił i jadł bo jedyne czego będziesz pragnął, to pozbawić kogoś życia ?  - powiedział Steve wyglądając, jakby pozbył się niewyobrażalnego ciężaru. - Ona musi to wiedzieć. Może Suz przemówi ci do rozsądku. 

- ,,Trochę ryzykowne ?!'' - wykrzyczałam odczuwając wściekłość, zmieszaną z przerażeniem. Jak on mógł ukryć przede mną coś takiego. - Czy ty do reszty postradałeś zmysły ?!  Uciekniemy. Tak daleko jak to będzie możliwe. Nie musisz tego robić. Nie chcę, znowu być sama. - dodałam a łzy mimowolnie pojawiły się w kącikach moich oczu. Nie chciałam, aby wiedzieli mnie w chwili słabości. Miałam cholerną chęć po prostu uciec stamtąd. Gdyby nie Steve, powiedział by mi o tym ? Poczułam się oszukana. 

- Wy nic nie rozumiecie. - powiedział przeczesując dłonią włosy, jednocześnie jakby szukając w głowie odpowiednich słów. Opuszczając głowę wahał się nad odpowiedzią. - Odciąłem się od was nie tylko z powodu tego, że szukałem lokalizacji laboratorium. Ja... dzieje się ze mną coś dziwnego. Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale podświadomie ,,go'' czuję. Idąc ulicą, czy przebywając w czyimś towarzystwie. Parę tygodni po ucieczce z fabryki miewałem sytuację, kiedy o mały włos nie zabiłem kilku cywili, tylko dlatego, że akurat byli pod ręką. Może i nie było by to takie przerażające, gdybym zawsze nad tym panował. Dzień później idąc nocą chodnikiem spostrzegłem faceta, który rozmawiał po przeciwnej stronie ulicy. Zwyczajny gość, który znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Wciągnąłem go w jedną z uliczek i skręciłem kark. Zorientowałem się co zrobiłem dopiero kilka minut później. Nie sądzę, abyście kiedykolwiek szli do sklepu, a chwilę później nie wiedząc dlaczego, stali nad trupem trzymając w ręku zakrwawiony nóż. Ja już tak nie mogę. To mnie przerasta. Jeśli w najbliższym czasie czegoś z tym nie zrobię, on i tak przejmie nade mną kontrolę. Istnieją tylko dwa rozwiązania. Laboratorium, albo śmierć. - poczułam się, jakby ktoś wylał na mnie wiadro zimnej wody. Po jego zachowaniu, nigdy nie spodziewałabym się jak bardzo musi trzymać się w ryzach. Ale jeśli jest szansa, że można mu pomóc. Coraz bardziej zdaję sobie sprawę z tego, jak mało o nim wiem. Jaki i z tego, że wielu rzeczy wolała bym jednak nie wiedzieć. Podchodząc do niego objęłam go, wtulając się w jego tors. To chyba jedyna rzecz, którą mogę w tej chwili zrobić.  

- Pomysł z laboratorium jest ostatnią rzeczą, na jaką bym się zgodziła. Ale nie mam powodu, aby ci nie ufać. Jeśli uważasz, że jest to dobry pomysł nie będę się sprzeciwiać. Proszę cie jedynie, abyś nigdy więcej niczego przede mną nie ukrywał. Znaczysz dla mnie więcej, niż możesz sobie wyobrazić. I nie znam nikogo, kto poświęcił by tak wiele dla ratowania szarej głupiej istotki. - mówiąc to czułam jakąś mentalną blokadę, która nie pozwalała mi spojrzeć mu w oczy. 

- To dzięki tobie odważyłem się przeciwstawić Hydrze. I chcę, żebyś wiedziała, że to ty trzymasz mnie przy życiu. Inaczej już dawno bym się poddał. - powiedział, wkładając w to zapewne sporo wysiłku. Wiem, że wyrażanie swoich uczuć nie przychodzi mu łatwo.  

- A więc wyruszamy jutro. - usłyszałam głos Steve'a, który także nie był przekonany do tego planu. Mimo wszystko, było to jedyne rozwiązanie. A czas, nie był naszym sprzymierzeńcem.    

Witam :)

Jest i obiecany rozdział hura :D W końcu zaczyna się coś dziać. Mam nadzieje, że przypadnie wam do gustu. Sama jestem ciekawa co dalej, więc kolejny pojawi się raczej dość szybko :D Dobrej nocy :3

But... I knew Him - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz