Rozdział XLVI - Kapitan Marvel (James)

807 54 10
                                    

* Popołudnie, Triscelion*

- Nie ma mowy. - burknąłem, siadając na krześle i próbując jakoś pogodzić się z faktem, że nie jest to tylko kolejny senny koszmar. Jak zwykle w moim przypadku, spokój kończy się zaraz gdy tylko otworze oczy. Cholera. Mogłem ulotnić się z tego przeklętego miasta, kiedy była okazja. Ale na to już raczej za późno. O wiele za późno. 

- Wiem co między wami zaszło i jak wyglądało wasze ostatnie spotkanie. Sam nie miałem z nim ostatnio zbyt dobry relacji, ale musimy współpracować. Tylko tym razem, Buck. - Steve opierając się parapet mierzył mnie błagalnym spojrzeniem, wiedząc, że kompromis jest zdecydowanie nie dla mnie. 

- Mówiąc o tym, abyś zebrał kilku zaufanych ludzi, nie miałem na myśli kogoś, kto ścigał mnie przez ostatnie miesiące. No weź. Na pewno masz więcej, tych swoich ,,super'' kumpli. - nie kryjąc irytacji wstałem, słysząc trzask zamykanych drzwi. Zapewne gadka Fury'ego dobiegła końca, bo za drzwiami usłyszeć można było gorliwą dyskusję, na temat najbliższych godzin. Coś czuję, że reszta podzielała moje zdanie. Red Scull to kawał sukinsyna. Powiedzmy, że gdyby Steve przeszedł ,, na ciemną stronę'' prawdopodobnie był by taki jak on. Czyli nie wygląda to za ciekawie. Ale jego już pozostawiam na pastwę Fury'ego i jego super bohaterskiego przedszkola. 

- Stark może pomóc i dobrze o tym wiesz. Lepiej mieć go po swojej stronie. Dopóki Fury daje ci działać na własną rękę, Tony cię nie ruszy. Sam wiesz, że też o to zadbam. Oczywiście nie wątpię, że sam umiesz o siebie zadbać. 

- Może i z moją psychiką nie jest za dobrze, ale nie potrzebuje niańki. I mam gorsze zmartwienia od Stark'a. Dalej nie wierze, że to prawda. - ostatnie zdanie dokończyłem niemal szeptem, tępo wpatrując się w podłogę. To nie to, że się nie cieszę. To spora odpowiedzialność jak dla kogoś kto ma zaniki pamięci i wybuchowy temperament. Dosłownie. 

- Nienawidzę kiedy jesteś taki tajemniczy. To do ciebie nie podobne. Bynajmniej kiedyś nie było. - słysząc głos Steve'a podniosłem głowę, lekko się do niego uśmiechając. Ta jego melancholia bywa denerwująca. Ale dzięki temu, mogę się czegoś o sobie dowiedzieć. Jest jak chodząca retrospekcja. 

- Myślę, że rola wujka będzie ci odpowiadała. - otwierając usta, nie powiedział jednak ani słowa. Słowo zaskoczenie to zbyt słabe określenie, aby opisać teraz wyraz jego twarzy. Ale jeśli ktoś ma wiedzieć, to myślę, że jest jak najbardziej odpowiednią osobą.

- Jak to możliwe? Myślałem, że...

- Ja też. Ale to prawda. - wstając, ściągnąłem z oparcia bluzę zakładając ją na siebie. Czas najwyższy na konfrontację z resztą. 

- Wiesz, nigdy nie sądziłem, że pierwszy się ustatkujesz. Gratulacje. - zbliżając się w moim kierunku objął mnie ramieniem, a jak chcąc nie chcąc odwzajemniłem uścisk. Chyba wolałem go, gdy sięgał mi do ramienia. - Oby tylko było bardziej podobne do Suzan. - klepiąc go w tył głowy, ten zaśmiał się widząc moją niezadowoloną minę. Chociaż w sumie może i ma rację. 

- Zabawne. - burknąłem, uśmiechając się pod nosem. 

- Czas na nas. Ostatnie zadanie i jesteś wolny. Należy ci się. - powiedział kierując się w stronę drzwi.

- Obyś miał rację. Miło by było zostawić już to wszystko za sobą. - idąc za nim, wyszliśmy na korytarz, kierując się w stronę miejsca spotkania. 

***

Siedząc w rogu sali, niezbyt uważnie wsłuchiwałem się w monolog Steve'a. Muszę jednak przyznać, że w przemowach jest całkiem niezły. W sali naliczyłem dwadzieścia osób, w tym niektórych poznanych niedawno. Sam Wilson, Wanda czy Vision. Jadnak nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że część z nich zaraz wyciągnie widły i pochodnie. Widać doskonale zdają sobie sprawę, z kim przyjdzie im współpracować. Zdecydowanie mają ze mną jakieś stare zatargi, o których nie jestem świadom. Nic nowego. Jednak będzie to spora niedogodność, jeśli mam z nimi współpracować. Obiecałem Steve'owi, więc jakoś muszę to zdzierżyć. 

- Podzielimy się na dwie grupy. Zadaniem pierwszej będzie infiltracja od wewnątrz. Ściągniecie każdą osobę, która wyda wam się podejrzana. Wysłałem już kilku ludzi do Waszyngtonu. Po cichu ewakuują prezydenta, gdy tylko dotrzemy na miejsce. Druga wkroczy, gdy dam znać uderzymy tak by Hydra to poczuła. Jakieś pytania? - Steve rozglądając się po zebranych, skierował wzrok w stronę Stark'a, który o dziwo jednak milczał doszukując się w tym planie jakiś niedociągnięć. 

- Świetny plan Stevie. Jednak musisz wziąć pod uwagę fakt, że Scull też ma jakiegoś asa w rękawie. - podnosząc głowę, zauważyłem stojącą w drzwiach krótko ściętą blondynkę. Ją widzę jednak po raz pierwszy.

- Kapitan Marvel. Liczyłem, że się zjawisz. - Steve idąc w jej kierunku, uścisnął jej dłoń, na co ta posłała mu cwaniacki uśmiech.

- No cóż, skopanie tyłka czaszce, nigdy się nie nudzi. Nie mogłabym tego przegapić. 


Hej :D

Huh... dawno tu nie zaglądałam :v Czas najwyższy na wielki finał, a nie miałam pomysłu na zakończenie. Ale no cóż, wydaje mi się, że już jakiś koncept wpadł mi do głowy :D Do zobaczenia w kolejnym <3

Ps. Jej, lubię Carol więc musiała się pojawić :D 


But... I knew Him - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz