Rozdział XLXII - Steve cz.1 (Suzan)

497 33 7
                                    

Siedząc w fotelu, co chwilę zerkałam na zegar wiszący tuż nad kominkiem. Wyjechał cztery godziny temu. I nie odbiera telefonu. Wstając zerknęłam przez okno, uchylając lekko zakrywającą je roletę. Wciąż nic. Co jeśli go znaleźli. Co jeśli wiedzą? Nie. To przeszłość. Biorąc głęboki wdech, okryłam ramiona kocem rozsiadając się w wspomnianym wcześniej fotelu. Wróci. Bez nerwów. Siedząc w ciszy znów zerknęłam w stronę okna, zauważając przemykający za nim cień. Mimowolnie drgnęłam, starając się zachować względny spokój. Bez paniki. James wiele razy pokazywał mi kilka technik, które powinny zapewnić mi bezpieczeństwo. Oczywiście różniły się od tych, które uczą na kursach samoobrony. Są zdecydowanie skuteczniejsze, ale i o wiele bardziej brutalne. I pomimo posiadania tej wiedzy, cała pewność siebie znika, gdy ktoś obcy krąży wokół domu usiłując się do niego dostać. I to wcale się z tym nie kryjąc. Stąpając najciszej jak tylko mogłam, skierowałam się w stronę schodów, prowadzących do pokoju Jasona. Wchodząc do środka zamarłam, widząc otwarte okno i puste łóżko.  Wychylając się, nie zauważyłam nic oprócz wszechobecnego mroku, który już dawno opanował całe niebo. Ręce zaczęły mi niepokojąco drżeć, a myśl o tym, że tajemniczy osobnik dostał się do domu wcale, nie ułatwiała zachowania spokoju. Wchodząc do sypialni, wściekła i za razem przerażona, otworzyłam szafkę w której James trzymał broń. I choć nie miał zamiaru jej używać, zawsze trzymał ją w gotowości. I pomyśleć, że przeszkadzał mi pomysł trzymania jej obok łóżka. Odbezpieczając ją, wychyliłam się zza drzwi, starając się dostrzec zarys jakieś sylwetki. Jednak brak światła, skutecznie uniemożliwił mi dokładniejsze obadanie przestrzeni. 

- Mamo. Tutaj jestem. - usłyszałam szept, wydobywający się z przestrzeni między szafą a ścianą. Wzdrygnęłam się wystraszona, jednak po chwili poczułam ramiona obejmujące mnie wokół pasa. 

- Martwiłam się! Dlaczego się tu schowałeś? - wyszeptałam, po czym nasłuchiwałam otoczenia. Ulga którą poczułam była nie do opisania, ale wciąż nie mogliśmy się czuć bezpiecznie. 

- Myślałem, że to tata, ale ten Pan wyglądał dziwnie. Miałem otwarte okno, ale wystraszyłem się i zapomniałem je zamknąć. - ciągnął, gdy ja wzięłam go na ręce i najciszej jak potrafiłam zaniosłam go w bezpieczniejsze miejsce. Stawiając go na ziemi, zamknęłam drzwi odwracając się w jego kierunku. 

- Co masz na myśli mówiąc dziwnie? -  wyszeptałam, przekręcając zamki. 

- Ma czerwone okulary. A przecież nie ma słońca. - odparł, na co ja zmarszczyłam czoło skonsternowana. 

- Mama pójdzie teraz coś sprawdzić. A ty pod żadnym pozorem stąd nie wychodź. Gdy wyjdę zakluczysz drzwi. Czy to jasne? - powiedziałam spokojnym tonem, gładząc go po głowie.

- Ale tata...

- Wiem co ci mówił, ale za niedługo wrócę. Zostań tu. - powiedziałam otwierając drzwi, po czym zamknęłam je za sobą. Idąc w stronę drzwi wyjściowych, zatrzymałam się widząc pod nimi cień. - Podaj mi choć jeden powód dla którego miałabym nie pociągnąć za spust. 

- Zastrzelisz nowego dyrektora, największej siatki szpiegowskiej na świecie? Przemyśl to Suzan.  - Cholera. Znam ten głos. 

- Czy ta posada zmusza cię, do czatowania pod cudzym domem?  - odparłam poirytowana, wciąż mierząc broń w jego kierunku. 

- Nie musiałbym tego robić, gdyby nie fakt, że jeden z mieszkańców tego domu próbował mnie kiedyś zabić. Wrodzona ostrożność.  - powiedział z sarkazmem, po czym westchnął  robiąc krok do przodu. - Muszę z nim porozmawiać. Z wami. Chodzi o Steve'a. - słysząc to zawahałam się, jednak słysząc imię Rogersa zacisnęłam dłoń na rękojeści broni, po czym złapałam za klamkę otwierając drzwi. Tuż przede mną stał Tony Stark. Człowiek, który parę lat temu miał być moim szefem. Dowodził zespołem mającym za zadanie schwytać Jamesa. I mnie. Nie zastanawiając się uniosłam dłoń, po czym uderzyłam go w twarz. Przyznaję, że czułam sporą satysfakcję. Stark wyglądał na lekko zaskoczonego, po chwili jednak ściągnął okulary, chowając je do wewnętrznej kieszeni marynarki i nie przejmując się tym co przed chwilą się stało. Zasłużył. Wchodząc do środka, rozejrzał się stając przy kominku. 

- Co zrobiliście z James'em? - zapytałam, mierząc go nieufnym spojrzeniem. 

- To nie ma go tutaj? - zapytał wyraźnie rozczarowany, jednak jedyne czego nie mogłam rozszyfrować to jego nieobecnego spojrzenia i ledwie widocznego smutku. - Niech to szlag. 

- Dlaczego pofatygowałeś się, aż tu? Skąd w ogóle masz ten adres ? Minęło osiem lat, a ty znów próbujesz namieszać? - rzucając pytanie za pytaniem, czułam na sobie jego spojrzenie. 

- Nie byłoby mnie tutaj, gdyby to nie było ważne. Jednak chciałem powiedzieć wam to osobiście, zanim zaczną mówić o tym w telewizji.  - odparł, poprawiając poły marynarki, po czym odwrócił wzrok próbując ukryć zaszklone oczy. - Steve Rogers nie żyje. Zmarł w wyniku odniesionych ran. Przykro mi. 


Witam :x

Trochę się przeciągnęło, z powodu braku czasu >.< Kolejny w trakcie, więc uzbrójmy się w cierpliwość ^^ Dobrej nocy <3 


But... I knew Him - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz