Rozdział LXIV

531 39 44
                                    

Następnego dnia Kylo nie poszedł do szkoły. Nie dlatego że nie chciał, czy przez to co powiedział Dameron. Po prostu się przeziębił. Nie chciał znowu opuszczać dni w szkole, ciężko już nadrabiało się zaległości po szpitalu. Wziął leki i liczył na szybką poprawę.

Napisał rano smsa do Huxa, że go nie będzie, po czym pograł trochę w Darkest Dungeon i ugotował sobie spaghetti. Bez mięsa oczywiście. Wiedział, że ojciec dzisiaj wraca, więc dobrze by było, gdyby było w domu coś do żarcia.

Gdy grał, telefon zabrzęczał przypominając mu o zmianie opatrunków. Zwykle robił to rano przed zajęciami, ale pozwolił sobie na dłuższy odpoczynek od tego widoku.

Najchętniej nie ściągałby gazy i bandaży. Najchętniej pozwoliłby, żeby zakażenie go dobiło. Nie mógł, bo miał Huxa i rodziców. Co nie znaczyło wcale, że nie myślał o tym codziennie rano patrząc w lustro.

Blizny nie znikną. Będą z czasem jaśnieć, ale jego twarz zostanie zniekształcona do końca życia. Wszystkie jego postacie w grach miały bliznę od czoła, przez oko, kończącą się gdzieś na szczęce. Powinien wiedzieć, że blizny tak nie wyglądają. Teraz miał swoją, o wiele dłuższą, zaczynała się na policzku, a ciągnęła aż do obojczyka. Była krzywa, skóra na około miała paskudny bordowy kolor, a sama blizna była sina, jej odcień przyprawiał Kylo o mdłości.

Mama mówiła mu, że niedługo zacznie terapię laserową. Pozwalała ona szybciej goić się ranom, a blizny jaśniały i wtapiały się w kolor skóry. Był ciekawy ile będzie kosztować jego głupota. Rodzice pewnie nie będą chcieli mu powiedzieć, a Kylo czuł się winny.

Był ciągłym problemem dla swoich bliskich i żałował ich, że musieli trafić w swoim życiu akurat na niego. Że urodził się swoim rodzicom, że Armitage się w nim zakochał. Nie zasługiwał na to wszystko.

Nałożył maść na blizny i zasłonił je opatrunkami. Lekarz podczas ostatniej wizyty powiedział Kylo, że już ich nie potrzebuje, przynajmniej podczas chodzenia po domu, ale on bał się reakcji innych. I swojej.

Żeby nie myśleć o tym wszystkim, wrócił do łóżka z zamiarem drzemki, ale potrafił tylko leżeć w ciszy, bo jego myśli nie chciały dać mu spokoju.

***

Dzień nie mógł się dla Huxa zacząć lepiej. Nie zjadł śniadania, jego autobus się spóźnił, gdzieś na plecach urodził się nowy siniak, sweter otarł mu skórę na kręgach kręgosłupa, tak że był dorobił się strupów, a w dodatku Kylo się rozchorował. Na dobitkę, gdy tylko wszedł na przyrodę, nauczycielka od razu odesłała go do gabinetu dyrektora na oczach całej klasy. Od razu widział, że miało to związek z ich wczorajszą wycieczką nad jezioro. Westchnął cierpiętniczo i poszedł.

W sekretariacie pod drzwiami dyrektora siedziała już reszta. Hux przywitał się najpierw z panią sekretarką, a potem wymamrotał „cześć" do swoich kolegów, zanim usiadł na krześle obok Rey.

- Gdzie Kylo? - spytała zmartwiona.

- Przeziębił się od biegania bez kurtki - wyjaśnił.

Dziewczyna zdawała się zakłopotana, ale nim zdążyła coś powiedzieć, sekretarka oświadczyła im, że dyrektor czeka w gabinecie.

Cała czwórka weszła do pokoju i stanęła w szeregu przed biurkiem dyrektora. Alexander Hutt jak zwykle ubrany był w garnitur, koszula opinała jego szerokie ciało. Wyglądał jak przerośnięte niemowlę, ciągle pulchne, ale z pierwszymi oznakami zarostu. Zawsze, gdy się uśmiechał, marszczył mu się nos. Hutt nie był dyrektorem z piekła rodem, wręcz przeciwnie, uczniowie go lubili, swego czasu miał nawet fanpage na facebooku, gdzie anonimowo można było dodawać jego śmieszne zdjęcia z apeli i korytarzy, dopóki administracja się nie dowiedziała i kazano stronę usunąć. Hux miał okazję kilka razy z nim rozmawiać, głównie w sprawach klasowych wyjść lub jego konkursów naukowych. Rey kiedyś wspominała, iż miała z nim chemię w pierwszej klasie i dobrze wspominała te zajęcia, zwłaszcza, że wystawił jej piątkę.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 16, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Antidotum na niepokójWhere stories live. Discover now