Rozdział XLVI

473 78 27
                                    

Gdy stanęli na dole schodów, nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli. Dwie osoby zalegały na stole, drzwi do łazienki były uchylone i Bohdi klęczał nad toaletą. Kaydel siedziała przy stole z miną, która świadczyła o tym, że dziewczyna zupełnie się poddała. Z podłogi nieporadnie starał się podnieść Cassian, obok klęczała Jyn i nalegała, żeby jednak poleżał. Całość zagłuszały odgłosy filmików z internetu, które ktoś oglądał z ciągle podłączonymi głośnikami.

- Przecież daję radę, skarbie – mamrotał Cassian.

Jyn wywracała oczami i przytrzymywała go przy podłodze.

- Proszę, zachowaj jakąś godność, Cass. Jaki dajesz przykład młodszym.

- Najlepszy.

Z kuchni dobiegały krzyki. Poe i Finn się o coś sprzeczali, a Rose próbowała w tym samym czasie pozbierać szkło z podłogi.

- No kurwa nie wierzę, nie było mnie PÓŁ GODZINY! - krzyknęła Rey i pobiegła do kuchni. - Co wy robicie!?

- Kylo!

Ren obrócił się na dźwięk swojego imienia. To był Hux, który podbiegł do niego i praktycznie uwiesił się na szyi. Kylo ledwo go utrzymywał na nogach.

- Gdzie ty byłeś?! Szukałem cię! - wykrzykiwał z pijaną nutą w głosie. - Czemu mi nie powiedziałeś, gdzie idziesz? I w ogóle... - Obrócił się, Kylo dalej go trzymał, był zupełnie skołowany tym, co się dzieje. - Cass jest w porządku, ale taka słaba głowa - skomentował, patrząc na rozwalonego na dywanie chłopaka.

Jyn posłała mu morderczy wzrok, a Hux tylko się zaśmiał i obrócił do Kylo, kładąc mu dłonie na klatce piersiowej.

- Chyba lubię moje nowe włosy, Kylo - powiedział.

- Ja też je lubię - mruknął Ren. Nie chciał go puszczać, choć jeszcze ani razu nie okazywali sobie takich czułości wśród ludzi, ale ci byli tacy pijani, że prawdopodobnie nawet nie zauważyli. - Jesteś okropnie pijany - zaśmiał się.

- Zamknij się, nie jestem - odpowiedział, ale prawie zleciał na ziemię, gdy próbował się od Rena odsunąć. - Dobra, jestem najebany, niczego nie żałuję - wyszczerzył się, zaciskając dłonie na koszuli Kylo.

- Chodź na dwór - powiedział Kylo, a po chwili zastanowienia, po prostu go podniósł. - Inaczej będziesz żałować jutro.

- Nie, teraz wszystko się kręci! - krzyknął Hux.

Zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu.

- Armitage? - Udało mu się wyjść na dwór nie zahaczając Huxem o żadną ze ścian. - Jeny, zezgonowałeś, słońce.

- Po prostu dobrze się bawię - odpowiedział mu półgłosem.

Kylo postawił Huxa na ziemi, tak, że stali teraz naprzeciwko siebie.

- Będziesz mnie teraz nazywał słońce? - parsknął śmiechem.

Kylo udał, że poważnie się zastanawia.

- Nie, brzmi cholernie dziwnie - zaśmiał się.

- Tak, najlepiej nic nie mów - powiedział Hux, zbliżył się do niego i pocałował.

Był zbyt pijany, by zastanawiać się nad swoimi czynami. Już tak długo chciał to zrobić, że nie umiał się powstrzymać.

Kylo na chwilę zatkało, po czym przyciągnął go do siebie, wczesując palce w niebieskie kosmyki. Wargi Huxa były nadspodziewanie miękkie, a gdy Armitage rozsunął językiem jego usta, poczuł mocny smak papierosów i alkoholu. Nie odrzuciło go to, chciał więcej, bardziej, czuł się, jakby tęsknił za całowaniem go. Przerwali dopiero, gdy zabrakło im tchu. Oboje mieli przyspieszone oddechy, patrzyli sobie w roziskrzone oczy.

Antidotum na niepokójWhere stories live. Discover now