Rozdział XXII

486 75 41
                                    


Chciałam Wam jakoś złożyć życzenia z okazji Dnia Kobiet, ale pomyślałam, że lepiej będzie wrzucić rozdział. Enjoy.



Powoli zaczynało się ściemniać, Hux nie miał pojęcia gdzie jest i która jest godzina. Ledwo szedł, co jakiś czas robił sobie przerwy. Mógłby usiąść i czekać, ale bał się zostać całkiem sam. Czy w górach nie było dzikich zwierząt? Zastanawiał się, czy ktoś już zauważył, że go nie ma. Czy znajdą go w najbliższym czasie? Ścieżka zdawała się nie mieć końca, drzewa, które chyliły się nad nim, gdy kuśtykał do przodu, zabierały światło, było coraz chłodniej. Hux nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł się tak beznadziejnie. Bezbronny, ze skręconą kostką, idący dalej i dalej w nieznane rejony. Nie zdziwiłby się, gdyby szedł w przeciwną stronę niż jest ośrodek, zupełnie zgubił kierunek, każda ścieżka wyglądała tak samo. Wszystko byłoby prostsze, gdyby nie zabrali mu telefonu na starcie, czy ktoś wśród tych pożal się Boże opiekunów wpadł na to, że uczniowie mogą się zgubić? To był pierdolony las! Myślał o tym, że mógł w ogóle nie wstawać z łóżka. Wrócić spać po śniadaniu, udać chorobę, cokolwiek. Gdyby biegł z Kylo, pewnie by do tego nie doszło. Ren nie zostawił go, gdy byli na szlaku, więc pewnie teraz też dotrzymał by mu kroku, nawet jeżeli spokojnie mógłby wyprzedzić ich wszystkich.

W pewnym momencie Hux zatrzymał się i usiadł na skałce przy ścieżce. To nie miało sensu, by szedł dalej, mógł oddalać się od tych, co go szukają. O ile w ogóle ktoś się przejął. Może Kylo, ostatnio przejmował się nim za bardzo. Z jednej strony denerwowała go nadmierna troska, z drugiej jednak było w tym coś wyjątkowego, coś ciepłego i ludzkiego. Gdzieś z tyłu głowy Armitage miał nadzieję, że Kylo go szuka, że dowiedział się o jego zaginięciu i go szuka. Albo wysłali nauczycieli. Zastanawiał się, w którym momencie musieliby zawiadomić policję. I jego rodziców. Ojciec do końca życia by na niego nie spojrzał. Może od razu spisałby go na straty, rzucił słuchawką i uznał, że nigdy nie miał syna. Huxem wstrząsnął dreszcz. Mógł zabrać bluzę.

Ściągnął prawego buta i obejrzał nogę, kostka była wyraźnie spuchnięta, każdy dotyk bolał jak cholera.

- Nie powinienem był się ruszać - powiedział do siebie.

Chciało mu się płakać, z bólu, z bezsilności, ze zmęczenia. Już dawno nie był na takim dnie. W jego głowie działo się za dużo, a fakt że siedział sam w lesie tylko pogłębiał te uczucia. Zacisnął zęby i wziął głęboki wdech. Musiał się uspokoić. Armitage Hux nie panikuje.

Kylo biegł na złamanie karku do rozwidlenia dróg, o którym wspominał Poe. Powtarzał sobie, że Hux nie mógł zajść jakoś strasznie daleko, ale gdy tylko skręcił w ścieżkę, na której Armitage się rzekomo zgubił, z przerażeniem stwierdził, że nie widzi żadnej sylwetki majaczącej na horyzoncie.

Przyspieszył.

- Hux! - krzyknął, a echo odbiło się między drzewami - Gdzie on jest do cholery - mruknął już bardziej do siebie. Zaraz będzie ciemno, zaraz zrobi się zimno, a Armitage pewnie nie miał na sobie nic poza jakąś koszulką i spodenkami. Kylo zdążył już założyć bluzę, choć w biegu zdjął ją i owinął na biodrach, a także odebrać swój telefon na mecie - Armitage!

Hux prawie zasypiał, siedząc na skałce z głową opartą na podkulonych kolanach. Było zimno i z pewnością dość późno. Czuł jak jego żołądek zjada sam siebie. Ile już tam siedział? Nie był pewien, stracił poczucie czasu, a mrok nadchodził nieubłaganie. Zastanawiał się, czy w ogóle go dzisiaj znajdą. Będzie to trudne, jeżeli do tej pory zupełnie zajdzie słońce. Czy w takich wypadkach nie wznawia się poszukiwania dopiero rano? Huxowi zdecydowanie nie podobała się wizja spędzenia nocy na tym odludziu. Przysiągł sobie, że już nigdy w życiu nie pojedzie na wycieczkę szkolną ani żadną inną, jeżeli miałaby odbywać się z dala od cywilizacji.

Antidotum na niepokójWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu