Rozdział LVII

444 58 28
                                    

Renowi wydawało się, że leżał w szpitalu nie dwa tygodnie, a co najmniej dwa miesiące. Poczucie pogłębiał fakt, że gdy wyszedł ze szpitala, trawniki pokrywała cienka warstwa śniegu. Niby środek jesieni, ale pogoda potrafiła czasem sprawić wszystkim psikusa. Nie opuszczał tego budynku sam, towarzyszyła mu mama. Armitage bardzo chciał go odebrać, ale Kylo wypisywali w godzinach szkolnych, więc postanowili, że przyjdzie na obiad po zajęciach. Było to już i tak ogromne poświęcenie z jego strony, bo za trzy dni miał mieć etap szkolny olimpiady.

Ren szedł obok swojej mamy zapełnionym parkingiem, na którym w nocy musiała robić się niezła szklanka. Ludzie spoglądali na niego od czasu do czasu i odwracali się z lekkim przerażeniem. Wolał to niż tych, co gapili się z chorą ciekawością, bo ich miał ochotę udusić. Część opatrunków już mu zdjęli, ale szwy dalej pilnowały, żeby skóra się nie rozeszła. Mieli ściągnąć je dopiero w przyszłym tygodniu.

- Mogę pomóc ci z obiadem? - zapytał, gdy już wsiedli do auta i zapięli pasy.

- Myślę, że dam sobie radę, powinieneś wypoczywać - powiedziała Leia i posłała synowi uśmiech.

Widok plastrów na twarzy jej jedynego dziecka był ciągle bolesny i teraz, poza szpitalem, jeszcze bardziej wydawało jej się, że w każdej chwili rany się otworzą. Lekarze zapewniali, że Kylo może spokojnie wrócić do domu, a nawet do szkoły, w torebce miała jego leki, wszystko miało być teraz w porządku.

- Nie traktuj mnie jak jajka - mruknął. - Poza tym... To ma być dla Armitage'a.

Leia westchnęła.

- Dobrze, ale pod warunkiem, że nie będzie to spaghetti. Znasz inne przepisy, które na pewno mu zasmakują - powiedziała.

Ren prawie powiedział: pizza, ale ugryzł się w język.

- Może lasagne? Albo risotto?

- Ech, widzę, że kuchnia włoska nas nie opuści - zaśmiała się. - Niech będzie risotto - zdecydowała i pomyślała przy tym, że może taki miękki posiłek nie sprawi Benowi bólu.

Gdy dojechali do domu, Leia wyskoczyła jeszcze na małe zakupy, a Kylo zaczął się znów przyzwyczajać do swojego pokoju. Trochę się tu zmieniło, mama musiała mu posprzątać i poprzestawiać kilka rzeczy, ale jednocześnie zajęła się jego roślinkami, więc nie potrafił jej mieć tego za złe.

Położył się na chwilę na łóżku, a gdy jego mama wróciła, zajęli się wspólnym przygotowywaniem obiadu, słuchając przy tym radia i komentując informacje podawane między piosenkami.

***

Hux siedział na historii, wyczekując ostatniego dzwonka. Zaczytany w notatki z wosu i tak nie skupiał się na lekcji, ale za każdym razem, gdy podnosił głowę, by spojrzeć na zegarek, okazywało się, że minęły tylko trzy minuty odkąd patrzył ostatni raz. Wiedział, że Kylo jest już w domu, dostał od niego wiadomość podczas długiej przerwy. Nie mógł jednak przestać myśleć o tym co będzie, gdy Kylo wróci do szkoły. Wiedział, że ten na pewno się stresuje, że boi się wrócić. Zwłaszcza, że oficjalnie będzie na lekach. Sam fakt, że bał się, że on go zostawi...

- Hej - usłyszał nagle Hux. Zaczepce towarzyszyło lekkie kopnięcie w krzesło, co rozproszyło jego myśli. Odwrócił się, w ławce za nim siedział Finn. Odkąd drugi nauczyciel zachorował, obie klasy miały rozszerzenie z tym samym, przez co w klasie był straszny tłok. - Masz długopis pożyczyć?

Hux westchnął i oddał Finnowi długopis, który leżał na stoliku. I tak go nie używał. Finn podziękował i wrócił do notowania. Hux uznał, że teraz też się skupi. Nie mógł sobie pozwolić na rozpraszanie uwagi w tak ważnym czasie.

Antidotum na niepokójWhere stories live. Discover now