Rozdział 29

3K 140 103
                                    

Ogromnym plusem przeprowadzki były wyrzuty sumienia, które męczyły jej mamę odkąd znalazły się w Katowicach. Tylko dlatego Magda mogła pozwolić sobie na większą swobodę niż miała w Warszawie. Późne wyjścia, przebywanie niemal cały czas poza domem... Oczywiście sporo wspólnego z brakiem protestu ze strony rodziców (w tym przybranego ojca) miało towarzystwo braci. Dzięki nim Magda nie musiała tłumaczyć się z wielu wyjść. Czasem natomiast wystarczało skuteczne krycie przez Martę.

Jak teraz.

Magda nie była pewna, czy mama nie miałaby nic przeciwko odwiedzinom u chłopaka. Nie była naiwna. I z pewnością ufała swojej córce. jednak to mogło nie wystarczyć. Szczególnie że Magda miała wybrać się do Dawida sama. O ile jednak Szymon nie był problemem, o tyle na innego chłopaka mama mogła patrzeć w zupełnie odmienny sposób. Dlatego według  oficjalnej wersji Magda była teraz u Marty.

Od Krzyśka i Maćka dostała adres, który zaprowadził ją do dzielnicy domków szeregowych. Budynku były nowe. Całe osiedle okalał wysoki mur zakończony metalowymi zdobieniami. Sama dzielnica natomiast wyglądała na zadbaną. Przed niektórymi budynkami stały auta, które w najlepszym razie musiały należeć do średniej półki cenowej. Nie było to może osiedle bogaczy, ale na pewno dobrze monitorowane. Liczne kamery z pewnością obejmowały cały teren zamkniętego osiedla.

Dziewczyna niepewnie szła wewnętrzna drogą. Przynajmniej kilka razy chciała zrezygnować. Nachodzenie Dawida w domu było... dziwne. Nie miała właściwie żadnych powodów, żeby go odwiedzać. Nie byli przyjaciółmi. Ledwo się znali. I ledwo się tolerowali. Mimo to patrzyła na fasady budynków w poszukiwaniu numeru domu, o którym wspomniał Krzysiek.

Zamknięta brama była sygnałem, że lepiej stąd iść. Ale wtedy Magda przypomniała sobie, że to z jej powodu Dawid był w obecnym stanie. I nawet jeśli totalną głupotą było wypisanie się na własne żądanie ze szpitala, to jednak za każdą jego połamaną kość była w pewnym stopniu odpowiedzialna.

Dlatego ostatecznie zadzwoniła domofonem.

Nie czekała długo. Nikt nawet nie zapytał, kim jest. Jedynie sygnał dzwonka uświadomił jej, że może wejść. Czy Dawid się jej spodziewał? Kumple go uprzedzili?

Nie zdążyła zapukać do drzwi. Stala przed nimi z uniesioną ręką, gdy drzwi same się otworzyły.

- Mówiłem ci, że masz pytać kto to, zanim otworzysz drzwi - usłyszała poirytowany głos, kiedy drzwi się otwierały.

Dawid, który spoglądał w głąb domu, dopiero teraz na nią zerknął. Na jego twarzy odmalowało się spore zdziwienie.

- Co ty tutaj robisz?

- Ja... eeee... przyszłam cię odwiedzić - wydukała.

- Nie musiałaś. Mówiłem ci, że masz od nas wolne.

- Wiem, to nie dlatego. Maciek i Krzysiek powiedzieli, że wypisałeś się ze szpitala i dlatego...

- Kto to? - zza Dawida niemal wyskoczyła mała dziewczynka.

Mogła mieć kilka lat, raczej nie więcej niż sześć. Jasne blond włosy ułożone miała niedbale w kok. A jej strój sprawiał, że wyglądała jak mała księżniczka. Dosłownie miała na sobie sukienkę godną księżniczki, zupełnie jakby wybierała się na bal przebierańców.

- Koleżanka ze szkoły. Miałaś jeść obiad - przypomniał jej Dawid.

- Nie chcę pizzy. Codziennie pizza. Chcę makaron z serem.

Dawid skrzywił się, słysząc to żądanie.

- Jutro. Obiecuję, że zrobię to jutro.

- Miał być dzisiaj. Obiecałeś.

Kapitanowie szkół (pierwotna wersja)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz