Rozdział 2

5.6K 190 53
                                    

- Nie chciałbym przeszkadzać, ale powinnaś wstać.

Głos przedzierał się bez zasłonę snu. W pierwszym odruchu chciała rzucić krótko „spadaj" i obrócić się na drugi bok. Ostatecznie nie zmieniła szczególnie zamiaru, pokrywając odmowę nieco większą dawką uprzejmości.

- Zjem później. Jestem zmęczona - wymamrotała niewyraźnie.

- Rozumiem, ale mimo to...

Tego było dla dziewczyny za dużo. Chwyciła poduszkę, którą miała pod głową, po czym uderzyła nią natręta, unosząc się do pozycji siedzącej. Zareagowała instynktownie, jak zwykle nie myśląc, co robi. Z drugiej strony każdy kto ją znał wiedział, że czystą głupotą jest próba obudzenia jej bez zachowania odpowiedniej odległości. Będąc w stanie pośrednim między snem a jawą, Magda nie pomyślała, kogo atakuje.

Orzeźwienie przyszło nagle. W jednej chwili ocknęła się, gotowa na ocenę skutków uderzenia. Miała nadzieję, że przez poduszkę cios nie okazał się zbyt silny.

- Dominik? -zapytała niepewnie, widząc, że chłopak przyciska poduszkę do twarzy.

- Nic mi nie jest - powiedział najpierw przez materiał, a później powtórzył odsłaniając twarz. - Po prostu wolałem ją zachować w razie gdybyś znowu zamierzała mnie uderzyć.

Nie wyglądał na złego - uśmiechał się wyraźnie rozbawiony jej reakcją. Gdyby cios był silniejszy, pewnie to nie uśmiech pojawiłby się na jego twarzy.

- Zawsze tak robisz?

- Tylko jak mnie budzą. - Próbował wyczytać z jej twarzy czy żartuje. - Naprawdę. To taki odruch. Ale budzików nie niszczę - dodała na usprawiedliwienie. - Możesz uprzedzić resztę. Nie będę miała ci tego za złe.

Dominik w pierwszej chwili rzeczywiście zamierzał tak zrobić, jednak dość szybko stwierdził, iż następnym razem wyśle do budzenia dziewczyny Pawła. Znając go, pewnie zachowa jeszcze mniejszy dystans, a trzeba przyznać, że zasłużył na kilka kolejnych ciosów.

Dla Magdy nagły śmiech chłopaka był niezrozumiały. Spojrzała na niego zdziwiona.

- Pomyślałem o czymś zabawnym - wyjaśnił. - Z chęcią dłużej porozmawiałbym o twoich nawykach, ale czekają na nas z obiadem.

- Stanie się jakaś tragedia, jeśli zjem później?

- Raczej tak - westchnął ciężko. - Praktykujemy rodzinne obiadki. Nikt się nie wymiga, choć wielu już próbowało.

- W takim razie zejdę za kilka minut. Bez obaw, tym razem nie zasnę.

Dominik nie wyglądał na przekonanego, ale nie mógł zachowywać się jak strażnik więzienny i poczekać w pokoju, żeby później móc odprowadzić ją na miejsce sądu. Niechętnie wyszedł z pokoju, co dziewczyna natychmiast wykorzystała, ściągając pogniecioną bluzkę. Matka nigdy by jej nie wybaczyła, gdyby w takim stanie pojawiła się na obiedzie, który dla niej samej był czymś niecodziennym. W Warszawie jadali gdy tylko mieli czas. Nie pamiętała już kiedy ostatni raz zebrali się przy wspólnym posiłku. Znacznie częściej mijali się w niewielkiej jadalni.

Stanęła przez lustrem, lustrując swój wygląd. Zastanawiała się co też bracia o niej uważają. Bez ubrania mięśnie wyraźnie rysowały się pod skórą. Nie było w tym nic dziwnego, bowiem trenowała często i ciężko aby zachować dobrą formę. Z natury była raczej drobna, toteż nie zamieniła się w kulturystkę, jednak każde napięcie mięśni stawało się bardzo widoczne. Tylko dlatego pomimo panującej w domu temperatury nie założyła jeszcze niczego z krótkim rękawem. Na razie chciała by widzieli uśmiechniętą twarz o gładkiej cerze o zdrowym odcieniu oraz długie blond włosy, z których była dumna. Jak na osobę, nie przykładającej uwagi do wyglądu, prezentowała się całkiem dobrze. Nie musiała podkreślać niebieskich oczu ani malować gęstych rzęs - i bez tego wyglądała dość dobrze. Może nie była pięknością, ale widziała wiele dziewczyn brzydszych od siebie, którym nie pomagały nawet najlepsze kosmetyki. Cóż, przynajmniej z makijażem nie miała nigdy problemu, bo go nie robiła.

Kapitanowie szkół (pierwotna wersja)Where stories live. Discover now