Rozdział 25

3K 131 29
                                    

Magda nie była delikatną dziewczyną, która nigdy nie została uderzona. Niektóre jej sparingi przyprawiały o ból mięśni i siniaki. Czasem jeden na drugi. A czasem całe ciało było upstrzone wielobarwnymi siniakami, z których część nadal była fioletowa, a inne już żółte. Szymon zawsze się o to na nią wściekał. Był gotowy bronić jej honoru i cnoty, i wyzwać na pojedynek tego, który jej to zrobił. Dopiero długie tłumaczenia pomagały i chłopak uspokajał się.

Do ciosów Magda była przyzwyczajona. Ale jeszcze nigdy nie obudziła się z takim łupaniem w głowie. I nigdy nie obudziła się związana. Leżała na boku na zimnym betonie. Jej policzek ocierał się o szorstką, wilgotną podłogę. Jeśli wcześniej było jej zimno to teraz praktycznie zamarzała. Mimo to obróciła nieznacznie głowę i czołem wsparła się o chłodny beton. Przyniosło to minimalną ulgę.

Dopiero po dobrej chwili była w stanie rozejrzeć się po otoczeniu. Hala lub magazyn - sama nie była pewna. Wiedziała tylko, że wnętrze było ogromne. Wysoko nad nią unosiło się sklepienie. Długie, wąskie okna były albo bardzo brudne, albo wybite. Gdzieniegdzie na ziemi leżał tynk, który odparł ze ścian.

Magda uświadomiła sobie, że ma dreszcze. Trzęsła się coraz bardziej nim usłyszała skrzypienie drzwi. Od razu spojrzała w tamtą stronę. Do środka weszła grupka trzech chłopaków. Im bliżej Magdy byli, tym więcej szczegółów ich wyglądu była w stanie odnotować.

Nie mogli być w jej wieku. Wyglądali na starszych. Może na wiek Pawła, a może nawet jeszcze starszych. Nie wyglądali tez na porywaczy. Właściwie minęłaby ich na ulicy i nie zwróciła specjalnej uwagi. A jednak nie wydawali się przypadkowymi przechodniami. Wpatrywali się w nią z namysłem. Jednak szybko ich twarzy wykrzywiły się w nieprzyjemnym grymasie.

- Śpiąca królewna się obudziła - rzucił jeden z nich.

Był tak okropnie... przeciętny. Ale w jego oczach Magda widziała coś jeszcze: okrucieństwo. Z całej trójki to on najbardziej cieszył się z jej stanu. Potwierdziły to jego kolejne słowa.

- I chyba jej zimno. Trudno. Musisz wytrzymać do czasu pojawienia się księcia.

- Co masz na myśli? Czego ode mnie chcecie? Kim jesteście? - przez szczękanie zębami trudno było jej mówić, ale musiała poznać odpowiedzi na te pytania.

- Od ciebie nic. No może tylko to, żebyś była przynętą.

- Niby na kogo?

- Nie będziemy ci zdradzać tej tajemnicy. Poczekaj trochę to przekonamy się czy uważa się za twojego księcia.

Pomimo zmarznięcia i bólu głowy zdołała kpiąco prychnąć.

- Nie potrzebuję ratunku. A już na pewno nie przed wami?

- Nie? - zapytał drugi z chłopaków, patrząc na nią z uwagą. - Na moje oko jesteś w kiepskiej pozycji. I to całkiem dosłownie. Ale skoro jesteś tak pewna swojego... - urwał.

Zaczął iść w jej stronę. Pokonywać te marne kilka metrów, które zostało do niej. Magda szarpała się w więzach. Czuła, że te poluzowały się nieznacznie. Ta trójka nie była specjalistami od węzłów. Ale nadal była ona jedna przeciwko ich trójce. Gdyby była w pełni sił, a nie skostniała z zimna...

Chłopak nachylał się już ku niej. Sięgał dłonią do szyi lub klatki piersiowej, gdy kolejne skrzypnięcie drzwi sprawiło, że znieruchomiał. Wszyscy, niczym na komendę, spojrzeli na drzwi. Do środka sali weszła pojedyncza postać. Tylko jedna osoba przeciwko tej trójce. Mimo to szła pewnie, aż zbliżyła się na kilka metrów od ich grupki.

- Wystarczy - zarządził jeden z porywaczy.

Rozstąpili, odsłaniając jej widok... i zarazem odsłaniając widok dawidowi.

Kapitanowie szkół (pierwotna wersja)Where stories live. Discover now