15. Jak na złość

127 34 8
                                    

Pili wino, rozmawiali praktycznie o wszystkim i zrobiło się naprawdę miło

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Pili wino, rozmawiali praktycznie o wszystkim i zrobiło się naprawdę miło. Nie wracali nawet do tematu Bartka, jakby ten w ogóle nie istniał, aż wreszcie Krzysztof zaproponował jej nocleg, na co z oporami, ale ostatecznie przystała. I wówczas jak na złość atmosfera między nimi się zmieniła. Nie wiedziała, czy to z jego strony jakaś gra, bo nie wydawał się już być sobą, jakby siedział przed nią zupełnie inny facet. Dochodziła dziewiętnasta, gdy zaczął nerwowo zerkać na zegar i wspominać o żonie, jej sukcesach, pracy, synu, a w końcu o tym, jak bezskutecznie starali się o dziecko. Zaraz pożałowała, że zgodziła się zostać na noc. Planowała, jak się z tego szybko wykręcić, gdy grubo po dziewiętnastej trzasnęły drzwi i jego wychwalona połowica wróciła do domu razem ze swoim synem.

– Nie wiedziałam, że masz gościa – rzuciła z szerokim uśmiechem. – A tak na marginesie, to zapomniałeś odebrać Mikołaja – dodała, zwracając się do Krzysztofa.

– Przepraszam, czekałem, aż dziadek do mnie zadzwoni – wytłumaczył naprędce. – To moja żona Marzena i nasz Mikołaj – przedstawił ich Krzysztof, wstając od stołu. – A to jest koleżanka Bartka. Sam trochę się zdziwiłem, gdy „Antek" okazał się Anitą. Zaproponowałem jej nocleg, nie masz nic przeciwko?

Anita wodziła za nimi skołowanym wzrokiem jak na meczu tenisa stołowego. Po superlatywach, z jakimi wyrażał się o żonie, podobnie ją sobie wyobrażała. Ładna, elegancka i zgrabna blondynka, z garniturem pięknych zębów. Za to jej syn ani trochę nie był do niej podobny. Śniada cera, kruczoczarne włosy i rysy twarzy, wskazywały, że jego ojcem najpewniej był muzułmanin.

– Ależ skąd, naturalnie kochanie. – Machnęła dłonią kobieta, a drugą, kurczowo trzymała za ramię chłopca. – To dla nas wszystkich wielka strata. – Spojrzała na nią, tracąc wesoły nastrój. – Jednak życie toczy się dalej, jak lubi mawiać mój mąż – dodała i wyprowadziła syna z kuchni.

Dziwnie się zachowywała, jakby broniła chłopcu, żeby się przywitał, a wyraźnie się do tego wyrywał.

– Przygotuję kolację! – krzyknął za nimi Krzysztof, ale nie było odzewu.

Gdy rozległo się trzaśnięcie drzwiami, momentalnie „stary" Krzysztof powrócił.

– Improwizuję, niczym się nie martw – wyjaśnił konspiracyjnie.

– Nie martwię się, ale nie zostanę na kolacji. Mam dość twojego cyrku... waszego cyrku – oznajmiła z zająknięciem.

– Proszę cię, chcę, żebyś została. Poza tym, piłaś alkohol, więc jak masz zamiar wrócić do domu? – Spojrzał na nią z obawą.

– Nie jestem samobójcą, zadzwonię po taksówkę i znajdę jakiś nocleg – odparła, zbierając się do wyjścia.

– A ja nie jestem ślepy – warknął. – Proszę cię, zostań, wiem, że chcesz.

WirtualniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz