-Rozdział 17-

2.5K 118 60
                                    

— Nie, Eileen, zostaw to! — zawołał Logan przez śmiech, gdy wyjęłam ze schowka w jego pick-upie sporych rozmiarów fotografię. Na zdjęciu brunet miał na sobie spodenki ze Supermanem i koszulkę z Myszką Miki. Buzię miał całą usmarowaną czekoladą, a w rączce trzymał zgniecione ciastko. Miał może z trzy lata. Jego oczy były wtedy jeszcze pełne życia.

— Dlaczego to tutaj trzymasz? — zapytałam, śmiejąc się. Był taki słodki!

— Sam nie wiem. Wiesz, jak dawno nie zaglądałem do tego schowka? Oddawaj. — Posłał mi ostrzegawcze spojrzenie i wyciągnął rękę po zdjęcie.

Uniosłam je w górę.

— Nie tak szybko. Będzie buziak, będzie zdjęcie.

Uśmiechnął się i posłusznie pochylił się w moją stronę. Złożył na moich ustach delikatny pocałunek, od którego zakręciło mi się w głowie. Po chwili odsunął się i odebrał zdjęcie. Zdążyłam jeszcze zauważyć napis z tyłu.

Cole, 19.06.

— Cole? — spytałam zdziwiona.

— Co? — zapytał zmieszany, spoglądając na mnie szybko. Jego kamienno-zdziwona mina mnie rozśmieszyła.

— Z tyłu jest napisane „Cole, dziewiętnastego czerwca".

Odwrócił zdjęcie i przeczytał napis.

— Ach, tak. — Zmarszczył brwi. — Moja ciotka tak na mnie mówiła. To moje drugie imię. Pierwsze jej się nie podobało.

— O, mogłeś powiedzieć wcześniej. Też bym cię tak nazywała.

Posłał mi dziwne spojrzenie, z którego nie potrafiłam nic wyczytać.

— Moi rodzice chcieliby cię poznać — zmieniłam temat. — Mama spytała, czy nie chciałbyś przyjść na obiad w niedzielę. — Rzeczywiście. Rano robiła nawet listę zakupów na to „potencjalne pierwsze spotkanie".

— Bardzo mi miło, ale...

— Tylko nie mów, że nie możesz.

— Pracuję. W niedziele mamy spory ruch w barze.

— Nie możesz wziąć wolnego?

— Wziąłbym, gdybym nie musiał opłacać mieszkania.

Logan miesiąc temu kupił sobie małe mieszkanko, właściwie kawalerkę, i wyprowadził się od przyjaciela. Mówiłam mu, żeby przygarnął jakiegoś kota ze schroniska, żeby nie musiał mieszkać sam, ale on w końcu lubił tę swoją samotność. Czasem nawet mnie do siebie zapraszał. Przygotowywał wtedy romantyczną kolację i gotował to, na co miałam ochotę i co nie obciążało go za bardzo budżetowo. Mieszkało mu się całkiem dobrze i niczego mu nie brakowało.

Westchnęłam.

— Więc może przyjdziesz kiedyś po uczelni? Na kolację na przykład.

— Zobaczymy, Eileen.

— Jak to „zobaczymy"? Nie chcesz poznać mojej rodziny?

— Jesteśmy razem niecałe cztery miesiące.

— No i co z tego? To przecież dużo. Mam przyprowadzić cię do domu po dwóch latach znajomości?

Przewrócił oczami.

— Nie rób tak! Mojej rodzinie naprawdę na tym zależy. M n i e   na tym zależy.

Odwrócił głowę w moją stronę. Jego spojrzenie złagodniało. Złapał mnie za rękę i splótł swoje palce z moimi.

Pod osłoną nocyWhere stories live. Discover now