-Rozdział 20-

2.4K 109 17
                                    

Zanim się obejrzałam, nadeszła wiosna. Wszystko wokół pyszniło się zielenią, a na drzewach zaczęły poćwierkiwać różnorakie ptaki. Od razu chętniej wychodziło mi się z domu, gdy w twarz nie buchało mroźne, przeszywające powietrze, a lekki, przyjemny wiaterek.

Koniec roku szkolnego zbliżał się nieubłaganie, a egzamin końcowy był niemal na wyciągnięcie ręki. Starałam się o tym nie myśleć. Czułam się dość przygotowana. Siedziałam właśnie na ławce w parku, czytając nowo kupioną książkę, a do moich uszu dobiegał szum liści drzew. Uwielbiałam naturę i pragnęłam cieszyć się nią w każdej wolnej chwili, co zresztą robiłam. Niestety miejsce, w którym czułam się z nią najbardziej zjednoczona, musiało odejść w niepamięć. W moim ukochanym lesie zbyt bardzo obawiałabym się, że spotkam Cole'a. Byłam jednak w dziewięćdziesięciu procentach procentach pewna, że i on już tam nie przychodzi. Usłyszałam radosne szczekanie Maxa, który niedaleko mnie zaprzyjaźniał się ze ślicznym owczarkiem niemieckim jakiejś pani. Spojrzałam na niego. Uśmiechnęłam się na widok jego uśmiechniętego pyszczka i ogona, którym merdał raz za razem. Wróciłam do czytania.

— Eileen! — Po kilku minutach usłyszałam głos Alexa. Podniosłam głowę znad lektury.

Szatyn szedł dróżką, trzymając za rękę swoją nową dziewczynę, Chelsea. Wyglądali razem naprawdę pięknie. Oboje emanowali radością i dobrocią. Nie wiedziałam, czy mój przyjaciel odkochał się już w Rebecce, ale na pewno był na dobrej drodze ku temu.

— Hej wam! Widzę, że i wy korzystacie z pięknej pogody? — Zaprosiłam ich gestem do zajęcia miejsca obok mnie.

— No a jak. Siedzenie w domu w taki dzień byłoby zbrodnią — odparł chłopak. Usiedli po mojej prawej stronie.

— Co czytasz? — spytała dziewczyna.

— Jakiś romans. Kupiłam, bo był w promocji, ale jakoś mnie nie wciąga.

Spojrzała na okładkę.

— Czytałam to. Akcja rozkręca się dopiero w okolicach setnej strony.

— Ja jestem na siedemdziesiątej i miałam już przestać, ale skoro tak mówisz, jeszcze poczekam.

— Uwierz mi, warto.

— Ej, czy to nie Max biegnie z czyjąś torebką?

Na słowa Alexa odwróciłam się szybko za siebie i zobaczyłam mojego psa, który trzymał w pysku skórzaną torebkę. Szybko do niego podbiegłam.

— Hej, Max, skąd to masz? — Rozejrzałam się wokół. W naszym kierunku szła starsza pani ze wściekłą miną. — Dzięki, przyjacielu. Przez ciebie będę mieć kłopoty — mruknęłam, wyrywając mu z pyska własność kobiety.

Kiedy podeszła, uśmiechnęłam się uprzejmie.

— Strasznie panią przepraszam. On po prostu uwielbia zabierać różne rzeczy i je później zakopywać. — Podałam jej torebkę.

Zmarszczyła swoje siwe brwi, patrząc na obślinioną skórę.

Ups!

— Wie pani, jak droga była ta torebka?

— Yyy... nie mam pojęcia, ale... — Chciałam zaproponować, że jej odkupię, ale przecież na pewno nie było mnie stać. — Nie jest z nią tak źle.

— Nie jest tak źle? Nie jest tak źle?! Jest cała obśliniona!

— Ślinę da się wytrzeć...

— Więc proszę, niech pani sobie wyciera. Albo nie, niech pani najlepiej jej nie dotyka, bo jeszcze doszczętnie zniszczy to cudeńko. I niech pani zabierze mi z oczu to śmierdzące stworzenie.

Pod osłoną nocyWhere stories live. Discover now