-Rozdział 15-

2.7K 151 29
                                    

Okazało się, że Nick był w fabryce perfum, co oznaczało, że Logan miał rację. Kiedy znaleźliśmy brata Lindsey skulonego przy jednej ze ścian w środku budynku, dziewczyna popłakała się ze szczęścia. Rzuciła w jego stronę: „Nienawidzę cię. Kocham cię. Przepraszam", po czym objęła go chyba najmocniej, jak potrafiła.

Nick z początku wydawał się być zaskoczony, że go znaleźliśmy, ale raczej w pozytywnym sensie. Zastanawiałam się, ile jeszcze siedziałby w tym miejscu, gdyby nikt nie domyślił się, dokąd uciekł.

Po niedługim czasie wróciłam do domu. Musiałam dać nacieszyć się rodzinie Reynoldsów członkiem rodziny, który przysporzył im niemałego strachu.

W drodze do domu zadzwoniłam do Rebekki i opowiedziałam jej o całym zdarzeniu, tak jak poprosiła Lindsey. Rudowłosa nie mogła pomóc nam szukać Nicka, ponieważ miała akurat trening z innymi cheerleaderkami z drużyny i Lindsey nie chciała jej przerywać. Tak jak myślałam, dziewczyna była wściekła, że nie zdzwoniłyśmy do niej wcześniej.

— Tak słabo mnie znacie, że uznałyście, że pieprzony trening będzie dla mnie ważniejszy niż szukanie brata mojej przyjaciółki? — spytała pełnym urazy głosem. Wcale jej się nie dziwiłam. Na jej miejscu też bym czuła się odrobinę zraniona i zdradzona.

Kiedy ochłonęła i doszła do wniosku, że najważniejsze, iż Nick się znalazł (choć jeszcze nie do końca nam wybaczyła), zakończyłam rozmowę i weszłam do domu. Było już dobrze po dwudziestej, moi rodzice razem z babcią oglądali jakiś nowy serial w telewizji. Mama i tata po pracy, w której ratowali ludziom życie, musieli przekazywać rodzinom poszkodowanych często złe wieści lub patrzyli, jak pacjenci ich lub innych lekarzy umierają, lubili na chwilę oderwać się od rzeczywistości przy dobrym filmie, serialu czy książce. Sama często do nich dołączałam, choć moje życie nie było tak interesujące i pełne wrażeń.

Zdjęłam botki i kopnęłam je nogą w kąt korytarza, po czym przyłączyłam się do rodziny na kanapie. Usiadłam na miejscu obok babci i ułożyłam głowę na jej miękkim niczym poduszka ramieniu. Zamknęłam oczy i westchnęłam, uznając ten dzień pełen sprzecznych emocji za wreszcie zakończony. Jak na złość był to akurat poniedziałek. Na litość boską, kto wymyślił poniedziałki?!

Po pewnym czasie uchyliłam zaspane powieki. Musiałam uciąć sobie krótką drzemkę. Leżałam na kanapie okryta kocem, rodziców oraz babci nie było. Wszędzie panowała ciemność.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni. Była godzina dwunasta czterdzieści dwa. Jednak nie taka krótka ta drzemka...

Dostrzegłam, że mam nieodebrane połączenia od Wampira, to znaczy od Logana. Jako iż był nocnym markiem, postanowiłam oddzwonić.

— Nie śpisz jeszcze? — zapytał zamiast powitania. Usiadłam na łóżku po turecku.

— Raczej  j u ż   nie śpię. Przed chwilą się obudziłam.

— Cóż, to był dla ciebie dzień pełen wrażeń.

— Zdecydowanie. Logan, chciałam ci podziękować. Naprawdę. Gdyby nie ty, nie znaleźlibyśmy Nicka, a on pewnie nie wróciłby tak szybko do domu. Cała rodzina Lindsey by się martwiła, ja również. To dziwne, ale gdy przeczytałam ten liścik, wiedziałam, że możesz odgadnąć tę zagadkę.

— Bo tylko ja z twoich znajomych znam różne dziwne miejsca, do których można uciec?

— Dokładnie.

— Nie ma sprawy, Eileen. Cieszę się, że mogłem pomóc.

— I jeszcze przepraszam, że tak wyszła ta chwila. Wiesz, ta, w której oficjalnie zostaliśmy parą. — Uśmiechnęłam się, gdy wypowiedziałam te słowa na głos. — To powinno być bardziej wyjątkowe.

Pod osłoną nocyWhere stories live. Discover now