25 XII 2019

40 11 0
                                    

Wszyscy się właśnie patrzą na mnie jak na idiotę. Bo oczywiście piszę pamiętnik. Dajcie człowiekowi spokój. Błagam.

Nie mniej wróciłem do domu rodzinnego na święta. A od czasu kiedy ostatnio pisałem, trochę się wydarzyło. Moje podejrzenia wobec Timothy'ego stały się obsesyjne. Mało brakuje, a w pewnym momencie zaczęłabym go śledzić. I wciąż nie powiedzieć Lily o tym, co widziałem. Musiałbym teraz tłumaczyć dodatkowo, czemu nie powiedziałem jej wcześniej. Nie jestem na to gotowy. Muszę się trzymać, tego, że najpierw znajdę jakiś dowód na to, że ją zdradza. To pierwszy raz, kiedy pomyślałem/napisałem to tak wprost. Nie wiem co gorsze – udowodnienie, że mam rację, żeby nie wyszło, że mam obsesję na punkcie, czegoś, co nie istnieje czy dobro Lily, co jednocześnie mnie pogrąży. Obie wersje są złe. Ale do tego jeszcze wrócę, bo uwaga, ale Timothy jest w Stone Hill.

Z zaległych spraw pozostaje jeszcze Jaimie. Zdałem sobie sprawę, że tak bardzo, jak kiedyś pragnąłem tej relacji, tak teraz mi tak samo mocno obojętna. Co zdecydowanie nie świadczy o mnie za dobrze. Po półtora roku znania go mam wrażenie, że to wszystko za szybko się wydarzyło. Ile to minęło, od kiedy zaczęliśmy więcej rozmawiać. Miesiąc? No i w miesiąc oczekuje on ode mnie czy odpowiem mu, czy jesteśmy razem, czy nie. Oczywiście, że mi to schlebiania. Wciąż go lubię i mi się podoba. Ale taki szybki rozwój wydarzeń zabiera mi całą zabawę z wyzwania. Nic nie poradzę, że moje zainteresowanie spada, kiedy nie muszę się starać, bo moja pozycja jest pewna. Czego też mu nie powiem, bo wyjdę na takiego, co ma się wyżej od innych. Nawet jeśli to by była prawda, to nie wypada o tym mówić. Głupio mi przed sobą o tym pisać, co dopiero jakbym miałbym to powiedzieć. No błagam. Przynajmniej przez jakiś czas nie będę się z nim widzieć, więc mogę odwlekać tę rozmowę. Rozmowę przez wiadomości łatwiej zbyć. Lub zmienić temat. Co też będę robić.

Ale nastał dwudziesty trzeci grudnia. Koło dwunastej miałem się spotkać z Lily, żeby pojechać do domu. Ku mojemu zdziwieniu, pojawił się z nią Timothy, który oświadczył, że on jedzie z nami i będzie spędzał Święta z rodziną Lily. Okey, wydało mi się to dziwne. Przy okazji jakieś pół godziny przed przyjazdem do Stone Hill, dostałem od ojca smsa, że spędzamy święta razem. Moja rodzina i rodzina Lily. Tego mi tylko brakowało w życiu, a to nie był koniec tego dnia. A najlepsze jest to, że rok temu był się z tego ucieszył.

Po powrocie do domu pierwsze słowa, jakie usłyszałem to, że powinien uprzedzić, że będę tak wcześnie. Jak zawsze miło tam wracać. Z mojego powrotu najszczęśliwsza była Lia, której obiecałem, że obejrzę z nią jej nowy ulubiony film. Na oczach mamy. Jestem wspaniałym starszym bratem. I faktycznie później obejrzeliśmy. Pierwsza część LEGO Movie to naprawdę świetny film.

Dwudziesty czwarty natomiast to seria tego wszystkiego, czego nie lubię w Świętach. Nie dość, że wstałem i usłyszałem pretensje, że śpię do późna (a wstałem o dziewiątej). Oczywiście nie umiem sprzątać. Do gotowania też lepiej, żebym się nie zabierał. Jak robię nic to też jest źle. W tym już trzeba nauczyć się żyć. Przynajmniej Timothy siedział u Lily, a oni wraz mieli przyjść dopiero na następny dzień.

Wczoraj jednak przyjechali dziadkowie. Ci od strony mamy. Steinowie. Mogę mówić wiele rzeczy, ale zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo jestem podobny i do matki, i do dziadka.

Dziadek jest moim imiennikiem, co już chyba wspomniałem. Mój kontakt z nim ogranicza się do tego, że przez dłuższy czas byłem jego jedynym wnukiem i no w sumie tyle. Nie mieliśmy jakiejś zażyłej relacji, ale zawsze, kiedy wracali do Stone Hill, mogłem mieć w nim oparcie podczas kłótni z mamą. U babci też, ale kiedy ona problemy starała się rozwiązywać chodzeniem na kompromisy, tak dziadek upodobał sobie posiadanie absolutnej racji. I właśnie to z pokolenia na pokolenie zeszło na mnie. Choć i tak jestem dość kompromisowy. Zależy od przypadku, o jakim mówimy.

Nigdy też nie rozumiałem dokładnie, czemu przyjąłem to nazwisko, a nie ojca. Tak samo Lia. To pozostanie tajemnicą.

Wracając, pod koniec dnia rodzinnie włączyliśmy jakiś film. Pisałem z Andrew, przyjacielem z liceum o tym, że wyczuwam kłótnie w powietrzu. W rodzinnym domu wyczuwałem ją zawsze. Kiedy film się skończył, było jeszcze w miarę wcześniej. A że Lia zajęła miejsce ulubionego dziecka w rodzinie (oddałem jej to miejsce, z racji, że aktualnie jest najmłodsza), podpuściła dziadka do opowiedzenia jakiejś historii. Po wymownych spojrzeniach z matką zaczął opowiadać o tym, jak w wieku dwunastu lat przeniósł się do Stanów ze Szwajcarii. Mało wspomniał o tym, więc zawsze uważnie słuchałem. Tym razem opowiedział o tym, jak kiedy to był w szkole, furorę robił jeden z klasycznych filmów o Frankensteinie. I to, że wszyscy albo się go bali, albo śmiali z nazwiska, co później doprowadziło do jego skrócenia. Szczerze, gdybym był na jego miejscu, to bym tego nie zrobił, a niech się śmieją, to tylko o nich świadczy. Ale no wtedy czasy były inne. A ja jestem milenialsem. Chyba. Albo to już gen Z. Zależy jak na to spojrzeć. Rocznik '96 tutaj.

Pozostał mi jeszcze dzisiejszy obiad. Jaka to była szopka. Przy stole siedziało nas dziesięcioro — ja, Lia, matką z ojcem, dziadkowie, Lily i jej rodzice oraz Timothy. Zacznę od tego, że wielkim prezentem świątecznym Timothy'ego dla Lily był wyjazd na sylwestra do Hollywood. Wykosztuje się chłopak. Atmosfera przy stole była dziwna. Niby wszyscy się jakoś znają i dogadują, a ja miałem wrażenie, że wystarczy, że ktoś coś źle zaakcentuje i wybuchnie kłótnia roku. O nic. Cały czas obserwowałem Timothy'ego. I tak to, dlatego że siedział naprzeciwko mnie. Nie miałem innego wyjścia.

Opowiadał o tym, co studiuje i jakie ma wielkie plany na przyszłość. A wszyscy słuchali wielce zainteresowani. Właściwe oprócz mnie. Nie pamiętam, o czym mówił. Przez swoje myśli cokolwiek on nie mówi, jest dla mnie podejrzane i neguję ich wiarygodność. Uwielbiam sam siebie normalnie. Utwierdzałem tylko sam siebie, że coś mi w tym człowieku nie pasuje. Znajdę coś.

No i zapomniałem wspomnieć, że kiedy nie mówił o sobie, to siedział na telefonie, namiętnie z kimś pisząc.

Może ze swoją dziewczyną, którą prawdopodobnie podrywa, będąc w związku z Lily.

Powinien opuścić sobie na dziś pisanie. Dawno we mnie tyle jadu na raz się nie zbierało na samą myśl o kimś. Nie chcę sobie psuć nastroju, pisząc o nim. Po prostu nie chcę.

I każą mi odłożyć pamiętnik i się intrygować z rodziną. Aha, marzenie.

Pamiętnik Victora (Franken)SteinaWhere stories live. Discover now