23 XI 2019

84 14 0
                                    

Nie wiem jak, ale to był na razie jeden z moich najlepszych dni... W tym miesiącu na pewno. Jednak może zacznę od początku, żeby się trochę uspokoić.

Jak co weekend byłem w pracy. Od wstania czułem, że coś się dziś wydarzy. Więc poszedłem do pracy i robiłem, co do mnie należało. Nic specjalnego. Przyrządzanie kawy i nakładanie kawałków ciast. Co jakiś czas pojawiały się osoby, które kojarzyłem z wykładów. Za każdym razem, ktoś musiał być zdziwiony, że tu pracuje. Albo, że pracuję. Oprócz pieniędzy (które w większości i tak odkładam na kiedyś tam) jedyny powód, dla którego pracuje, to nuda. Tak, należę do osób, które wolą pracować niż się nudzić. A jakby nie było, umiejętność robienia kawy jest ważna.

Drugim powodem, dla którego jeszcze tu jestem to Jaimie. Mój crush jak to się mówi. Pomijając wygląd (idealnej długości kręcone włosy, niebieskie oczy, dołeczki w policzkach, mojego wzrostu, z tego, co widziałem nie przesadnie umięśniony, tak idealnie) i dobre wyczucie stylu (najczęściej chodził w cienkich bluzach bez kaptura/swetrach i przedartych jeansach), miał świetny charakter. I teoretycznie miałem jakieś szanse, bo jest bi. I on wierzy w to, że ja też jestem.

Nasza pierwsza rozmowa była dziwna.

– Hej, jestem Jaimie.

– Victor.

– Więc miałem ci pokazać jak to wszystko działa.

– Masz na myśli relacje między ludzkie?

Tak powiedziałem to. Wiedząc, że chodziło mu o ekspres do kawy i całą resztę sprzętu. Czasami nie myślę albo wypowiadam rzeczy, których nie powinienem.

– Żart. Miewam takie głupie teksty w stresie. W końcu pierwszy dzień w pracy. – Moja obrona. Ja bym już się do takiej osoby już nigdy nie odezwał.

Pamiętam, jak stłumił wtedy śmiech i wyciągnął do mnie rękę.

– Hej, jestem Jamie i jestem bi.

A ja zrobiłem to:

– Miło, a ja Victor i również jestem bi. A raczej nie wierzę w system nazewnictwa orientacji, mając tendencję do preferowania swojej płci. To w końcu bez sensu, że przez to, kogo lubisz, jesteś szufladkowany.

Mniej więcej tak to wyglądało. Ale chyba jakoś zadziałało, bo wciąż po prawie półtora roku ze mną rozmawia i mnie nie nienawidzi.

I nie, nie podoba mi się od tamtego czasu. To samo przyszło. Po tych zbyt długich spojrzeniach i myśleniu o nim na wykładach. I nie tylko na wykładach.

Jak to ja, nie mam parcia na to, żebyśmy byli razem, ta platoniczna relacja mi wystarcza, ale gdyby coś zaproponował, to bym nie odmówił.

Jednak wracając do tego, co się działo. Koło dwunastej przyszła Lily. Podziękowała mi za to, że nie zostawiłem Timothy'ego, tylko zostałem z nim i starałem się zaznajomić. Użyła dokładnie tego słowa. Tak, o to przyszła dziennikarka po Stanford.

– Plany na dziś? – spytała podczas zamawiania drugiej kawy.

Często spędzała czas w kawiarni, kiedy akurat w niej pracowałem. Czasem bywało to niezręczne, ale zostawiała duże napiwki. Oczywiście w zamian za zniżki na kawę.

– Nic mi o nich nie wiadomo. A ty?

– Prawdopodobnie idę z Timem na imprezę bractwa, w którym jest jego przyjaciel.

– Timothy pasuje do niego bardziej niż Tim. Trzeba mu wymyślić lepszy skrót imienia.

– To prawda.

– Będzie ciężko. – W tym momencie do rozmowy włączył się Jaimie.

– To już mój problem.

Nastała dziwna sytuacja, w której moja przyjaciółka i znajomy z pracy się spotkali. Niby wiedzieli o swoim istnieniu wcześniej, ale jakoś starałem się nie zbliżać ich do siebie. Widzieli się na oczy z parę razy, ale nigdy nie doszło do rozmowy. Niezręczny moment dla mnie. Szczególnie że mówiłem Lily o nim. Dużo o nim mówiłem. Ona to wykorzystała.

– A ty masz plany na dziś wieczór? – zapytała go jakby nigdy nic.

– Planowałem iść do kina, kupiłem nawet bilety, ale dziewczyna mnie wystawiła. Nie jesteśmy razem, ale zabolało.

Nie bez powodu przytaczam te wszystkie słowa. Każdy, kto choć raz widział lub czytał typowy romans dziejący się w liceum albo na studiach, wie, co zaraz nastąpi. Ewentualnie, kiedy twoi przyjaciele za bardzo wtrącają się w twoje życie.

– To pewnie głupi pomysł, ale skoro masz te bilety, to szkoda, żeby się zmarnowały – Spojrzała się na Jaimiego, a później na mnie. – a Victor i tak zamierzał oglądać seriale. Bo po co się uczyć na studiach?

Zabawny fun fakt, ja nie muszę się uczyć. Jestem ponadto.

– Jeśli nie masz nic przeciwko, to czemu nie.

I w taki sposób zostałem zaproszony na nieoficjalną randkę.

Nie mogę się doczekać. Nie umiem się skupić na tym, co mam pisać.

Nie chcąc, żeby wyszło, że zależy mi bardziej, niż powinno, starałem się przygotować tak, jakbym po prostu wychodził z domu. Moje ukochane ciemnozielone New Balance'y 996 Heritage zostały dobrze umyte, przez godzinę zastanawiałem się, w co się ubrać (skończyło się na oliwkowej bomperce, bluzce z Rickiem i Mortym i spodniach, które miałem dziś na sobie). Starałem się ułożyć jakoś świeżo umyte włosy, ale nie chciały słuchać. Jak zresztą zawsze, jak mam je ułożyć. Może to sprawi, że nie wyjdę... Nie będę nawet kończyć, bo na pewno się tak stanie.

To na ten moment tyle, co chciałem napisać. Ehm muszę wymyślić jakiś sposób jak kończyć dane wpisy, bo trochę dziwnie urywać w połowie zdania.

Ale to jeszcze nie dziś.

Pamiętnik Victora (Franken)SteinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz