XXVII

1.4K 145 42
                                    

Zeszliśmy na dół w dobrym nastroju. Już ogarnięci. Wyszykowani i nie śmierdzący wodą do mycia podłóg. W progu stał już Soos, Robbie i Gideon.
Pojechaliśmy do miasta wanem Soosa. Było tam pełno zabawek dla dzieci, pieluch i śladów po dziecięcych rysunkach na drzwiach od auta ale chociaż wszyscy się zmieściliśmy. Jedziemy do największego miasta w Oregonie. Portland.
Puściliśmy głośną muzykę w aucie i zaczęliśmy śpiewać.
-Panowie, mamy problem. Wiem, że nikt nie będzie z tego powodu szczęśliwy ale musimy wylosować kto będzie prowadził w drodze powrotnej, a więc, kto nie będzie pił. - powiedział Robbie pisząc nasze imiona na karteczkach i wrzucając je do kubka po coli.
Ominęliśmy Soosa bo przecież on musi się zabawić.
-Czyń honory Soos. - powiedział Robbie podając mu kubek.
Soos nie odwracając wzroku od drogi wylosował karteczkę i mi ją podał.
-Młody, czytaj na głos, nie mogę oderwać wzroku od jezdni. - powiedział z uśmiechem.
Spojrzałem na karteczkę.
-Ja. - powiedziałem zażenowany tym jakiego pecha mam.

-Jaki idiota podpisał się "ja"? - spytał Bill śmiejąc się.

-Nie Bill, ja prowadzę. - posłałem mu zabójcze spojrzenie. Zamknął się.

-Wybacz młody, na moim ślubie może będziesz miał więcej szczęścia. - powiedział Robbie śmiejąc się.

Widzę, że nasze relacje się poprawiły, i to znacznie. Ja nie żywię do niego urazy a on do mnie na całe szczęście. Wyszło na prawdę niezręcznie ale co mogę poradzić.
Po paru godzinach drogi dojechaliśmy do jednego z wielu klubów. Weszliśmy i od razu zajęliśmy kanapę w rogu klubu. Przypomniały mi się sceny z Kac Vegas więc zamierzam pilnować swojego picia choćbym miał nie spuszczać z niego oczu.
Soos, Robbie i Bill wypili parę kolejek czystej a potem zapili to whiskey. Ja siorbałem swoją lemoniadę.
Mój wzrok przykuła dziewczyna w drugim rogu baru. Była śliczna. Krótko ścięte, brązowe włosy. Wszystko w niej było urocze ale to co najbardziej przykuło moją uwagę to jej uśmiech, taki szczery. A jej oczy, wpatrzone w moje.
Czekaj. Patrzy się.
Od razu odwróciłem się w stronę chłopaków żeby podzielić się wiadomościami ale ich już tam nie było, za to widziałem jak cudowna brunetka zmierza w moją stronę. Czemu czułem się nerwowo skoro to jest to czego chciałem? Miałem przestać myśleć o Billy i się zabawić więc to muszę zrobić.
-Zauważyłeś coś interesującego? - spytała dosiadając się.

-Twój uśmiech, to mnie najbardziej interesuje. - powiedziałem przybliżając się.

-Dobrze zacząłeś, jestem Becky. - powiedziała biorąc łyka mojej lemionady.

Te imię już źle mi się kojarzy, na prawdę. Będę miał uraz do kobiet o imieniu Becky do końca życia.

-Też jesteś kierowcą? - spytała śmiejąc się.

-Co?... - byłem trochę zdezorientowany.
Wyciągnęła pogniecioną karteczkę i podała mi ją. Było na tym jej imię. O to jej chodziło, też jest wylosowana.

-A, tak. Mój przyjaciel jest na kawalerskim i ktoś musi pilnować żeby Kac Vegas się nie powtórzyło. - powiedziałem śmiejąc się.

-Słodki jesteś. Jesteś dobrym przyjacielem.

Rozmawialiśmy przez ostatnie trzy godziny. Mamy na prawdę dużo wspólnego i na prawdę mi się podoba, zdążyłem nawet zdobyć jej numer telefonu.

-Poczekasz tu chwilę? Pójdę do baru po lemoniade. - powiedziałem wstając.

-Jasne, nigdzie się nie ruszam.

Wstałem od kanapy i ruszyłem w stronę baru. Ludzie tańczyli jak szaleni, widziałem Soosa który świetnie się bawił z Robbiem. Gideon próbował namówić barmana, że wcale nie jest niepełnoletni.
Nigdzie nie mogłem zobaczyć Billa a to bardzo podejrzane.

Podałem szklanki barmanowi.

-Dwie lemoniady.-powiedziałem siadając na stołku.

Zaczęłem rozglądać się po barze. A co jeśli Bill się schlał i leży gdzieś w kącie? Albo co gorsza jakiś inny demon się do niego dorwał?
Muszę go znaleźć.
Wziąłem lemoniady, zapłaciłem po czym ruszyłem w stronę Becky.
-Mam lemoniady! - powiedziałem ale najwyraźniej nie usłyszała.

Była zbyt zajęta obściskiwaniem się z Billem.

|| Endless Deal ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz