¹⁰ - ɪ'ᴍ ᴊᴜꜱᴛ ʜᴀᴠɪɴɢ ᴀɴ ᴀʟʟᴇʀɢɪᴄ ʀᴇᴀᴄᴛɪᴏɴ ᴛᴏ yᴏᴜ

Start from the beginning
                                    

— Czyżbym wyczuwał w twoim głosie ironię?

— Skądże, wydaje ci się — Przewrócił oczami, odwracając się do tyłu, gdzie zobaczył swojego przyjaciela śmiejącego się od ucha do ucha z Lucasem.

Ten widok topił jego serce.

Dobrze było widzieć go uśmiechniętego.

Zasłużył na odrobinę radości.

Gdy Jisoo w końcu przestała traktować koszyk z lalkami, jak wystawę Victoria's Secret i sobie poszła, z lekkim ociąganiem podszedł do trenera.

W myślach obliczał, co mogłoby się stać, gdyby odmówił i wybrał ocenę niedostateczną.

Ciekawe, czy Euijin wyrzuciłby go z domu, czy raczej nie zauważył by.

Na razie jeszcze nie nadszedł dzień, w którym chciałby się dowiedzieć.

— Dobra smarki, czas na was — Niechętnie przeniósł swoje zmęczone spojrzenie na nastolatka, lustrując go wzrokiem od góry do dołu — Kogo my tu mamy?

— Państwo Lee — Odpowiedział Mark, za co Donghyuck miał ochotę skręcić mu kark, albo połamać obie nogi w kolanach.

Nie mógł się zdecydować, gdzie zrobi mu najpierw krzywdę.

— Proszę proszę, Mareczek jesteś już po ślubie? — Zacmokał nauczyciel, zapisując ich nazwiska na kartce papieru — Wybierzcie lalkę, tylko byle szybko

Wskazał ręką na koszyk, gdzie wpatrywało się w Lee kilkanaście par małych, plastikowych oczu.

Z niemałym obrzydzeniem, złapał pierwsze lepsze niemowle, prawie podtykając je pod nos wuefisty.

Pan Chang zmarszczył nos, z niesmakiem odsuwając głowę do tyłu.

— To nie jest zabawka, Haechan.
Nie machaj tym, jak workiem kartofli, to twoje dziecko. Masz się nim zająć, jak normalnym ludzkim stworzeniem i to bez żadnego sadyzmu

— Jestem za adopcją — Powiedział, przez co został zaraz zagłuszony przez gwizdek, w który dość głośno dmuchał nauczyciel.

— Bierz te dziecko i idź tworzyć rodzinę. Nie chce słyszeć żadnego gadania o tym, jakie to jest obciachowe i wstrętne. Zgubicie dzieciaka, bądź zrobicie mu krzywdę: automatyczne niezdanie z tego przedmiotu — Wyszczerzył zęby w uśmiechu, dając Markowi listę rzeczy, które powinni spełnić jako młodzi rodzice.

Trzymając lalkę za piętę, wyszedł powoli z klasy, nie oglądając się za siebie, by sprawdzić czy irytujący nastolatek podąża za nim.

— Może byś trochę zwolnił?

— Nie mój problem — Zignorował obecność chłopaka.

Nie miał ochoty na niego dzisiaj patrzeć, ani tym bardziej kontynuować swój genialny plan.

— Nie zapomnij, że to jest również moje dziecko

Zatrzymał się tak gwałtownie, że czarnowłosy prawie wpadł na niego z impetem.

— Chcesz, to bierz ten plastik i zniknijcie mi obydwoje z oczu — Fuknął, rzucając w niego lalką i poprawiając rękawy bluzy, którą ukradł rano bratu.

— Nie mogę być samotnym ojcem.
To nie jest zbyt ładne rozbijać tak rodzinę — Pokazał palcem na trzymane w ręku dziecko, na co ten tylko przewrócił oczami.

Był matką dopiero pięć minut, a już miał dość.

— Zajmiesz się nim i pod koniec projektu mi je oddasz, okay?

— Pan Chang mówił coś innego, to ma być praca grupowa 

— Gdzieś mam słowa pana Changa

Nie był pocieszony takich obrotem spraw.

Mark oczywiście bawił się świetnie, obserwując jego twarz, która robiła się coraz bardziej czerwona ze złości do tego stopnia, że  mógł nią imitować szkolne znaki przeciwpożarowe.

Nie był nerwowym typem człowiekiem, co to to nie.

Tylko Lee przyprawiał go o napady szału.

— To jak będzie? — Zaczął, uśmiechając się zawadiacko, przez co Hyuck był coraz bliżej, by powyrywać sobie włosy z głowy — Zajmiemy się naszym dzieckiem?

Miał dwie opcje do wyboru.

Albo będzie miał to gdzieś i pójdzie do domu, albo zgodzi się na chory plan sfrustrowanego wuefisty i zacznie bawić się w dom.

Wybrał oczywiście strzał w kolano i to dwukrotny.

— Po pierwsze te dziecko jest moje jak już — Zabrał mu lalkę, którą spakował do plecaka, po czym kontynuował — Po drugie, jak nie będziesz trzymał swoich kurzych łap przy sobie, to odetnę ci genitalia i przywiesze je do szyi, jak kokardkę na czwartego lipca, rozumiesz? Po trzecie, masz nie być taki pewny siebie i irytujący, bo dostaję migreny...

— A po czwarte już nie krzycz, tylko się zbieraj bo jedziemy do mnie — Dokończył, chwytając go za nadgarstek i prowadząc w stronę wyjścia z budynku.












— A po czwarte już nie krzycz, tylko się zbieraj bo jedziemy do mnie — Dokończył, chwytając go za nadgarstek i prowadząc w stronę wyjścia z budynku

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
sicko mode | l.dh + l.mkWhere stories live. Discover now