[5,0] - Family Portrait

215 20 2
                                    

Przepraszam, że nie było rozdziału w piątek :c Wstawiam dzisiaj, a jutro wlecą dwa!

***

([T/I]'s pov) (retrospekcje pisane kursywą)

- Dokąd jedziemy? - spytałam, patrząc na Jamesa, skupionego na jeździe. Był dobrym kierowcą, często rozmawialiśmy, gdy prowadził. Jednak po śmierci rodziców kompletnie przestał się do mnie odzywać. Brakowało mi go.

- Zobaczysz - mruknął, nie spuszczając wzroku z drogi. Było ciemno, niezbyt dobrze znałam tę część Seulu, więc nie miałam pojęcia, gdzie braciszek nas wiezie.

Z czasem skręcaliśmy w coraz mniej uczęszczane ulice, aż w końcu dwudziestolatek zaparkował i kazał mi wysiąść. Rozejrzałam się po okolicy i nieco mnie zatkało.

Znajdowaliśmy się w dzielnicy czerwonych latarni.

Neonowe szyldy pobłyskiwały, oślepiając nielicznych przechodniów, którzy błądzili między klubami i domami publicznymi. Spojrzałam w szoku na Jamesa, który tylko pociągnął mnie za rękę, abym za nim szła.

- Co ty chcesz niby tutaj robić?! - krzyknęłam na niego. To, że on był już pełnoletni, nie znaczyło, że musiał mnie zabierać w TAKIE miejsca. Było między nami pięć lat różnicy, a mi wydawało się, że starszy zupełnie o tym zapomniał.

Obojgu nam było źle i trudno po tym nieszczęsnym wypadku samochodowym, ale nie myślałam, że mojemu bratu odbiło aż tak.

- Zamknij się i mnie nie wkurwiaj - powiedział szorstko, szarpiąc mnie za nadgarstek. Postanowiłam milczeć, oczekując jakichś wyjaśnień czy też przeprosin.

Weszliśmy do obskurnego, taniego lokalu, w którym śmierdziało palonym zielskiem, papierosami i alkoholem. Powietrze można było ciąć nożem. Przeszliśmy w głąb, do dużego pomieszczenia wyglądającego na hol, a potem skręciliśmy do części barowej. Usiedliśmy przy stoliku na czerwonych, skórzanych i za twardych kanapach. Podeszła do nas skąpo ubrana kelnerka, przynosząc kartkę z drinkami. James chętnie zabrał się do przeglądania, a ja siedziałam, patrząc na bawiących się ludzi. Większość gości była dość konkretnie pijana. Mężczyźni dobierali się do napalonych dziewczyn. Mniej tańczyli, a bardziej ocierali się o siebie, prawie kopulując w ubraniach. Jak zwierzęta.

Nienawidziłam imprez, a szczególnie właśnie takich. Używki, seks, chwila zapomnienia. Czy to jedyne, na czym zależy ludziom?

Zauważyłam, że w naszą stronę zmierzało dwóch mężczyzn, raczej nie wyglądających na przyjaznych lub po prostu pijanych. Oboje mieli na sobie czarne garnitury i okulary przeciwsłoneczne, chociaż w lokalu było ciemno. Usiedli z nami bez słowa - jeden zajął miejsce obok mnie, drugi koło mojego brata. Minęło sporo czasu, zanim James zabrał głos.

- To jest [T/I] - powiedział, patrząc na swoje dłonie, splecione na blacie. Mężczyźni zwrócili głowy w moim kierunku.

- Myślisz, że szef się zadowoli takim czymś? Ona nadaje się co najwyżej do pracy w jego burdelu za najniższą stawkę - odezwał się jeden z nich, a mnie przeszły ciarki.

- Nie obchodzi mnie, co się z nią stanie. To moje wpisowe - mój brat spojrzał rozeźlony na kpiącego faceta. 

- Wzorowy braciszek - mężczyzna siedzący obok mnie roześmiał się krótko, chwytając za moje ramię. - Chodź maleńka, na nas już pora - uśmiechnął się obrzydliwie, a mi zrobiło się gorąco.

- Jak to? Ja nigdzie z wami nie idę, stary cepie, puść mnie! James, zrób coś! - zaczęłam krzyczeć, gdy mężczyzna wstał i pociągnął mnie za sobą. Patrzyłam na brata, który wciąż siedział ze spuszczoną głową. - James!

- Zamknij się! - wrzasnął, wstając i w końcu nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. - To wszystko twoja wina! Rodzice zginęli, a ty przeżyłaś! Jakim, kurwa cudem?! Nienawidzę cię, mam nadzieję, że będą cię rżnąć tak ostro, że nie będziesz pamiętać, jak się nazywasz. Jak dziwkę, którą jesteś! Zawsze byłaś ta lepsza, zawsze to tobie rodzice pozwalali na więcej, mnie mieli w dupie! - podszedł do mnie, łapiąc za mój podbródek tak, żeby spojrzeć mi prosto w oczy. - Pora, żebyśmy oboje dostali to, na co naprawdę zasługujemy - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak wściekłego, pomijając fakt, że nigdy wcześniej nie podniósł na mnie głosu. Słone łzy spływały po moich policzkach, gdy James odwrócił się i odszedł energicznym krokiem.

Mężczyźni wybuchnęli głośnym śmiechem, oglądając poczynania chłopaka. Wyciągnęli mnie z lokalu przez zaplecze. W twarz uderzył mnie zimny, nieprzyjemny wiatr. Czułam, że jeśli szybko nie wejdziemy do jakiegoś ciepłego pomieszczenia, to moje mokre od łez oczy za chwilę zamarzną.

Moje życzenie zostało wysłuchane - po chwili znaleźliśmy się w zupełnie innym lokalu, który nie wyglądał, jak pierwszy lepszy klub. Sam hol sprawiał wrażenie, jakby wybudowanie go kosztowało miliony dolarów. Mężczyźni bez słowa popchnęli mnie w stronę ogromnych schodów.

Na pierwszym piętrze budynku znajdował się prestiżowy bar, za dnia zapewne droga restauracja. My weszliśmy na drugie - tutaj korytarze rozchodziły się w przeróżne strony, prowadząc do dziesiątek pokoi.

Jeden był inny niż reszta - same jego drzwi wyglądały na droższe, były zdobione wymyślnymi wzorami wyrzeźbionymi w drewnie. Mężczyzna po mojej lewej otworzył je i przepuścił mnie w głąb pomieszczenia.

- Proszę, proszę, a więc to jest zapłata tego młokosa? - z fotela stojącego za biurkiem w centrum pokoju dobiegł mnie niski, męski głos. Przerażający głos. - Nie sądziłem, że będzie w stanie sprzedać własną siostrę - próbowałam dojrzeć mówcę, ale w pomieszczeniu było zbyt ciemno. Widziałam tylko zarys potężnej postaci, która podniosła się z fotela i ruszyła w moją stronę. Tuż za mną stali dwaj faceci w garniturach, więc nie było mowy nawet o próbie ucieczki. Czułam, jak serce biło mi z prędkością światła.

Właściciel głosu podszedł do mnie i złapał mnie za brodę, patrząc mi prosto w oczy. Był naprawdę wysoki i dobrze zbudowany. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do mroku, udało mi się spostrzec, że mimo naprawdę dużego wzrostu, mężczyzna ma koreańskie rysy i czarne, puste oczy, które nie wyrażały kompletnie żadnych emocji.

- Ile masz lat? - zapytał, puszczając moją twarz. Czułam, że żadne słowo nie było w tamtym momencie w stanie przejść mi przez gardło, ale dłuższe milczenie zdenerwowało ogromnego mężczyznę. - Odpowiadaj, kiedy pytam! - krzyknął i uderzył mnie w policzek. Siła ciosu prawie zwaliła mnie z nóg. Jęknęłam, łapiąc się za bolące miejsce.

- Piętnaście - powiedziałam cicho bez zająknięcia, uciekając wzrokiem w bok.

- Dobrze. Lubię takie młode i niedoświadczone, podobnie jak wielu moich klientów. Masz ładną buźkę, będziesz mieć branie - obrzydliwy śmiech trzech mężczyzn rozniósł się po pomieszczeniu, a ja dopiero wtedy uświadomiłam sobie, co miało się ze mną stać.

Czułam się jak w transie, gdy wyprowadzono mnie z pokoju i wrzucono do innego, zamykając na klucz. Nie ocknęłam się nawet, kiedy przyszła do mnie jakaś dziewczyna, aby przygotować mnie na bliższe spotkanie z szefem lokalu. Świadomość wróciła mi dopiero wtedy, gdy potężny mężczyzna stanął w drzwiach razem z kilkoma innymi, patrząc na moją małą, bezsilną osobę, siedzącą na wielkim łóżku z satynowym prześcieradłem i masą poduszek. Dopiero wtedy serce znowu zaczęło mi bić jak oszalałe i dopiero wtedy pomyślałam o próbie ucieczki.

Jednak było już za późno.


Surrender | BTS x Reader | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz