Rozdział 4

34 4 18
                                    

Alfa podbiegł do drużyny, raz prawie samemu zostając trafionym.

-Co się dzieje, kto atakuje?- Spytał nie tyle zdezorientowany, co przerażony Gamma. Przerywały mu tylko ciche jęki Delty.

-Skąd mam kurwa wiedzieć?!- Prawie wrzasnął Alfa. Kolec trafił w kanonierkę tuż nad jego głową, z łatwością wbijając się w metal. Po chwili kolejne pociski celowały nie w nich, a w statek. Tymczasem Sekuru stał kawałek dalej. Atakujący nie byli głupi, koncentrowali się na najważniejszych atutach przeciwnika, wrażliwym na Moc oraz drodze ucieczki.

Blue włączył komunikator, wciąż siedząc w kokpicie.

-Chłopaki, statek długo nie wytrzyma, chyba zaraz...

Wybuchnie. To miał zamiar powiedzieć. Niestety przerwał mu właśnie sam wybuch. Trójka klonów została odrzucona do przodu, w tym Delta, który został, dość brutalnie, uwolniony, i aktualnie zajmował się zwijaniem się w kłębek i krwawieniem. Alfa wstał szybko, kopnął w hełm jeszcze nieogarniętego po wybuchu Gammę, aby ten pomógł towarzyszowi. Stracili kolejnego człowieka. Blue może nie był tak zżyty z resztą grupy jak Beta, ale mimo wszystko razem dorastali. Sekuru stanął przed nimi, plecami do nich, i wyciągnął osławiony miecz świetlny. Gdy włączył zielone ostrze i zamachał nim kilka razy, okolicę wypełniło nieco głośne, ale nawet przyjemne dla ucha buczenie. Po chwili Alfa coś zauważył - pociski przestały nadlatywać. Gungan obrócił się.

-Na co czekacie? Wzywajcie pomoc! Jeśli stracicie choć jeszcze jednego człowieka, osobiście zabiję pozostałych.- Oznajmił, po czym poszedł w kierunku dziecka i zniknął za pagórkiem.

Alfa spojrzał na Gammę. Ten prowizorycznie zatamował krwotok z pomocą jakiejś szmatki, którą Alfa nie był pewien skąd wziął, i używał komunikatora aby przyzwać pomoc.

Alfa już miał dość. Zsunął się w ciemność.

***

Nietypowe dziecko szło kawałek, zatrzymywało się i patrzyło, czy Mistrz Jedi idzie za nim, po czym kontynuowało marsz.

Raczej nie prowadziło go w pułapkę. A przynajmniej, nie wiedziało o tym. Nie miało złych zamiarów, a o ataku ostrzegło go tak, jakby było to coś normalnego. Gungan co jakiś czas przesuwał mieczem świetlnym po ziemi, znacząc drogę powrotną do klonów. Tylko po co miałby tam wracać? W zasadzie byli tylko przeszkodą, nie powinien był ich przyjmować.

Po jakimś czasie dotarli. U podnóża większej od pozostałych gór znajdowała się mała wioska, otoczone drewnianym murem. Drewno, tutaj? Sekuru zostawił rozmyślania na później. Dzieciak już wbiegł do środka. Jedi przyjrzał się głowom droidów nabitym na pale. Nie był pewien, czy w tym przypadku wróg wroga, może zostać nazwany przyjacielem.

Wszedł do środka. Chaty były z jakiegoś rodzaju drewna, którego barwa wpadała nieco w fiolet. Intrygujące.

Ale bardziej intrygujący byli mieszkańcy. Wyglądaliby zupełnie jak ludzie ubrani w łachmany. Gdyby nie kolce rosnące na plecach. Najdłuższe, metrowe rosły na ich kręgosłupach, a u niektórych były ubytki kolców. Czyli to nie była sztucznie robiona broń, a w zasadzie część ciała, która mogła służyć do obrony.

Mieszkańcy patrzyli na niego z wyraźną agresją. Jeden z bardziej umięśnionych mężczyzn zerwał sobie kolec z łopatki i zaszarżował na Jedi. Ten spokojnie odrzucił go na ścianę i przyszykował miecz do obrony przed pozostałymi. Jednak ci, zamiast się na niego rzucić, jak jeden mąż ustawili się wzdłuż całej długości wioski prowadząc prosto do budynku u podnóży góry. Sekuru czuł ich strach, ale mimo wszystko, aby nie sprawdzać, ile wytrzymają nim go zaatakują, poszedł we wskazanym przez nich kierunku, prawdopodobnie w pułapkę. 

Star Wars - Dzieje Mistrza SekuruNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ