Rozdział 1

60 6 26
                                    

-Melduję się. Lądujemy na Naboo, za niedługo przejdziemy pod dowodzenie Mistrza Sekuru, kolejne raporty będą składane przez niego.- Oznajmił jeden z pięciu klonów na pokładzie, nie posiadający właściwego imienia, przez co zwracano się do niego dwoma ostatnimi cyframi jego numeru seryjnego: 45

-Przyjąłem. Będziemy oczekiwać raportów.- Odparł jeden z wyższych rangą klonów, który miał szczęście zostać trenowanym przez Jango Fetta i resztę elity, zamiast zostania jednym z milionów mięs armatnich, którymi była cała piątka. 45 skinął głową i wyłączył komunikator, po czym spojrzał na pozostałą czwórkę, w tym wyróżniającego się wyglądem pilota, w pancerzu z jasnoniebieskimi oznaczeniami. Poza nim, każdy miał ten sam biały pancerz, z przypiętym karabinem, oraz kilkoma granatami. Pilot wyszedł pierwszy i rozejrzał się po pustym lądowisku na obrzeżach stolicy.

-Co, żadnego komitetu powitalnego na naszą cześć?- Spytał jeden z klonów.

-Nie bądź debilem 37. Nikogo tu nie obchodzimy.- Mruknął 45. Pilot wyszedł nieco do przodu.

-Nawet nasz nowy dowódca się nie pojawił.- Poprawił karabin. -Powinienem się spytać, gdzie może być?

45 skinął głową. Nawet Jedi ma ich gdzieś. To będzie bardzo krótka służba.

***

Znaleźli go po dwóch godzinach brnięcia przez gęste lasy i bagna. 37 już prawie się poddał.

-Mam dość!- Klon upadł twarzą w kałużę błota. -Zastrzelcie mnie tutaj, nie widzę powodu czekania do bitwy!

-Cicho debilu, chyba go widzę.- Oznajmił cichy dotąd członek ich małej kompani, do którego zwracali się 51. 45 poszedł przodem, rozgarniając na bok liście. Klony wyszły na kontrastującą z wcześniejszym terenem łąkę, niezmąconą najmniejszym krzaczkiem. Sam Jedi siedział tyłem do nich, oddalony kawałek. Nawet siedząc po turecku, widać było, że przewyższał ich wzrostem. 45 odkaszlnął.

-Mistrzu Sekuru, zgodnie z nakazem Senatu nasz skromny oddział przechodzi pod twoją komendę.- Oznajmił oficjalnym tonem, po czym odczekał chwilę. Potem następną. Żadnej reakcji, ze strony siedzącego.

-Myślisz, że cię usłyszał?- Spytał 37, na hełmie którego wciąż były ślady błota.

-Może nie, podobno jest dość stary.- Uznał 51. 45 stał w miejscu, nie będąc pewnym co zrobić, aż w końcu ostatni z jego grupy zwrócił na coś jego uwagę.

-Chłopaki...- Wyszeptał 69. -Spójrzcie do góry.

Cała piątka jednocześnie skierowała wzrok na coś, co zdecydowanie było asteroidą lecącą idealnie w kierunku prawdopodobnie medytującego. 37 odruchowo ruszył do przodu, aby mu pomóc, ale 45 złapał go za ramię.

-Nie idź. On chyba... Wie co robi.

37 niepewnie znowu spojrzał na asteroidę. Po dłuższej chwili ta zaryła w ziemię, z impetem zbliżając się do Jedi, wzniecając chmurę dymu. Gdy opadła, gromada zobaczyła niewzruszonego Sekuru, siedzącego przed czymś, co okazało się na wpół spaloną satelitą. Mistrz Jedi wstał powoli i odwrócił się w ich stronę, zdejmując kaptur i okazując się im w całej swojej okazałości. Byłoby pięknie, gdyby nie potknął się o własny płaszcz i nie wylądował twarzą przed nimi. Klony spojrzały na rybo-podobną twarz.

-On... On jest Gunganinem.- Wymamrotał cicho 37. 45 szturchnął go łokciem w brzuch. Sekuru uniósł wzrok i uśmiechnął się.

-Witajcie, wojownicy! Moja jest uradowany, że może was gościć!

Star Wars - Dzieje Mistrza SekuruWhere stories live. Discover now