80

6.1K 190 18
                                    

Pov. Kim

Minęły już cztery godziny. Jak na razie w miarę trzeźwymi osobami jestem ja, Vivian i Kay. Reszta jest schlana w trzy dupy, albo na haju. Jak zwykle zaskoczył nas Liam. On opił się i naćpał jednocześnie. Na początku wypił trzy kieliszki Whisky, później wziął się za czystą, która to polała się litrami. Następnie wziął od jakiegoś kolesia kilka skrętów marihuany i wciągnął trochę Kokainy. Teraz szaleje na całego, wydzierając się i śpiewając Jezus Malusieńki. 

Cały Liam...

Teraz siedzę razem z moim chłopakiem i przyjaciółką. Wciąż myślałam nad tym co Kay chce mi powiedzieć. Za chwilę miałam się jednak tego dowiedzieć.

-Kim, kochanie możemy wyjść na zewnątrz?- zapytał wstając z wysokiego krzesła. 

-Tak, oczywiście...-splotłam nasze palce i wyszliśmy.

Szliśmy w miłej ciszy wzdłuż wąskiej uliczki w parku. Drogę oświetlały nam tylko latarnie uliczne. Była już noc, a mimo to nie było zimno. Moje serce bije jak oszalałe. To już za chwilę ten moment. Za chwilę dowiem się o co mu chodzi.

Mam tylko nadzieję że on nie chce ze mną zerwać. W tedy zabiłabym się. Mówię prawdę. 

W końcu usiedliśmy na ławeczce pod kwitnącą lipą. Obok niej stała lampa, więc mogłam widzieć jego cudną twarz. Jest tak cholernie romantycznie. Chwilę siedzimy cicho, a ja ukradkiem spoglądam na chłopaka. Siedzi prosto i nerwowo bawi się palcami. Dlaczego on się denerwuje?

-Wiesz gdzie chciałbym cię pocałować?- zapytał w końcu.

-W usta?- wydęłam wargi robiąc dziubek. Kay cicho się zaśmiał.

-Nie...- mówi

-W policzek? -pytam lekko zdziwiona 

-Nie...

-W szyję?- robi się na prawdę gorąco. Do czego on zmierza? Stało się jasne że nie chce ze  mną zerwać, ale co innego?

-Nie...

-To w takim razie gdzie?- pytam lekko zmieszana.

-W kościele, kiedy przed twoją rodziną powiemy sobie sakramentalne ''tak''- patrzy na mnie. Moje usta otwierają się w literę 'o'. Wciąż nie docierają do mnie słowa chłopak.

Czuję że ręce zaczyną mi się trząść, kiedy on schodzi z ławki i klęka przede mną na jedno kolano. Po chwili wyjmuje z kieszeni małe czerwone pudełeczko i otwiera je. Moim oczom ukazuje się śliczny pierścionek zaręczynowy. Jestem na niego tak cholernie zła. Dlaczego kupił mi tak drogi pierścionek? Przecież wyszłabym za niego nawet gdyby podarował mi kawałek druta. Ale to przecież jest Kay Hilfiger.

Do moich oczu nalewają się strumienie łez. Wciąż nie wierzę w to co się właśnie dzieje. Kay Hilfiger, moja odwieczna miłość właśnie mi się oświadcza.

-Kim, wyjdziesz za mnie? -pyta

-Oczywiście! Jasne że tak! Nawet tu i teraz... -mówię przez łzy. W jego oczach też dostrzegam te małe kropelki.

Chłopak wyjmuje biżuterię z pudełeczka i wsuwa mi na palec serdeczny prawej dłoni. Czuję jak jego palce delikatnie muskają moje. To najcudowniejszy dzień mojego życia!

Jeszcze dwa lata temu, bałabym się mu spojrzeć w oczy. Dziś wskakuję na mojego narzeczonego i łączę nasze usta w namiętnym pocałunku.

My Bad BoyWhere stories live. Discover now