59.

6.5K 189 5
                                    

Pov. Kay

21.55

21.56

21.57

21.58

21.59

59...

59...

22.00!!!!

Czuję że recę zaczyną mi się trząść. Stoimy wraz z Liamem przed jakimś opuszczonym blokiem. Jest całkiem ciemno i cholernie zimno. Choć nie wiem czy to z zimna czy ze strachu trzęsę się jak galareta. Nagle zauważyłam znajomy samochód. Czarny SUV Cadillac. Szturchnąłem lekko ramię Liama, a ten odwrócił się w tamtą stronę i skamieniał.

-Stary na pewno chcesz to robić? -zapytał wstrząsając mi ręką.

-,, nie! Nie!! NIE!!! "-krzyczałem na siebie w myślach

-Tak... -odpowiedziałem.

Samochód zaparkował dokładnie przed nami. Z niego wysiadło dwóch kolesi.

-Jesteście! -powiedział jeden. Dokładnie było słychać pogardę w jego głosie.

-Sczczerze myślałem że się scykacie, ale szacun dla was... -prychnął drugi

-Nie boisz się śmierci? -ten pierwszy zwrócił się do mnie. Chciałem coś odpowiedzieć, ale strach mnie sparaliżował- Haha! Tak myślałem! -zaśmiał się

Weszliśmy do budynku. Na środku był paskudny materac, który prawdopodobnie pełnił funkcję ringu. Nie muszę chyba mówić że był we krwi. Wokół niego zebrał się niezły tłum. Wszyscy wyglądali jak typy spod czarnej gwiazdy.

Na  "ringu" właśnie prało się dwóch kolesi. Obydwoje byli zakrwawieni i wykończeni jednak bili się dalej. Wreszcie jeden z nich padł, a drugi ściągnął go na bok. Pochylił się nad jego twarzą.

-Ha! Nie żyje!!! -wszyscy się zaśmiali.

Ale z czego?

Z tego że zabili człowieka?

A co jeśli skończę tak samo?

-KTO NASTĘPNY?! - krzyknął jeden z nich. Był cały w tatuażach i kolczykach. Miał ich zdecydowanie więcej niż ja. To było trochę przerażające.

-ON! -krzyknął ten co wysiadł z czarnego Cadillaca. Poczułem dwa silne ramiona łapiące mnie za ręce i ciągnące w stronę materacu.

-Powodzenia -szepnął cicho Liam.

Przyda mi się...

Pov. Kim

-Boże tak się denerwuję... -mruczałam. -Dlaczego ich tak długo nie ma?!

-Nie wiem Kim! Nie wiem... -powiedziała nerwowo moja przyjaciółka.

Jesteśmy w trakcie chodzenia po naszym apartamencie w tę i we tę. Obydwie jesteśmy bardzo zdenerwowane. Przez moje myśli przechodzą najgorsze scenariusze.

Teraz jest już prawie północ a ich nadal nie ma!

NADAL!

Nagle usłyszałyśmy odgłos otwierania drzwi. Do salonu wszeszli Liam i Kay.

Mój chłopak nie wyglądał najgorzej mimo iż głowę miał pochyloną do przodu, a przy nosie trzymał zakrwawioną chusteczkę. Liam trzymał go za łokieć chroniąc tym samym od upadku.

-Kay! -wrzasnęłam i rzuciłam się chłopakowi w ramiona. On objął mnie jedną ręką, gdyż drugą wciąż trzymał przy nosie. Chłopak podniósł na mnie swój wzrok. Prócz krwotoku z nosa, nie ma żadnych innych obrażeń. -Nic ci nie jest? Coś cię boli? Potrzebujesz leków? Dzwonić po karetkę? -zaczęłam wypytywać na co on wybuchnął śmiechem.

-Nie Kim... -powiedział łagodnym głosem-... Nic mi nie jest, jestem tylko trochę zmęczony...

-Siadaj... -wtrąciła Vivian wstając z fotela tym samym robiąc miejsce dla Kay'a.  Chłopak usiadł. -A ty czego się szczeżysz? -zwróciła się do swojego chłopaka. Liam miał uśmiech od ucha do ucha.

-Jakbyście to widziały dziewczyny... -Liam zaczyna się śmiać-... Jakbyście widziały te miny kiedy wynosili tamtego typa... -postanowiłyśmy go ignorować.

-Na pewno wszytsko ok? -zapytałam jeszcze raz odgarniając włosy z czoła moje chłopaka.

-Tak tylko... -powiedział-... Masz jeszcze jedną chusteczkę?

-Tak proszę... -podałam mu przedmiot.

Ciekawe jaka będzie kolejna walka...

My Bad BoyWhere stories live. Discover now