Rozdział 38

127 13 1
                                    

Tris POV

Znowu wpadam w trans, tak jak poprzednio. Wszystkie czynności wykonuję mechanicznie, zachowuję się jak maszyna, nie czuję, jakbym naprawdę żyła... po prostu istnieję. Bywają momenty, że się budzę z letargu i zastanawiam się, czy jest dla mnie jakakolwiek szansa. Przestało mi jednak na czymkolwiek zależeć, może poza jednym - chcę to jak najszybciej skończyć. Dopóki jestem żywa, nigdy nie dadzą mi spokoju. Jestem zależna od nich, a oni ode mnie, błędne koło.

Kiedy zaczynało być naprawdę beznadziejnie, do pokoju, w którym się znajdowałam wszedł mój brat. Otrząsnęłam się z odrętwienia i pierwszy raz od dawna poczułam nadzieję.

- Cześć, Tris - mówi z delikatnym uśmiechem. Wyciąga do mnie rękę i pomaga mi wstać. - Masz ochotę na mały spacer?

Kiwam głową. Wychodzimy z pokoju, a ja mrużę oczy pod wpływem ostrego światła na korytarzu. Nawet nie wiem jak długo już tu jestem, bo dosyć szybko przestałam odmierzać czas. Nie wiem nawet, czy jest dzień, czy noc - straciłam jakiekolwiek poczucie czasu.

- Gdzie idziemy? - Pytam zachrypniętym głosem, którego długo nie używałam. Nie miałam nawet się do kogo odezwać.

- Chcę ci coś pokazać.

Chodzenie znowu zaczyna być dla mnie uciążliwą czynnością, która pochłania moją energię. Czuję, że oblewa mnie zimny pot, jakbym już wyczerpała wszelkie zapasy resztek sił.

Mijają nas ludzie, którzy zdają się nawet na nas nie patrzeć. Są ubrani identycznie jak Caleb, w białych fartuchach, okularach i wyglądają tak, jakby niespecjalnie zależało im na tym, jak wyglądają.

W końcu wchodzimy do jakiegoś pomieszczenia. Caleb zapala światło i podchodzimy do szyby. Za nią znajduje się aula, w której tłoczą się ludzie, zajmując wolne miejsca. Najdziwniejsze jest to, że wśród nich nie ma mężczyzn - to same kobiety.

- To lustro weneckie, nie widzą cię - informuje mnie Caleb.

- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? - Pytam.

- Bo musisz zrozumieć - Caleb bierze głęboki oddech, jakby przygotował się do powiedzenia mi czegoś skomplikowanego. - Już rozumiem, dlaczego Agencji tak na tobie zależy.

- Tak? David mówił, że potrzebują mojego materiału DNA do jakiegoś projektu, może ty bardziej mnie oświecisz.

- Spójrz na te kobiety. Są tutaj z twojego powodu.

Unoszę brwi, nie za bardzo rozumiejąc.

- Projekt Agencji to coś większego niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. I wbrew pozorom, to nie jest coś złego.

- Ach tak? Chcesz mi wmówić, że pozbawienie mnie wolności i eksperymentowanie na mnie jest dobre?

- Czasami jesteśmy zmuszeni do robienia potencjalnie złych rzeczy w imię wyższego dobra.

- Caleb, do cholery! - Denerwuję się.

- Sama to kiedyś powiedziałaś. Twoja niezgodność nie jest problemem - jest rozwiązaniem.

- Niby co mam nią rozwiązać?

- Wszelkie problemy ludzkości. Jako jedyna na świecie posiadasz czyste DNA, pozbawione wad genetycznych. Ludzi trawią śmiertelne choroby, coraz częściej umierają młode osoby i będzie tego coraz więcej. Jak tak dalej pójdzie, nasz gatunek w końcu wymrze. Nasze potomstwo będzie coraz słabsze.

- I ja mam w tym pomóc, tak?

- Pomyśl tylko. Możesz przekazać swoje DNA. Agencja może dzięki niemu stworzyć nowe pokolenie czystych genetycznie ludzi, których nie strawi rak i inne śmiertelne choroby. Jesteś jedyną nadzieją na przetrwanie ludzkości. Dlatego są tutaj te kobiety - będą częścią eksperymentu, rodząc nowe, czyste pokolenie. Baza wojskowa to tak naprawdę przykrywka - tam początkowo trafią wszystkie noworodki. Później zamieszkają w Chicago wraz z kobietami, które je urodziły.

- Ale w Chicago mieszkają ludzie... - marszczę brwi. Tobias, mój syn...

- Będą musieli się wynieść, Agencja ma już plan.

Przez chwilę zastanawiam się nad tym, co usłyszałam. Myślałam, że to coś gorszego, ale powoli zaczynam rozumieć więcej...

- Mogę uratować ludzkość - stwierdzam.

- Tak. Tylko ty. Twój materiał genetyczny da początek nowej erze, bez chorób i przedwczesnej śmierci.

- Skąd mają taką pewność?

- Twój syn ma idealnie czyste DNA, tak jak ty - Caleb patrzy mi w oczy. - Powiedz szczerze, co o tym sądzisz?

- Nie wiem...

- Tris, możemy stworzyć lepszy świat. To byłaby twoja zasługa. Wiem, że łatwo mi mówić, bo to nie chodzi o mnie. Ale pomyśl, jedno istnienie w zamian za miliony.

- W imię wyższego dobra... - szepczę.

- To nasze hasło.

- Czy możesz zaprowadzić mnie do Davida? - Pytam, przygryzając wargę.

- Oczywiście. Czeka na ciebie.

CDN.

HOW IT ENDSWhere stories live. Discover now