Rozdział 9

214 11 37
                                    

Wszystko powoli zaczyna nabierać kształtów. Czuję ulgę, że nie muszę zajmować się organizacją, bo nie mam na to siły. Mimo to, w pewnym stopniu w tym uczestniczę, więc w końcu moje dni zaczynają wypełniać się czymś innym niż tylko bólem i cierpieniem.

Zeke na bieżąco informuje mnie jak wygląda sprawa i jestem zdziwiony, ilu osobom spodobał się nasz pomysł. Kiedy w końcu zostaje wyznaczona data pierwszego spotkania, zaczynam się trochę denerwować.

Pozostaje też Lily. Nie mam pojęcia skąd wzięło się to chwilowe zaćmienie umysłu, kiedy to zgodziłem się zrobić z niej żołnierza, ale nie mogę teraz tego odwołać. Obiecałem jej to... a ja w przeciwieństwie do niektórych, zamierzam wywiązywać się ze swoich obietnic.

Późnymi wieczorami, pod osłoną nocy, spotykamy się na treningach. Zdążyłem już zapomnieć jak to jest być instruktorem i ze zdumieniem odkrywam, że mi tego brakowało. Lily jest wyjątkowo ciężkim przypadkiem, nie wiem, czy po nowicjacie w Nieustraszoności nie zostałaby bezfrakcyjną. Jest słaba, jej ciało i mięśnie są słabe, nie daje rady... jednak ma ducha walki i widzę, że się stara.

Z całej siły staram się nie porównywać jej do Tris. Ona na początku też była słaba. W którymś momencie zaczęła walczyć o siebie jeszcze bardziej po to, by zwyciężać. Strach jej nie zamykał, przeciwnie... sprawiał, że się budziła. Mimo, że tego nie chcę, zauważam w Lily podobieństwa do Tris. Ona też się nie poddaje, ciało robi jedno, ale umysł myśli drugie.

>>>

Przebieram się w dres i wkładam ciepłą bluzę, bo noce w Chicago są teraz chłodne.

Kiedy otwieram drzwi, Lily już na mnie czeka. Bolą mnie oczy od patrzenia na jej żółty strój treningowy.

- Gdyby wysiadł cały system zasilania w Chicago, byłabyś jedynym światłem w mieście - stwierdzam.

- Dziękuję.

- To nie był komplement.

- Każdy słyszy to, co chce usłyszeć. Ty z góry informujesz mnie o intencji swoich słów, ale ja mogłam zrozumieć je inaczej - wzrusza ramionami, jak zwykle się uśmiechając.

- Jak chcesz - rzucam. - Tak jak zwykle zaczniemy od długiego biegu, a potem dam ci wycisk w parku.

- A nie możemy raz zrobić czegoś innego? - Pyta.

- A co według ciebie powinniśmy robić? - Unoszę brwi. - Zbieranie kwiatków nie uczyni z ciebie żołnierza.

- Nie o to mi chodziło. Po prostu myślę, że oprócz siły, żołnierz potrzebuje też przeszkolenia psychicznego. Jakiejś nauki strategii...

- Ja zajmuję się fizyczną częścią, więc znajdź innego specjalistę od głowy.

- Mam ciebie, więc całkowicie mi to wystarczy - szczerzy zęby.

Nadal nie pojmuję dlaczego tak zależy jej na moim towarzystwie, skoro przez większość czasu jestem dla niej niemiły. Może ma w sobie coś z masochistki?

- Dzisiaj robimy piętnaście kilometrów, to też ci wystarczy?

Lily nie odpowiada, ale mam wrażenie, że w końcu zdołałem popsuć jej czymś jej humor. A już myślałem, że nigdy mi się to nie uda.

Nie mam bliżej określonego celu, po prostu biegniemy przez miasto. Mijamy Erudycję, którą teraz nazywają Centrum Badawczym. Mimo późnej pory, wciąż w niemalże wszystkich pomieszczeniach palą się światła. Zupełnie tak jak kiedyś. Kieruję się dalej, słysząc jak za mną biegnie Lily, oddychając z trudem. Uśmiecham się pod nosem.

Może jeśli dam jej bardzo duży wycisk to zrezygnuje z treningów ze mną. Nie będę już musiał się z nią męczyć.

W pewnym momencie docieramy do Navy Pier, które nie zmieniło się ani trochę od czasu, kiedy ostatnio tu byłem. Przez moją głowę przewijają się wspomnienia, oplatają mój mózg jak wąż.

Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że się zatrzymałem. Przez chwilę stoję bez ruchu, walcząc z napływającymi wspomnieniami i próbując je od siebie odepchnąć.

- Lily? - Rzucam i zaczynam się rozglądać. Nigdzie jej nie ma... nie jest dobrze. - LILY?! JAMES, DO CHOLERY! - Krzyczę.

- Tu jestem! - Do moich uszu dobiega jej wołanie. W ciemności nadal nie jestem w stanie jej dostrzec, co jest dziwne, bo przecież ma na sobie ten idiotyczny, walący po oczach strój.

Unoszę głowę i od razu zauważam, gdzie jest. Zaczęła wspinać się na Diabelski Młyn.

- Złaź stamtąd! - Wrzeszczę z wściekłością, idąc w jej stronę.

- Sam musisz tu wejść. Widoki są obłędne - odpowiada z zachwytem, wspinając się coraz wyżej.

- Złaź stamtąd!

- Nie, to ty chodź! Zobaczysz, nie pożałujesz...

- Nie mam zamiaru. Jeśli nie zejdziesz, to cię tutaj zostawię.

Lily nie odpowiada. Walczę sam z sobą, bo nie mam najmniejszej ochoty po nią iść, ale jednak to robię.

CDN.

Zapraszam na nowe opowiadanie 😏

Zapraszam na nowe opowiadanie 😏

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
HOW IT ENDSWhere stories live. Discover now