Rozdział 17

185 15 9
                                    

Tobias POV

- Ponoć słyniesz z punktualności - rzuca Tyler, zerkając na zegarek. - Ale chyba się przesłyszałem.

- Coś mnie zatrzymało - wzruszam ramionami.

Lily. Moje koło ratunkowe, które każdego dnia ratuje mnie przed powrotem do mroku.

- Nieważne - kwituje Tyler. - Słyszałem też, że ponoć nie chcesz iść z nami do Agencji.

- Taką podjąłem decyzję.

- Nie będę cię do niczego zmuszał, ale trochę cię nie rozumiem. Najpierw sam zbierasz nas, żebyśmy w razie czego mogli reagować na takie rzeczy, a potem sam rezygnujesz. Nie podbudujesz pozostałych taką postawą.

Wiem, że ma rację. Jednak tak bardzo nie chcę wracać do tego miejsca, że coś mnie powstrzymuje. Może jeszcze nie jestem w takim dobrym stanie psychicznym, jak myślałem.

Jednocześnie jest mi wstyd. Muszę zebrać się do kupy i dać innym przykład.

- Możliwe, że masz rację - przyznaję z niechęcią. - Dobra, idę z wami.

- No i o to chodziło, stary - Tyler poklepuje mnie po plecach. - Chodź, pokaże ci nasz plan.

Idziemy do dawnego biura przywódców Nieustraszoności, gdzie jest już kilka osób. Kiedy wchodzimy, kiwają nam głową i wracają do planów budynku Agencji, która leży na stole.

- Akcja oczywiście zacznie się późnym wieczorem. Myślę, że powinniśmy zacząć o dwudziestej drugiej. Mamy wtyki w Agencji, więc wiemy jak dokładnie gdzie są kamery. Ben włamie się do systemu informatycznego i je wyłączy, wyłączy prąd, złamie też wszystkie zabezpieczenia.

Pracowałem w pokoju kontrolnym, ale nie byłem w stanie zrobić aż tyle, więc patrzę na chłopaka z mieszaniną podziwu i zaskoczenia.

- Jesteś pewny, że to się uda?

- Tak, już próbowałem, ale tylko na chwilę. Muszę zadbać o to, żeby nie pokapowali się, z jakiego miejsca zostało to zrobione, nie chcemy przecież wpaść.

- Jasna sprawa - odpowiadam. Jednak mam wątpliwości...  To jakiś wyjątkowy więzień, na pewno zastosowali najlepsze zabezpieczenia. Aczkolwiek Ben wydaje się tak pewny siebie, że jestem w stanie mu uwierzyć.

- Więzień jest przetrzymywany w pomieszczeniu niedaleko Laboratorium. Dojście tam nie będzie łatwe, trzeba będzie obezwładnić wielu strażników.

- O tym też pomyśleliśmy - odzywa się znajomy głos. Zdziwiony, dostrzegam w końcu Carę. - Cześć, Cztery.

- Jak ty...?

- Myślałeś, że będziemy stać z założonymi rękoma? - Blondynka unosi brwi. - Nie. Stworzyliśmy specjalne kule, które ich obezwładnią, stracą przytomność, dlatego koniecznie musicie założyć nasze maski. Stworzyliśmy też zbroje ochronne, bo nie chcemy żeby ktoś z was został postrzelony, do nich załączone będą maski, nie będzie widać waszych twarzy.

- Zadbaliście o wszystko.

- Dlatego potrzebujecie w swoich szeregach Erudytów - wzrusza ramionami.

- Obezwładniamy strażników, wyciągamy więźnia i odjeżdżamy pojazdami, które będą podstawione kilka kilometrów od Agencji, będziemy musieli do nich dobiec. Jeśli byłyby bliżej, istniałoby ryzyko wykrycia, a musimy wyeliminować wszelkie ryzyko do zera - kontynuuje Tyler. Nie powiem, żebym za nim specjalnie przepadał, ale cieszę się, że oddałem mu dowództwo, bo się do tego nadaje. - Uda nam się. Jesteśmy dobrze przygotowani, mamy też wiele planów awaryjnych, w razie jakby coś nie zadziałało.

W tym momencie dostaję wiadomość, więc wyciągam telefon z kieszeni. To Lily.

Hej, o której się spotykamy?

Zapomniałem jej napisać, że musimy przełożyć naszą randkę.

Przepraszam, ale jednak idę dziś do Agencji. Nie martw się, wszystko dobrze zaplanowaliśmy, nie stanie się nic złego. Przyjdę do ciebie po wszystkim.

Lily już mi nie odpisuje, co nie jest dobrym znakiem. Nie zastanawiam się jednak już nad tym, tylko dalej słucham Tylera, który przedstawia nam alternatywne rozwiązania, jakby główny plan się nie powiódł.

Po jakimś czasie drzwi do biura się otwierają i do środka wchodzi Lily.

- Co ty tu robisz? - Pytam.

- Idę z wami - wzrusza ramionami.

- Nie ma mowy - odpowiadam od razu.

- Nie ty o tym decydujesz.

CDN.

Wciąż dochodzę do siebie po wczorajszych wydarzeniach. Zginął prezydent mojego sąsiedniego miasta, w tak szczególnym dniu, jakim jest finał WOŚP. Szok, że doszło do czegoś takiego, możemy się różnić poglądowo, ale wszyscy jesteśmy ludźmi, powinniśmy się szanować i jednoczyć, bo zło i nienawiść coraz częściej wkracza do naszego życia.
Wina nie leży po stronie żadnej z partii, Wielkiej Orkiestry, czy Owsiaka. Wina leży po stronie tego psychopaty, który z zimną krwią zamordował niewinnego człowieka.
Jurek Owsiak, kiedy za jakiś czas ochłonie, wróci do Wielkiej Orkiestry. Trzeba dać mu czas.

 Trzeba dać mu czas

Ops! Esta imagem não segue nossas diretrizes de conteúdo. Para continuar a publicação, tente removê-la ou carregar outra.
HOW IT ENDSOnde histórias criam vida. Descubra agora