Rozdział 27

158 16 30
                                    

Tobias POV

Kiedy chcę wejść do pracy, okazuje się, że pod biurem czeka na mnie niemiła niespodzianka. Tłum ludzi domaga się wyjaśnień, co ma oznaczać ta pogoda. Sam chciałbym wiedzieć.

- Pracujemy nad tym - oznajmiam im, ale wcale ich tym nie uspokajam.

- Moje dzieci chorują! - Krzyczy jeden z mężczyzn. - Chcesz odpowiadać za ich śmierć?!

- To ja zesłałem na was deszcz i mgłę? - Wkurzam się. - Zastanów się człowieku!

- Spokojnie, działamy na pełnych obrotach - na szczęście pojawia się Johanna, bo zacząłem się gotować ze złości. - Niedługo zaczniemy nagrywać orędzie, które zostanie wyświetlone w całym mieście. Proszę o cierpliwość - kończy i ciągnie mnie do środka. - Nie możesz się z nimi kłócić - poucza mnie.

- A jak inaczej dogadać się z debilami?

Johanna tylko wzdycha i poprawia włosy tak, żeby zasłaniały jej bliznę.

- To co robimy?

- Przygotuj kamerę, nagramy orędzie do miasta - odpowiada i idzie do gabinetu. Wyciągam z szafy kamerę, po czym idę za nią. Johanna siada przy biurku, a ja zajmuję się odpowiednim ustawieniem. Nie jestem specjalistą, ale wydaje mi się, że wszystko jest dobrze przygotowane.

- Powiedz, kiedy możemy zaczynać - mówię jej.

- Włącz kamerę.

Robię to i od tej chwili postać Johanny widoczna jest w każdym domu i na słupach w mieście, ale także we wszelkich elektrycznych urządzeniach. Nie ma sposobu, żebyś jej nie widział.

- Drodzy mieszkańcy Chicago - zaczyna spokojnie Johanna. - Jako wasza przedstawicielka w rządzie, nie mam dla was najlepszych wieści. Deszcz i mgła, z którymi mamy do czynienia mogą, aczkolwiek nie muszą być trujące. Zalecam pozostanie w domu, a jeśli koniecznie musicie wyjść, róbcie to w specjalnych maskach, które zostaną dostarczone dla każdego z was. Nie otwierajcie okien, nie wpuszczajcie powietrza do waszych domów. Pracujemy nad zbadaniem tego zjawiska, lecz może to trochę potrwać. Może się zdarzyć, że nie uda nam się pozbyć toksycznego powietrza, więc zalecam spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy w razie ewakuacji. Wolelibyśmy tego uniknąć, ale musimy być gotowi. Mimo wszystko, życzę miłego dnia - kończy orędzie Johanna, a ja wyłączam kamerę. Kiedy upewniam się, że na pewno nie działa, naskakuję na kobietę.

- Ewakuacja? Czyja to decyzja? Agencji? - Wyrzucam z siebie z odrazą.

- Sam widzisz, co się dzieje. Jeśli pogoda się nie zmieni, będziemy musieli się ewakuować, chyba że wolisz się zatruć i umrzeć?

- Agencja wywołała toksyczny deszcz i tę mgłę.

- Nie bądź śmieszny. Nie jesteśmy już eksperymentem, tylko wolnym miastem.

- Ach tak? A jak tam ich baza wojskowa? Jestem ciekawy, kiedy w końcu przejrzysz na oczy. Coś planują... dlatego chcą nas stąd wykurzyć - upieram się.

- Nawet jeśli masz rację... - wzdycha Johanna. - To chyba lepiej z nimi współpracować, prawda?

Nie odpowiadam. Nigdy nie będę z nimi współpracował. Wrogowie na zawsze pozostają wrogami.

>>>

Tris POV

Czuję się dziwnie, jakby ktoś mnie zdradził. Ale nie jesteśmy już razem. Tobias ma prawo ułożyć sobie życie z kimś innym, z kimś, kto urodzi mu dziecko... Ta myśl mnie przytłacza.

Żegnam się z Tylerem, po czym wspinam się po schodach na swoje piętro. Niestety, natykam się na Lily, która wchodzi do mieszkania Tobiasa.

- Cześć, Tris - uśmiecha się promiennie. - Może wpadniesz do mnie na chwilę?

- Ja nie... - próbuję się wykręcić, ale ona wciąga mnie do środka.

- Siadaj, zaraz zrobię ci coś do picia i porozmawiamy, ale najpierw muszę iść do łazienki - mówi szybko i znika.

Rozglądam się po mieszkaniu. Może kiedyś było w stylu Tobiasa, ale widać tutaj rękę Lily. On na pewno nie wpadłby na pomysł umieszczenia tutaj tyle żółtego koloru.

Podchodzę do komody i z konsternacją przyglądam się temu, co na niej leży.

- To urna - wyjaśnia Lily, która już wróciła z łazienki.

- Czyja?

- Twoja. Wiem, jak głupio to brzmi. W Agencji dali ją Tobiasowi, zastanawiał się nad twoim pogrzebem. W sumie nie wiem, po co nadal ją tutaj trzyma, skoro żyjesz - śmieje się nerwowo. - Hmm, zrobię nam herbaty.

Nie wiem jak Tobias znosi jej idiotyczne paplanie, mnie przez te parę minut zdążyła rozboleć głowa.

Siedzę na kanapie i czekam na Lily jak na ścięcie. Zastanawiam się też po ilu minutach mogę stąd wyjść, żeby nie wydać się niegrzeczna.

Po chwili słyszę dźwięk otwieranych drzwi. W tej samej chwili w kuchni rozlega się radosny okrzyk.

- Tris? - Tobias przygląda mi się ze zdziwieniem. Kiedy chcę mu coś odpowiedzieć, do salonu wpada Lily. Kiedy zauważa Tobiasa, rzuca mu się na szyję i obsypuje pocałunkami.

- Hej, już lepiej się czujesz? - Pyta, nieco zakłopotany.

- To nie było żadne zatrucie! Jestem w ciąży, będziesz tatą!

Mam wrażenie, że nie tylko ja czuję się jakbym dostała czymś ciężkim w głowę.

CDN.

HOW IT ENDSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz