25

236 22 17
                                    

Chwyciłam Sky za rękę.  Jej mina była grobowa.  Byłam przerażona.
Wszyscy wydawali się tacy nieobecni,  źli. 
Idąc do przedpokoju zauważyłam trzy postacie ubrane w czarne,  długie szaty.  Na głowach mieli kaptury.
- To ona?  - Dziwny,  zniekształcony  głos się odezwał.  Bałam się ich. 

- Tak - na korytarz wszedł Steve.  Jego wzrok był smutny i wściekły zarazem.

- Wszyscy są gotowi?  - odezwała się kolejna dziwna postać.

- Tak - odezwał się Bozydal,  który pojawił się z nikąd.

- Daj mi rękę.  - podszedł do mnie braciszek.  Grzecznie mu ją podałam.

- Wiecie jak będzie wygladać przejście?  - spytała się trzecia osoba w kapturze.

- Tylko dziecko nie wie - odparł Azi. 

- Tylko trzy osoby,  plus adwokat mogą przejść.  Zdecydujcie się kto pójdzie.  - zakapturzone osoby wyszły z domu.

- Na pewno pójdzie Steve i Azi.  Teraz Artur czy Sky?  - odparł Bozydal. 

- Pójdę - ciężko powiedział Niebieskooki. - Sky mogłaby nie wytrzymać presji. 

- Co racja to racja...  Ale też chce wiedzieć co się stanie! - krzyknęła czerwono włosa,  z żalem w głosie.

- Dowiesz się ale później. - skomentował ją Azi.

- No dobrze...  - spojrzała na podłogę.  - idźcie. 

- To idziemy...  - nastawienie wszystkich było grobowe.  Nie może być aż tak źle.  Tym bardziej,  że nic się nie stało.

Wyszliśmy z domu.  Był chłodny wiatr a niebo jakby się zachmurzyło.  Przed drzwiami,  na trawie  był dziwny znak w kole.  Jakieś dziwne znaczki i wzorki. 

Trzy postacie stały przy tym okręgu tak,  że tworzyły razem trójkąt.  Nie wygląda to za ciekawe.

- Zaraz przejście się otworzy,  od razu będzie przeniesienie do Rady.  Pierwsza wchodzi mała z adwokatem po jakimś czasie reszta.  Wszyscy zrozumieli?  - Czemu mam tam wejść prawie sama?  Boje się.  Jak to będzie wyglądać? Nic mi się nie stanie?  Co ma się takiego otworzyć? 

- Spokojnie.  - poklepał mnie po głowie brązowo - włosy.  - nic ci nie będzie. 

Oddychałam nierówno.  A moje serce biło jak oszalałe.  Nagle na środku okręgu pojawiła się fioletowa ściana. 

- Możecie wejść - zimny głos kostuchy przemówił.  Czuje sie jakbym zaraz miała stracić przytomność.  Gotuje się,  głowa zaczyna mnie boleć a ręce się pocą.  Co ja mam robić... 

Idę,  dokładniej Bozydal mnie ciągnie za sobą.  Czuje sie jakbym szła na skazanie.  Czemu to musi być tak stresujące?  Jesteśmy prawie przy tym fioletowym czymś.  Trzęsę sie ze strachu. Czuje jakbym zaraz miała się rozpłakać.  Boje sie. 

Wchodzimy w ściane.  Zimno mi,  jednak jest to przyjemne zimno.  Idziemy korytarzem,  również fioletowym jednakże ciemniejszym.  Światło dają pochodnie rozstawione  co jakiś czas.  Dochodzimy do ogromnej sali.  Przy wejściu po lewej i prawej stronie są ogromne ławy.  Wszystkie rzędy są zajęte prócz jednego.  Każdy ma kaptur na sobie.  Oddycham coraz szybciej.  Przede mną jest także ława.  Mniejsza ale wydająca się dużo większa od reszty.  Na środku jest mały piedestał.  Bozydal mnie do niego odprowadza. 

- Stój tutaj - mówi spokojnie.  Nogi się podena uginają.  Słabo mi. 

Chłopak siada w wycofanej ławce,  pomiędzy dwoma ławami.  Odwracam się.  Rząd,  który był pusty jest już pełny.  Być może to już braciszek z resztą przyszli,  ale czemu każdy ma kaptur?  Spojrzałam na Bozydala.  Pokazał mi był patrzyła przed siebie.  Wszystkie rzędy w tej ławie były puste.  Nagle po chwili wszyscy wstali.

- Uwaga.  Idzie Rada.  Proszę o ukłony dla władcy.  - znikąd pojawił się głos.  Na ławę zaczęli wchodzić ludzie.  Każdy miał czarny kaptur,  prócz jednego.  Siedział na środku i był ubrany na biało.  Wszyscy wokoło ukłonili się.  Zrobiłam to samo,  chyba dobrze zrobiłam bo po chwili było słychać polecenie.

- Można usiąść.

Mężczyzna ubrany na biało nie zasłaniał twarzy.  Jego oczy były chłodne.  Twarz blada.  Miał biała brodę i grobową  minę.  Był straszny.

- Jak się nazywasz?  - Rozbrzmiał po sali ciężki,  męski głos.  Który wydawał się drążyć w moich uszach tunele.
Rozejrzałam się.  Wzrok Bozydala wskazywał,  że to pytanie dotyczy mnie.

- Sophia.  - odpowiedziałam bez odwagi,  Drzącym głosem.

- Ranga?  - spytał damski głos z ławy przede mną. 

Wstał Bozydal. 

- Moja klientka ma rangę Z. 

- Chciałam to usłyszeć od niej. - skwitowała  chłopaka postać,  zadajaca pytanie. - znasz podział rang? 

Kolejne pytanie.  O jakie Rangi chodzi...  Jaki podział?

- Nie - odparłam,  starałam się jak najszybciej odpowiadać by nie przedłużać dziwnej i niewygodnej ciszy.

- Nikt cię nie poinformował o podziale twojej rasy?  - spytała kolejna osoba siedząca po prawej stronie tym razem.

Nie rozumiem pytania...  Co mam zrobić?  Przyznać się?  Ale jak to wtedy będzie wyglądać? 

Widząc moje zakłopotanie,  Bozydal się odezwał.

- Klientka nie została o tym poinformowana ponieważ od niedawna ma związek z tą terminologią.

- Rozumiem.  Czy twoi rodzice poinformowali cię o zasadach panujących w naszym świecie?

- Nie. 

- Z tego co wiem twoi rodzice chcieli cię zlikwidować.  Jak to wyglądało?  - kolejne dziwne pytanie.  Nie chce mówić o rodzicach...  To boli.  Chcieli mi zrobić krzywdę.  Chociaż nic im nie zrobiłam... - odpowiedz.  - nalegał na odpowiedź jakiś mężczyzna zakapturzony.  - Co się stało w dniu gdy chcieli cię zabić? 

Po moim policzki spłynęła łza.  Czułam że Bozydal nie pomoże mi w tym pytaniu.

- Chcieli z tego co pamiętam zostawić mnie w środku lasu...  - odpowiedziałam cicho.

- Co się stało dalej? 

- Pomógł mi mój brat z kolegą... 

- widziałaś co się wtedy stało? Jak wyglądało to zdarzenie?

- Miałam iść do samochodu...  Ale nie posłuchałam się... 

Byłam cała spocona.  Czułam się jakby to przesłuchanie trwało już kilka godzin.

- Czy widziałaś używanie mocy przez nich?  - spytała kobieta. 

Znów nie wiem co odpowiedzieć.  Nie rozumiem, co ja mam zrobić?

- Nie wiem...  - odparłam.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 03, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

I Must Find You // Shadown [3](zawieszona)Where stories live. Discover now