*3* ( Hiszpania )

488 52 23
                                    

P.O.V.Shadown. 

Cisza. Dusza odeszła. Cisza. Ogień zgasł. Cisza. Rodzina zniknęła. Cisza. Już nastał czas.

 Drzewa groźnie kołysały się na wietrze. Już jakiś czas chodziłam po tym lesie. Był inny niż te co my mamy. Tutaj było bardziej piaszczysto. Dużo bardziej. Drzewa inne.  Szłam patrząc w niebo. Ono też było inne. A przecież przemierzyliśmy tylko morze. 

- Nie powinnaś tutaj być - usłyszałam lekki szmer, czyjegoś głosu. Rozejrzałam się z zaciekawieniem. Nic, pusto.

- Pokaż się - powiedziałam, szukając w kieszeni noża. Nie było go tam. Musiał gdzieś wypaść albo został w domu. Wpadłam w lekką panikę. Jak ja się będę bronić?

- Radzę ci odejść stąd i nie siedzieć cały czas w jednym miejscu. On cię wciąż szuka - zaśmiała się osoba. 

Kto mnie szuka? Michael? Przecież nic mu nie zrobiłam. Alan? Fałszywy demon, czy duch. Nie wiem już czym on jest. Kto inny mógłby mnie szukać? Inne demony? Niech się pierdolą. 

- Powiedz mi kim jesteś - powiedziałam zimno. Po mojej lewej usłyszałam szelest. W świetle księżyca stał nie kto inny niż... Alan. 

Cofnęłam się i zmierzyłam go wzrokiem. 

- To ty...

- Tak ja... Uciekaj, uciekajcie... on jest blisko. Nie tutaj idealnie ale niedaleko, a co najlepsze ma nową koleżankę, która też chce twoją moc. Sophia, uciekaj. Nie patrząc czy tamci z tobą będą czy nie. To nie będzie miało sensu co teraz powiem... ale... Możesz zawsze na mnie liczyć.

Na niego? Na tą parszywą świnię? Niech się wypcha.

- Goń się - syknęłam i weszłam w głąb lasu. Ciekawe kim jest ta wielce dziewczyna. Raczej nie jest to nikt silny... jeżeli chce moją moc. Ja chętnie jej ją oddam. Bo po co mi ona? 

- Sophia, ja mówię na serio - Chłopak szedł za mną. Przyspieszyłam kroku. Miałam mały problem... nie wiedziałam gdzie jest dom. I jak ja teraz odczepię tego kleszcza?

- Odczep się.

- Ona jest jakby twoją siostrą... - zatrzymałam się. Zamurowało mnie. Moją... siostrą!?

- Co.Ty.Pierdolisz? - syknęłam, odwracając się w jego stronę.

- To jest córka Slendermana... Ale ona nie zna go prawie w ogóle... Wie, że to jest jej ojciec ale nie miała z nim styczności... Wychowywała się z demonami, w tym z Michaelem.  

- Trudno. To nie jest moja siostra. Zrozum to, że nie mamy tej samej krwi.

- Ty nawet dobrze nie wiesz czyja krew płynie w twoich żyłach - spojrzał na księżyc - ładne dzisiaj jest niebo, rzadko takie jest.  - zmienił temat. Bez sensu. Przecież wiem, kto mnie spłodził? Raczej z gwałtu nie jestem, hah.

- Przecież wiem, kto jest moimi rodzicami - syknęłam, tracąc powoli nerwy.

- Może są twoimi rodzicami, ale przecież człowiek plus człowiek nie równa się demon. Slenderman nie może zmienić w demona, więc sama sobie odpowiedz. 

- Kłamiesz. 

- Jeżeli tak uważasz. Muszę iść, nie chcę by ciebie znalazł przeze mnie...

Chłopak zniknął. Co za... Kłamca, świnia... Przecież moja była rodzina jest tą prawdziwą! Nie miałam innej...

Była już dobra północ. Krążyłam po lesie. Gdzie ja jestem... Ta podróż już mnie denerwuje. Jakbym była sama to byłoby inaczej. Szkoda, że nic nie mam przy sobie. Ani telefonu, ani noża.

- pierdolony świat - kopnęłam gałąź, która poleciała w krzaki.  - Chcę do domu - powiedziałam kolejne zdanie do siebie. 

- Mała, nie bądź taka wkurzona, bo nawet cię dotknąć nie będę mógł - śmiech szyderczy i twarz jakiegoś chłopaka. Był bez koszulki, w samych spodniach. 

- Yay! brakowało mi tylko hiszpańskiej wersji Offendermana! - zaśmiałam się.

- Pff, Amerykańskie kobiety. - usiadł na ziemi i przyglądał mi się - masz brudne ciuchy. - Jakbym nie wiedziała. - Jesteś bezdomna? - Jebany chłopak - halo? Mowę ci urwało?

- Nie zaczynaj, nie wiesz z kim pogrywasz - syknęłam. 

- Wiem, z jakąś brudną dziewczyną, która udaje, że jest groźna - zaśmiał się a mi ciśnienie już skakało. Wstał i popatrzył na mnie - może jeszcze powiesz, że coś mi zrobisz? - podszedł bliżej. 

Jak teraz mi brakuje mojego ukochanego noża! Mogę niby go wymyślić... ale nie dam rady. Jestem zbyt rozkojarzona. 

- Zrobić to z łatwością - zaśmiałam się. 

- hah, słabo maleńka. Ty to byś się do łóżka nadawała.

- Bym cię nie wykastrowała.

- Prędzej będziesz prosić bym to zrobił.

Moje oczy były większe niż 5 złotych. Zaśmiałam się. 

- Ty nie wiesz co mówisz chyba - śmiałam się i nie mogłam opanować. 

- Ona jest zajęta - zadusiłam się śmiechem. Nie jestem zajęta przez nikogo! Nie rozumiem​, kto jest na tyle głupi by tak powiedzieć.

Przy mnie stał Jack. Co za debil. Mogłam go zrzucić z tego klifu. 

- Radzę spadać. 

- Nie będzie mi mówić co mam robić jakiś gościu z maską - Hiszpański Offenderman pożałował za słowa te, Eyeless w ciągu chwili był przy nim i wbił mu skalpel w podbródek. Usiadł przy truchle i sprawnym ruchem pozbył się go nerek. Obrzydliwe. 

- Nie jestem zajęta - powiedziałam poważnie, opierając się o drzewo.

- jeszcze... - powiedział bardzo cicho, że ledwo go usłyszałam. Czy on coś sugeruje...?- wiem, nic ci nie jest? - spytał, zmieniając temat.

- Dałabym sobie radę. 

- Tak samo, jak dałabyś sobie radę z tym, za tobą? - zaśmiał się. Odwróciłam się, za mną leżał drugi chłopak. Był martwy. - nawet byś nie wiedziała, że jest on za tobą - powiedział z wyższością - a nie byłoby ciekawie. Nie uciekaj następnym razem - podszedł do mnie - wszyscy cię szukają od kilku godzin - syknął i chwycił za ramiona, potrząsając nimi. - pomyśl zanim coś zrobisz - jego ręce chwyciły moją twarz. Dokąd on zmierza? - Bo to się na wszystkich odbija... - zdjął maskę i patrzył mi swoimi czarnymi oczami w moje. Był zbyt blisko. Stałam jak sparaliżowana. - Zrozum, że wszystkim nam na tobie zależy - przybliżył się jeszcze bliżej. Wyrwałam się i zaczęłam biec w las. Nie patrzyłam gdzie biegnę. Byle przed siebie. Słyszałam za sobą krzyki, co mówiły nie wiem. Biegłam nie odwracając się. Po chwili spojrzałam pod nogi, bo nie czułam ziemi pod stopami. Byłam w powietrzu i spadałam. Wpadłam do wody. Zimna ciecz była już wszędzie na moim ciele. Było nawet głęboko, ale i tak nogą walnęłam w skałę. Ja i mój pech. Zaczęłam płynąć wzdłuż klifu. Chwytałam co jakiś czas skały, by się nie utopić. Chore, duże fale zalewały mnie.

- Sophia! - słyszałam kobiecy głos, nie miałam jak krzyczeć. Chwyciłam skałę wyżej i podciągnęłam się ale fala, która uderzyła we mnie, spowodowała, że wpadłam znowu do wody.

- Sophia! Do cholery! Ona tam wpadła czy jak? - Męski głos mieszał się z nawoływaniem kobiety. Kto mnie tak woła? Niech mi pomogą zamiast ględzić. Dopłynęłam znowu do skalnej ściany. Chwyciłam się i starałam nie puszczać. Było zimno mi wszędzie, ale dam radę. Rano mnie zobaczą? Oby. Wytrzymam tyle czasu. Muszę. 

I Must Find You // Shadown [3](zawieszona)Where stories live. Discover now