15

263 35 9
                                    

Leśne cienie były cały czas przy drzewach. Wiele z nich opierało się teraz o wszystko co było możliwe, drzewa, krzaki a nawet inne cienie. Na szczęście tylko kilka z nich miało oczy. Chcę do domu... Serce uderzało mi tak mocno, że można byłoby pomyśleć, że zaraz wypadnie z klatki piersiowej. 

- Niech się pospieszy, mam złe przeczucia - usłyszałam głos Artura. Był cichy, a przecież siedzę tuż przy nim... 

- Czemu tak myślisz? - Głos dziewczyny też wydawał się cichy, jakby mówiła zza ściany. 

- Bo inne dusze .... - Syknął Steve ale jego głos był już tak cichy, że nie słyszałam końcówki. 

- Jestem! - krzyk białowłosego chłopaka, który przed  chwilą pojawił się nie wiadomo skąd był  szeptem. Ubrany w czarny podkoszulek i błękitne dżinsy, przywitał się z moim bratem. 

Widziałam, że coś mówią, że rozmawiają zaciekle. Niestety nic nie słyszałam, nawet najmniejszego szeptu. Spojrzałam ukradkiem na cienie. Wyszły już za granice lasu. Były około 10 metrów od ganku. Niech one nie idą tutaj... błagam. Niech sobie pójdą znów do lasu. 

- Nie bój się, do domu chodź... Zaprowadzimy cię -  odezwał się głos któregoś z cieni.

- Nie bój się, chodź.... -  jeden z nich wyciągnął rękę w moją stronę - Chodź dziecko... - Ich głosy były takie suche i zimne. Bez uczuć. 

- Zaprowadzimy cię do rodziców - Rodzice. Chcę się przytulić do mamy. 

Wstałam. Nie widziałam już nikogo na ganku. Zdziwiłam się, przed chwilą był tu braciszek, Artur, Sky i ten dziwny pan, a teraz jestem tylko ja i te potwory, które nie mają określonego kształtu. 

- Chodź... pomożemy.... - Zostałam sama, bez nikogo. Co powinnam zrobić? Uciec? Zaufać im? Może naprawdę zaprowadzą mnie do domu? Zobaczę rodziców i wszystko będzie dobrze? 

Powoli zaczęłam schodzić z ganku. Gdy stanęłam na trawie, kwiaty, które były w doniczkach poczerniały. Czyżby zwiędły? Spojrzałam pod stopy. Trawa wyglądała na świeżą i soczystą a jednak pod moimi stopami trzeszczała i łamała się. Była wyschnięta i stara pomimo swego wyglądu. Zaczęłam się bać, czy dobrze wybrałam. Czy lepiej nie było zostać na ganku i czekać...

- Zaprowadzimy... Do rodziców -  Robiłam powoli   kroki w ich kierunku. Zaufam im. 

- STÓJ! - krzyk mężczyzny zniszczył ciszę, która trwała od dłuższej chwili. Odwróciłam głowę. Na ganku stał biało- włosy. To chyba ten chłopak, którego nazwali Azim.  - Nie idź. One tobie nie pomogą. Jedynie zjedzą twoją duszę - Czy on mówi prawdę? One wydają się chcieć mi pomóc... - Te cienie są złe. Są to zagubione dusze. By przeżyć muszą zjeść czyjąś duszę. - Spojrzałam na zmory. Odeszły kilka kroków w stronę lasu. Czy one się boją tego chłopaka? 

Poczułam na swoim ramieniu rękę. Był to Azi.

- Chodźmy do naszego świata - uśmiechnął się lekko. 

- Nie chcę... Chcę do domu!- Spojrzałam w jego oczy. Były całe czarne. Przeraziłam się. 

- Wszyscy się martwią - jego oczy były straszne, jakaś czarna maź zaczęła spływać mu po policzkach.

- Nie chcę... Braciszek zabił tamtą panią. Jeszcze Czerwona dziewczyna mówiła, że już nigdy nie zobaczę domu... - z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Azi kucnął i przytulił mnie mocno. Miłą w dotyku ma koszulkę. 

- Widziałaś wszystko? - Spytał po chwili. 

Cienie były zrównane z linią lasu. Zaczęły bardzo głośno jęczeń i krzyczeń. Brzmiało to tak, jakby ktoś obdzierał je ze skóry. Przeraziłam się, ale biało- włosy przytulił mnie mocniej. Czułam się bezpieczniej. 

- Tak, widziałam wszystko. Później przestałam słyszeć aż w końcu zostałam sama z tymi potworami. Braciszek i reszta zniknęli.    

- Rozumiem - Chłopak myślał chwilę - Jeżeli teraz wrócisz ze mną to wyjaśnię ci wszystko i odpowiem ci na każde pytanie i nie okłamię cię, nawet jeżeli będą to informacje nieodpowiednie dla ciebie. Dodatkowo zrobię dla ciebie jedną rzecz jaką będziesz chciała. Co ty na to? - Białowłosy patrzył mnie się w oczy. Bałam się na niego patrzeć, bo czarna maź była teraz prawie na całych policzkach. 

- Zgoda - odpowiedziałam, chcę do domu, a jeżeli mówi prawdę, to mnie tam zabierze! Zabierze mnie do mamy i taty. Do mojego domu. 

- Chodźmy - chłopak wstał i podał mi rękę. Byłam trochę za niska, przez co trzymałam go tylko za końcówki palców. Dusze zamilkły. Jak chciałam na nie spojrzeć to wyparowały. 

- Gdzie one zniknęły? - spytałam

- Uciekły, wiedzą, że twojej duszy już nie dostaną więc przestały się starać. 

Stanęliśmy na ganku. Azi zamknął oczy i zaczął szeptać. Brzmiało to jak jakaś piosenka. Poczułam ucisk w klatce piersiowej. Był tak mocny, że musiałam zamknąć oczy. Na ręce poczułam zimny wiatr. Było mi chłodno, a na rękach dostałam dreszczy. 

- I jak? Jak? - słyszałam głos braciszka.

- Żyje? - kolejny donośny głos.

- Ona oddycha! - krzyk kobiety. 

Chciałam na nich spojrzeć, jednak nie mogłam. Coś mnie blokowało i przy okazji oślepiało. 

- Nie krzyczcie tak - głos Aziego był bez uczuć - drzecie się jak te cholerne dusze - syknął.

Nie był już tak miły   i troskliwy jak wtedy... teraz wydawał się obojętny i chłodny.

- Było już tak daleko? - dużo ciszej spytał Steve. 

- Na czas TO zatrzymałem. Dobrze, że mnie wezwaliście - poczułam czyjąś rękę na czole. 

- Ma gorączkę - głos Artura był pełen troski, ale czy to prawdziwa troska?  - To normalne? - spytał. Teraz chociaż wiem, że to on mnie dotyka.

- Będzie mieć gorączkę, halucynacje, zimne poty. Dodatkowo na razie się nie obudzi. Jest w śpiączce. Jej organizm jest zbyt młody przy bez uszczerbku na zdrowiu znieść odczep duszy. Jednakże będzie czuć wszystko normalnie, chłód, upał, ból. Będzie nas słyszeć. Jedynie nie będzie nas widzieć.

- Ile to potrwa?

- Zależy jak szybko jej organizm się regeneruje. 

- Biedaczyna - powiedziała dziewczyna. 

- Na razie może jedźmy do naszego starego kumpla zamiast do nowego domu... będzie lepiej. - Odezwał się braciszek.

- To znaczy dokąd? - Artur spytał

- Do właściciela jednej z rezydencji niedaleko. Jest ona w lesie, więc nikt nas nie znajdzie. 



//// 

 xD rozkręcam się powoli. Dajcie znak życia żelusie! Do następnego. 

I Must Find You // Shadown [3](zawieszona)Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ