*8* (Hiszpania)

355 41 4
                                    

P.O.V Sophia

Strach szarpnął mnie za serce... Ja nie chcę się zgubić. W oczach miałam łzy...

- todos señora derecha? ( wszystko dobrze proszę pani?) - Jakieś dziecko pociągnęło mnie za bluzę... No właśnie... Mam na sobie bluzę Jeffa.

To dziecko ciągle mnie trzymało i patrzyło się na mnie zmartwionym wzrokiem. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam na tak... ciekawe na co się zgodziłam.

- Nela! Vuelve a mí ( Nela! Wracaj do mnie) - Za dzieckiem stanęła jego matka... chyba matka. Pociągnęła dziewczynkę za rękę i pobiegła w tłum, to było dziwne i nie zrozumiałe. Ludzie przestali się cieszyć, mężczyzna z teatrzyku już nie pokazywał wesołej bajki tylko wieszanie jakiejś wiedźmy. Kobieta z sklepiku z przyprawami odgoniła dzieci, stragan stał pusty. Warzywa, które wcześniej były świeże, teraz były zgniłe i stare. Większość ludzi miało smętne miny, dzieci płakały i krzyczały, rozmowy wcześniej, które nie umiały się wypalić teraz umilkły. Atmosfera szczęścia zniknęła. Było zimno i nieprzyjemnie uczucie obserwowania. Niebo, które było pogodne i słońce świecące żywo, pokryła warstwa szarych chmur. Spojrzałam na płaczące dziecko, zamiast łez, normalnych łez, leciała mu dziwna maź. Każde z dzieci miał inny jej odcień, chociaż każdy był szary to inny. Obróciłam się i spojrzałam na sprzedawców. Patrzyli na mnie. Ich oczy były ciemne, prawie czarne. Poczułam strach i paraliż.

Poczułam zimną rękę na swoim ramieniu. Powoli się odwróciłam. Za mną stał Jeff, ale jego wzrok nie był normalny... Był pełen mordu. Uśmiechnął się nonszalancko. Cofnęłam się. Nadepnęłam na coś i się przewróciłam. Uderzyłam głową o ziemię. Gdy otworzyłam oczy, usłyszałam śmiech. Wszystko jakby wróciło do normy. Dzieci przy teatrzyku, oglądały jak książę ratuje księżniczkę. Stanowisko z przyprawami był pełne. Każdy rozmawiał, dzieci się śmiały... Nie widać było ani krzty smutku. Niebo było pogodne. Uczucie strachu i obserwowania zniknęło, chociaż nadal miałam niepokój co do tego wydarzenia. Nie było ono zwykłe...

Spojrzałam nad siebie. Przy mnie stała jakaś kobieta, która krzyczała coś. Nie słuchałam jej, pewnie darła się, że nie uważam jak chodzę. Wstałam i otrzepałam się z kurzu. Niestety na bluzie zostało trochę plam, bo tam gdzie była wilgoć zrobiło się trochę błota. Skwasiłam minę. Jeff mnie za to zabije... Chociaż już chyba próbował... Nie wiem, nie ma go przy mnie. A dopiero co widziałam go, ale czy to był nasz świat? Czy tylko jakaś dziwna iluzja?

Kobieta sobie poszła, zostawiając mnie samej sobie. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Dziwnie się czułam. Tak niby w domu ale odrzucona. 

Trzeba się ruszyć bo nigdy nie znajdę chłopaków... Zaczęłam iść przed siebie. Kolorowe budynki, chyba mieszkalne, cieszyły oczy. Ludzie nie spieszyli się. Stali, lub powoli chodzili.
Dzieci wesoło wybiegały z budynków.
Zatrzymałam się. Coś mi nie pasowało. Zaczęłam patrzeć w tłum... Niby nic ciekawego ale rozpoznałam osobę, której wolałabym sam na sam nie widzieć...

~~ retrospekcja ~~(Sophia)

Otwarłam oczy. Byłam w jakimś dziwnym miejscu. Czy to mój dom? Te same ściany. Ten sam zapach... Przecież zasypiałam w moim prawdziwym domu. Skąd się tu wzięłam? Nie pamiętam by ktoś mnie tutaj zanosił. Wstałam z łóżka. Byłam ubrana w swoją piżamę. Tą co kiedyś jak miałam 10 lat zgubiłam. Na nogach kapcie w króliczki... Dostałam je od taty... pamiętam dobrze... cieszyłam się z nich tak bardzo, że chciałam nawet do przedszkola w nich iść. Na myśl o starych czasach, uśmiechnęłam się. Rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju, na ścianie, nad biurkiem, wisiały zdjęcia moje i Saszy... obie uśmiechnięte, cieszące się życiem, a teraz? Obie śmiejące się, ale z czyjejś krzywdy. Obie, kochane sadystki. Zaśmiałam się pod nosem.

I Must Find You // Shadown [3](zawieszona)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora