ROZDZIAŁ SPECJALNY!

22.7K 981 390
                                    

Na szpitalnym korytarzu stali zrozpaczeni rodzice, którym nikt nie chciał udzielić żadnej informacji.

- Musicie powiedzieć nam co się dzieje! - krzyknęła matka Rosie - To nasza córka!

Ojciec nastolatki stał, patrząc w jeden punkt. Przypomniał sobie każde słowo, każdą okropną rzecz, którą jej zrobił. Co jeśli umrze? Co wtedy zrobi? Przecież musi ją przeprosić, a ona musi mu wybaczyć. To nie może się tak zakończyć. Nie w ten sposób.

- Muszą państwo usiąść i poczekać - oznajmiała pielęgniarka, skanując dwójkę ciętym wzorkiem, następnie odeszła.

Po chwili drzwi szpitalne otworzyły się z hukiem, a przez nie wbiegła dwójka przerażonych nastolatków - Kelsey Taylors i Jace Maxwell. Ciężko opisać to jak wstrząśnięci byli.

- Co z nią?! - zapytała, krzycząc Kelsey, a w jej oczach widoczne było morze łez - Żyje? - zapytała, kiedy nie usłyszała odpowiedzi.

- Żyje? - ponowił pytanie Jace, tym razem mocniejszym głosem.

- Nie wiemy - odezwała się przygaszona mama nastolatki, następnie usiadła na krześle, schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać tak jak nigdy wcześniej.

Byłaś zbyt dobra, Rosie.

***

Blondynka przeszła przez szklane drzwi, siadając na białym krzesełku przy szpitalnym łóżku.

- Kochana... - westchnęła ze łzami w oczach - Nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że lekarze kazali mi się z tobą pożegnać? - prychnęła pod nosem, wolną dłonią ścierając łzy - Problem w tym, że ja nie chcę się żegnać! Nie możesz mnie zostawić, nie możesz zostawić nas wszystkich. Walcz Rosie, proszę zrób to. Masz tutaj życie, którego nikt za ciebie nie przeżyje. Nie mogę zostać bez ciebie! Jesteśmy jednością. Znamy się dość krótko, ale kocham cię jak siostrę. Przysięgam. Bez ciebie byłabym nikim. Pomogłaś podnieść mi się po śmierci rodziców. Proszę nie każ mi przezywać tego po raz kolejny...

Blondynka zaniosła się płaczem, gładząc dłoń swojej przyjaciółki. Chłonęła jej widok z myślą, że może być to ostatni raz kiedy to robi.

Przebiegła smierć.

Następnie, w odstępie godziny, do sali wszedł Jace. Jego oczy były mokre od łez.

- Trzymają cię już tutaj dwa dni - zaczął, kiedy usiadł na krześle - Obudź się, Rosie. Przypomnij sobie... pamiętasz o naszych planach? College w Nowym Jorku, imprezy, zabawa, wolność... musimy przeżyć to razem. Nie chcę przezywać tego z nikim innym. Jesteś częścią mojego życia odkąd nauczyłem się chodzić. Jesteś dla mnie wszystkim. Nie wiem co mogę powiedzieć... Nie cierpię tego, że jestem bezradny. Oddałbym wszystko, żeby przywrócić cię do nas. Byłaś takim dobrym człowiekiem. Zabawna, zawsze wesoła i pomimo przeciwności losu idąca do przodu z głową do góry... byłaś moim wzorem od zawsze, odkąd byliśmy dziećmi. Nie doceniałem wielkiego szczęścia jakie mi codziennie dawałaś. Obudź się, Rosie, walcz...

***

Trzeci dzień walki. Nastolatka słabnie, chcą ją dołączyć. Lecz zanim to do sali, w środku nocy, bez pozwolenia wchodzi osoba, której nikt by się tutaj nie spodziewał.

Brunet siada na krześle. Krzywi się, gdy spogląda na nastolatkę. Zamyka oczy, po których płyną łzy. Łapie jej dłoń.

- Wiem, że już nic nie mogę zrobić. To koniec. Jestem, cholernie, bezradny. Przepraszam, Rose. Za to wszystko co ci zrobiłem, za to że cię zostawiłem, za to że o nas nie zawalczyłem, że pozwoliłem sobie odejść... Myślałem, że wrócę po wakacjach, kiedy się uspokoisz, że może mi wybaczysz... a teraz, kurwa, umierasz. Kończysz swoje życie na moich oczach. To najbardziej bolesna rzecz w moim życiu. Kurwa, nie wyobrażam sobie, że ma cię nie być - łza spłynęła po jego policzku - Musisz przyznać, że mimo tego jak pojebani byliśmy, bywało fajnie. Wtedy, kiedy okłamałem cię, że wlamujemy się do czyjegoś domu, na hamburgerach, na plaży... Może miałaś dosyć? Tego, pieprzonego, życia, które było dla ciebie tak niesprawiedliwe. Byłaś, cholernie, wspaniała. Miałaś, a raczej masz ogromne serce i kocham cię za wszystko i bez względu na wszystko. Za twoje wady i zalety, ale szczególnie za wady. Za to, że szybko się denerwujesz, za głośno się śmiejesz, czasami chrapiesz i łatwo się wzruszasz. Za to, że często przeklinasz, jesteś czepialska i marudna. Kocham cię za wszystko bez wyjątku. Żałuje tego, jak się wobec ciebie zachowywałem. To jedyne czego żałuje. Dziękuje ci za bycie częścią mojego życia, za to że sprawiałaś, że czułem się szczęśliwy, za to, że mogłem pokochać cię tak, cholernie, mocno. Jeśli chcesz i potrzebujesz... odejdź. Nie patrz na innych. Nie myśl o mnie, o rodzicach, o Kelsey czy Jace'ie. Choć raz pomyśl o sobie. O tym czego ty pragniesz i zrób to. Ja i tak zawsze będę cię kochał, bez względu na to, co zdecydujesz.

I wtedy odeszła. Na dobre i bezpowrotnie.

Baby, it's complicatedWhere stories live. Discover now