7: „A miała to być zwykła, leniwa sobota"

45.2K 1.5K 2.6K
                                    



- Co teraz zrobimy? - patrzę na niego przerażona - Pójdziemy siedzieć! Mówiłam ci, że to zły pomysł! Czemu nie mogłeś mnie posłuchać?! - brunet wywraca oczami.

- Ogarnij się - rzuca i wstaje z ziemi.

Kroki są coraz bliżej, a on po prostu sobie stoi.

- Chodź, musimy uciekać! - krzyczę szeptem w jego stronę, chwytam jego dłoń i ciągnę go w stronę płotu, jednak on stoi nieruchomo.

- Nie musimy nigdzie uciekać - mówi twardo.

Czy go pojebało? Aż tak bardzo chce pójść siedzieć? To takie chore!

- Jak to nie musimy? Oczywiście, że musimy! - patrzę na niego z zabijającym wzrokiem - Chodź, ty pajacu!

- No nieźle - słyszę za sobą męski głos - Dajesz się obrażać dziewczynie? - podśmiewuje się mężczyzna.

Marszczę brwi. Kto to? Przecież włamaliśmy się do jego domu, dlaczego jest taki spokojny?

Odwracam się i napotykam spojrzenie mężczyzny, który ma na oko czterdzieści lat. Jest wysoki, dobrze zbudowany i modnie ubrany. Ma ciemną karnację, zawadiacki uśmiech...

Spoglądam na Dylana.

- To twój dom? - cedzę przez zamknięte usta, nie mogąc poradzić sobie ze złością.

Co za dupek! Jak nogi pozwolić mi, żebym się tak bała?

- Taaa - drapie się po karku.

- Jesteś normalny? Wiesz, jak się wystraszyłam? - naskakuje na niego.

Podchodzę bliżej bruneta i chce popchnąć go przed siebie. Pech chce, że tuż za nim stoi basen... brązowooki macha dłońmi, próbując złapać równowagę, jednak nie udaje mu się to i z hukiem ląduje w basenie. Przykrywam usta dłonią. Cholera! Co ja właśnie zrobiłam?

Mam dwie opcje: uciec albo... uciec.

Obracam się w stronę jego, jak myśle, ojca. On stoi rozbawiony, z rękami skrzyżowanymi na plecach. Marszczę brwi, kiedy ten zaczyna klaskać.

- Dobra robota - mówi, śmiejąc się pod nosem.

Jezu... czyli nie jest na mnie zły? Dzięki Bogu. Kręcę głową, wyrywając się z transu i podbiegam do basenu. Klękam na jedno kolano. Dylan podpływa do brzegu. Jego twarz zamieszkuje ogromna złość. Podaje mu dłoń, ten spogląda na rękę. Nie jestem w stanie wychwycić momentu, w którym ja również ląduje w basenie. Nie umiem pływać! Nigdy nie umiałam. Panikuje, machając dłońmi. Nie mogę wyłonić się na powierzchnie, nie mogę otworzyć oczu, ponieważ chlor piecze zbyt mocno, aby to zrobić. Czuje ręce oplatające mnie w talii, ktoś unosi mnie do góry i stawia na murku. Woda podchodzi mi do gardła, kaszle, próbując złapać oddech. Otwieram oczy, widzę Dylana. Już nie jest zdenerwowany, jest zatroskany.

- Kurwa, w porządku, Rose? - ryczy, patrząc na mnie złamanym wzrokiem.

Mrugam dwa razy i powoli kiwam głową.

- Brawo synu, jak zwykle świetny ruch z twojej strony - sarka jego ojciec i wchodzi do domu, kręcąc głową.

- Spierdalaj! - drze się za nim Dylan.

Baby, it's complicatedWhere stories live. Discover now