37: „To twój problem, nie mój"

29.2K 1.1K 574
                                    

Wkurzona pokonuje drogę dzieląca mnie od domu Dylana do mojego domu. Nie rozumiem go. Jak mógł zrobić mi taką przykrość celowo? To takie dziecinne z jego strony!

Zdziwiona stwierdzam, że drzwi od mojego domu są otwarte, co powoduje, że trochę zaczynam się matrwić, ponieważ dobrze pamiętam, że przed wyjściem je zamykałam. No cóż, mogłam się pomylić. Wchodzę do domu, jednak kiedy widzę stojącego w salonie ojca strach przejmuje każdą komórkę mojego ciała. Co on tutaj robi? Boje się to, nasze ostatnie spotkanie skończyło się tragicznie. Poza tym, gdzie jest mama? Naprawdę się o nią martwię. On jest nieobliczalny. Wzdycham, starając się zmniejszyć strach, który stara się mną zawładnąć.

Kiedy ojciec spogląda na mnie robię krok do przodu, aby pokazać mu, że wcale się go nie boję. Ten wstaję z kanapy.

- Wynoś się stąd - syczę.

Mężczyzna śmieje się pod nosem.

- Och, Rosemary... - kręci głową - Jesteś taka głupia.

Marszczę brwi, zaciskając pięści.

- I kto to mówi? - prycham.

Twarz mojego ojca tężeje. Podchodzi blisko mnie.

- Przyszedłem, żeby porozmawiać - oznajmia.

- Nie mamy o czym - mówię twardo, patrząc na niego z nienawiścią.

Nienawidzę go. Zupełnie serio.

- Ależ mamy - uśmiecha się podle - Nie spodobało mi się twoje zachowanie ostatnio - mówi - A już w ogóle nie podobało mi się to, że w moim domu stanęła noga tego palanta, Dylana.

Wybucham śmiechem, co nie podoba się mojemu ojcu i zdecydowanie to po nim widać.

- Jedynym palantem tutaj - robię krok bliżej, aby nasze twarze dzieliły centymetry - Jesteś ty, tatusiu - uśmiecham się słodko.

Mężczyznę ogarnia wściekłość, co doskonale widać po jego oczach. Doskonale udaję mi się ukryć strach, który ogarnia mnie od środka. Przełykam ślinę i zaciskam oczy z całej siły kiedy jego pięść ląduje na mojej twarzy, a ja po raz kolejny upadam boleśnie na podłogę. Kiedy staram się wyrównać swój oddech słyszę trzask drzwi. Wyszedł. Dzięki Bogu.

Ścieram łzę, która ku mojemu niezadowoleniu spłynęła po moim policzku. Wstaję z podłogi i siadam na kanapie. Biorę oddech, wyciągając telefon z torebki. Wybieram numer mamy i dzwonię do niej dwa razy, jednak bez skutku. I wtedy sobie przypominam. Jezus... jak mogłam być taka okropna? Od razu wykręcam numer osoby, o której ostatnio zupełnie zapomniałam. Jestem fatalna.

Po kilku próbach wreszcie udaję mi się z nim połączyć.

- Cześć - mówię.

- Rosie? - słyszę w słuchawce głos Riley'a, który powoduje uśmiech na moich ustach.

- Tak - śmieję się - Miło cię słyszeć. Przepraszam, że nie dzwoniłam.

- Nie ma sprawy - mówi - Co słychać?

- Lepiej usiądź - ostrzegam go.

Następnie opowiadam mu wszystko. O mojej sytuacji z Jace'em, o Kelsey, o Dylanie i o naszej, nowej, sytuacji rodzinnej. Opowiadanie o tym wszystkim sprawia mi wiele bólu, ale też ulgi. Riley zawsze był dobrym słuchaczem. Rozmawiamy jeszcze piętnaście minut, a ja obiecuję mu odwiedzić go niedługo. Kładę telefon na kanapie i odchylam się na plecach, patrząc w sufit.

Będę lepszą siostrą, obiecuję.

Kiedy słyszę pukanie do drzwi ogarnia mnie strach. Ojciec wrócił? Błagam, tylko nie to. Mam już dość.

Baby, it's complicatedWhere stories live. Discover now