15: „Błagam, powiedz, że się przesłyszałam"

35.8K 1.3K 702
                                    


Minął tydzień odkąd pogrążona w smutku opuściłam dom Dylana. Cały weekend spędziłam w domu z Kelsey, oglądając filmy i jedząc słodycze. W poniedziałek i wtorek nie byłam w szkole, źle się czułam. Bolał mnie brzuch i takie tam. W środę wróciłam i od razu spotkały mnie nieprzyjemności związane z opuszczeniem szkoły. Koniec końców odsiedziałam swoje w kozie i mam spokój. W środę też po raz pierwszy od pamiętnego piątku zobaczyłam Dylana. Patrzyliśmy sobie w oczy przez chwile, ale prędko odwróciłam wzrok, nie chcąc nawet o nim myśleć. Jace'a nie było w szkole. Zaczynałam za nim tęsknić bardziej niż myślałam, że można za kimkolwiek tęsknić. W czwartek w szkole nie było ani Dylana ani Jace'a i dziękowałam za to w duchu. Cały czas towarzyszyła mi Kelsey. Jestem pewna, że szkoła huczy od plotek. Dziś jest piątek. Zleciało. Już drugi tydzień szkoły prawie za mną. Wydaje mi się, że minęło dopiero kilka dni. Kilka okropnych dni.

- Nienawidzę szkoły. Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę - jęczę, wbijając długopis w zeszyt.

- Na pewno wszystko z tobą okej? - Kelsey spogląda na mnie z rozbawieniem.

Przewracam oczami.

- Wszystko jest w, pierdolonym, porządku - posyłam jej szeroki uśmiech.

Blondynka patrzy na mnie jak na psychopatkę. Sięga po swoją torebkę i wyjmuje z niej czekoladę, którą wręcza mi do rąk.

- Masz, widzę, że tego potrzebujesz - mówi.

- Mówiłam ci już, że cię kocham? - posyłam jej uśmiech.

Natychmiast otwieram czekoladę i wkładam trzy kostki do ust.

- Kelsey, Panno Wilson sądzę, że powinnyście być już w klasie - podchodzi do nas Bruce.

Mówiłam, że mnie nienawidzi? Świadczy o tym choćby to, że zwraca się do mnie po nazwisku, do Kelsey nie. Co za suka.

- Pieprz się - szepczę, wchodząc do klasy i słyszę chichot Kelsey.

Siadamy w ławce. Przez kilka minut rozmawiam z Kelsey o różnych głupotach. Późnej do klasy wchodzi Bruce, więc cichnę, bo nie chcę zostać dziś w kozie.

Mija dziesięć, cholernie nudnych, minut lekcji. Chcę być w domu. W łóżku. Z czekoladą, kocem i włączonym serialem. Niczego więcej nie pragnę. Drzwi od klasy się otwierają. Do środka wchodzi Dylan. Biorę oddech. Jego wzrok od razu spoczywa na mojej osobie. Analizuje mnie swoim spojrzeniem, zaczynając od moich włosów i kończąc na moich ustach.

- Wszystko gra? - słyszę, więc spoglądam na Kelsey, wypuszczając powietrze.

- Oczywiście - uśmiecham się szeroko - Cudowna lekcja z pieprzoną Bruce, na której musiał pojawiać się, pierdolony, Dylan. Czy zawsze muszę mieć takiego pecha? - jęczę.

- Och, Parker... coraz bardziej sobie grabisz - słyszę Bruce i momentalnie sztywnieje - Zostaniesz dziś dwie godziny w kozie. I nie waż mi się więcej rozmawiać na mojej lekcji.

Nagle słyszę rozmowę za sobą. Odwracam się, ponieważ osobą, która rozmawia jest Dylan. Mówi głośno, bardzo głośno i wcale nie przejmuje się, że jest na lekcji.

- O'brien, dobrze się czujesz? - Bruce piorunuje go wzrokiem.

- A nie widać? - odpowiada - To znaczy... Bardzo panią przepraszam, nie powinienem. Rozumiem swój błąd i zostanę dziś dwie godziny w kozie.

Co. Za. Dupek.

Zaciskam pieści ze złości. Nie. Błagam cię, Bruce, nie daj się urobić. Chociaż raz pokaż, że masz mózg.

Baby, it's complicatedKde žijí příběhy. Začni objevovat