4: „Dla mnie liczysz się tylko ty"

48.6K 1.7K 2.6K
                                    

Pięć minut, dziesięć, piętnaście, osiemnaście... dwie godziny w kozie to stanowczo za dużo. W dodatku ten dupek postanowił nie przyjść. Tak więc skończyłam siedząc tutaj sama. Jest piątek, więc nie ma co się dziwić, że większość uczniów woli przestrzegać zasad, aby móc w pełni korzystać z weekendu.

Nie ja.

- I po co ci to było? - pyta mnie Bruce, siedząca za biurkiem.

Unoszę głowę i obarczam ją znudzonym i obojętnym spojrzeniem. Kobieta siedzi wygodnie na krześle i popija kawę. Zastanawiam się czy torturowanie uczniów sprawia jej przyjemność?

- Nie chciałaby pani pójść do domu? - pytam szczerze zaciekawiona - No wie pani, do męża albo do dzieci? - kobieta unosi brwi - W porządku, chociaż do kotów? - tym razem je marszczy i patrzy na mnie surowo - Okej, już nic nie mówię - mruczę, opuszczając wzrok.

Słyszę prychnięcie pod nosem, więc unoszę głowę. Mój wzrok przykuwa Dylan, stojący w framudze drzwi.

- Księżniczka postanowiła się pojawić? - sarkam, jednak widząc spojrzenie Bruce, obracam głowę, wstrzymując śmiech.

- Witam Pana, Panie O'brien - śmieje się pod nosem - Proszę zająć miejsce.

I nic? Nie zostanie ukarany za spóźnienie? To niesprawiedliwe!

- Co za szkoła - mruczę pod nosem, przepełniona złością.

- Mówiłaś coś, Rosie? - unosi głowę, a ja otwieram usta, aby coś powiedzieć, lecz równie szybko je zamykam - Tak myślałam - posyła mi szyderczy uśmiech, a ja, jak sądzę, mam chęć mordu narysowaną na twarzy - Idę na chwile do pokoju, bądźcie cicho - wstaje z krzesła - I pamiętajcie, bez żadnych numerów - grozi nam palcem, wychodząc.

- To co, zwijamy się? - chłopak obraca się w moją stronę.

- Chyba śnisz - kręcę głową - Nie będę siedziała tutaj trzech godzin w poniedziałek.

Zasady w naszej szkole są jasne:

1 wykroczenie w ciągu tygodnia - godzina w kozie.
2 wykroczenie - dwie godziny.
3 wykroczenie - trzy godziny.
4 wykroczenie - powiadomienie rodzica.

A później konsekwencje są zdecydowanie większe. Nic fajnego, tak więc, wole dać sobie ma wstrzymanie.

- Nie pękaj, skarbie - uśmiecha się łobuzersko.

Wywracam oczami.

- Chcesz to idź, przecież ci nie zabraniam - wzruszam ramionami.

Tak naprawdę chcę, żeby został.

Nie, nie chcesz tego.

Oczywiście, że chcę.

Przestań!

Nie przestawaj!

- Jesteś straszna - stwierdza rozbawiony.

Ugh, czy właśnie, po raz kolejny, kłóciłam się ze sobą w swojej głowie? Jestem popieprzona.

- Uznam to za komplement - uśmiecham się pod nosem, biorąc telefon do rąk.

Krzywię się, widząc od kogo dostałam wiadomości.

Jace: Jesteś zła?
Jace: Oczywiście, że jesteś.
Jace: Kochanie... Pogadamy jutro?

Kręcę głową i chowam urządzenie do kieszeni. Chce pogadać jutro, nie dziś. Dziś jest z nią i nie ma dla mnie czasu. Zeszłam na boczny tor, to już pewne. Podpieram się głową o rękę i wzdycham. Nie mam pojęcia co robić.

Baby, it's complicatedWhere stories live. Discover now