Rozdział 21

728 28 0
                                    

Perspektywa Stoicka
Trafiłem do Vanhally. Najpierw była ciemność w około mnie. Była tylko mała jasna plama. Ruszyłem więc w stronę światła. Zobaczyłem SAMEGO ODYNA! Od razu mu się pokłoniłem. On powiedział do mnie - Wstań. Idź do Vanhally. Wskazał palcem na już dość dużą wiązkę światła. Więc poszłem. Weszłem do Vanhally. Jak się okazało Vanhalla nie była taka wspaniała. Przewijały się przez nią czarne dusze. Świat tam był czarno - biały. Cały czas padał deszcz i co jakiś czas błysneła błyskawica. Wszyscy myślą,że Vanhalla jest wspaniała. Lecz to jest tylko wspomnienie. 500 lat temu taka była. Teraz jest okropna. Ludzie ją zniszczyli praktycznie do szczętnie.

Perspektywa Czkawki
Wracaliśmy na Berk. Myślałem trochę o tym co czeka mnie na Berk. W końcu najpewniej zostanę wodzem. Bałem się trochę tego. Nic a nic o tym nie wiedziałem. No ,ale coż... Berk nie może być bez wodza. Może za te 10 lat Beck mnie zastąpi... No ,ale z drugiej strony będę mieć pewnie miej więcej półowe życia za sobą. Więc nie wiem czy będzie sens. Najstarszy wikink żył piędziesiąt parę lat.

                           Na Berk
_________________________________________

Gdy tylko ludzie zobaczyli ,że wróciliśmy od razu się na nas rzucili z pytaniami:

- Stoick żyje?- zapytał jeden

- Gdzie Stoick? - zapytał drugi

- Hej. Co ze Stoickiem?- zapytał trzeci. Całe Berk pytało się tylko o Stoicka...

- Stoick nie żyje.- wreszcie coś wydusiłem

- Jak to nie wyleczyliście go? - ktoś z mieszkańców wyspy zapytał

- Tak wyleczyliśmy.- odrzekłem czując łzę ,która spływała mi po policzku.

- Ej! Ludzie dajcie mu odetchnąć ! - powiedział Pyskacz

- No ,ale co się stało Stoickowi skoro wyleczyliście go ,a on nie żyje?- usłyszałem pomruk

- To była zasadzka. Berserkowie wszystko to przewidzieli. Stoick zaraził się plagą oddyna najpewniej na ich rozbitej łodzi ,którą przeszukiwał. Czekali przy Bawoleniach. Udało się zdobyć lekarstwo i go uleczyć. Zaczeliśmy walczyć z Berserkami. Dostał mieczem w brzuch na wylot i zginął. Po półtorej minuty już go nie było. Pochowaliśmy go na tamtej wyspie , gdyż nie dało się go przetransportować tutaj...- oznajmiłem do całego Berk. Wtedy co raz więcej łez zaczęło napływać mi do oczu. Gothi dotknęł mnie swoją laską w ramię. Odwróciłem się do niej. Ona wzieła na palce czarną maź z ogniska czy kamienia. Pyskacz ogłosił - " Nasz wódź wrócił do domu!"  Poczułem wtedy wiele sprzecznych uczuć. Była to duma ,ale też strach przed tym jak temu podołam. Nie wiem czy miałem się śmiać czy płakać. Wolno po policzkaczkach ciekły mi łzy. Przypomniałem sobie o słowach mojego ojca o przywodzeniu wyspą - Dobro ludu jest ważniejsze niż dobro jednostki." Były to jedyne słowa o przywodzeniu jakie od niego słyszałem. Byłem wtedy taki mały. Może miałem 6 lat. Po 7 roku życia w ogóle ze mną nie rozmawiał. Przed mojimi oczami przewijały mi się moje wspomnienia z ojcem.
Płakałem - czemu wszyscy się dziwili. Przecież jak można płakać kiedy zostaje się wodzem ,ale i tak wiwatowali.

Hej! Mam nadzieje ,że rozdział się podoba! Bardzo dziękuję za tak dobry odbiór. ( oczywiście dla nie - których ponad 200 odsłon to mało ,ale jak dla mnie jest to bardzo dużo.)

Pierwszy Smoczy Jeździec. Where stories live. Discover now