Rozdział 21

475 50 29
                                    

-No więc...To był, twój pierwszy pocałunek?-Odważył się, zadać to pytanie Lance.

-Nie...

-Oh...a-aha...

Czarnowłosy podniósł się z miejsca i spojrzał na chłopaka. Tamten spuścił wzrok, a jego policzki zaróżowiły się.

-Ale był twoim pierwszym, prawda?-Zapytał z lekkim przejęciem.

-Czekałem po prostu, na odpowiednią osobę...Okej?-Powiedział, czując się zażenowany takim postępowaniem.

Szeroki uśmiech, zagościł na twarzy Keith'a.

-A tą odpowiednią osobą, byłem ja...-Wygodniej oparł się, o ramię Latynosa.

Siedzieli w ciszy, przez jakiś czas. Lance rozmyślał o tym pocałunku. I z każdą minutą, czuł się coraz gorzej z tym. Nie powinien go całować. Całuje się tylko te osoby, które się darzy jakimś uczuciem.
Po wielu rozmyślaniach na temat, doszedł do wniosku, że jednak nic do niego nie czuje. No bo co, jeśli ludzie będą na niego krzywo patrzeć? Jak zareagowaliby jego rodzice, gdyby przedstawił im Keith'a? Na pewno by go znienawidzili. Byliby rozczarowani takim synem. Zwłaszcza, że jeden z jego starszych braci był już zaręczony. A drugi najprawdopodobniej, też niedługo przyprowadzi wybrankę swego serca. A on? Przecież nie wparuje do domu, ogłaszając im radosną nowinę:''Mamo, tato! To jest mój chłopak Keith! Wasz zięć!'' Otrząsnął się na samą myśl o tym. Przecież na tle całej swojej rodziny, zasłynął jako kobieciarz. I tak każdy go postrzegał. I do tej, pory też tak o sobie myślał. Póki nie poznał Keith'a. Jeszcze żaden chłopak, nie zrobił na nim takiego porażającego wrażenia. I pomimo tego, musiał to zmienić. Westchnął.

-Ehm...Myślę, że powinniśmy zapomnieć o tym co zaszło przed chwilą. Keith...j-ja...Nie myślałem racjonalnie. Chciałem tylko, żebyś przestał mówić tak źle o sobie...Nie chcę, żeby inni patrzyli na mnie jak na odmieńca...Po prostu...Zapomnijmy o tym. To było bardzo głupie i...-W tym momencie, czarnowłosy złapał jego dłoń.

Ku zdziwieniu Lance'a, wstał i zaczął go ciągnąć za sobą. Pomimo tego, że był niższy od niego był naprawdę silny.

-G-gdzie mnie ciągniesz?

Nie odpowiedział, za to Latynos poczuł jak mocniej zacisnął palce na jego nadgarstku. Niebawem jego oczom, ukazał się czerwony lśniący w zachodzącym słońcu motor.

-Jeśli nie chcesz, żebym źle mówił o sobie, nie chcę byś robił to samo-Sięgnął, po czerwony kask-Trzymaj ja nie potrzebuję-Odrzucił go, w stronę zdziwionego chłopaka.

Latynos dość niepewnie, spełnił jego prośbę. W tym czasie, czarnowłosy wyciągnął z kieszeni kluczyki i zasiadł na motorze.

-Uhh...Ty chcesz, żebym pojechał z tobą?-Upewnił się, zbliżając do pojazdu.

-Tak.

Usiadł niepewnie, za chłopakiem. Nigdy nie jeździł z kimś na motorze. Miał, więc pełne prawo, żeby się bać. Zwłaszcza, że tym kto kierował, był Keith. Przełknął ślinę.

-To czyste szaleństwo...A-ale gdzie jedziemy?

-Gdzieś.

-Bardzo konkretnie, Keith.

-Po prostu, mocno się trzymaj ok?

-Eee...Czego?

-Mnie-W tym momencie złapał jego dłonie i umiejscowił je na swoich biodrach-Zamierzam jechać szybko.

Latynos zaczerwienił się i chciał je cofnąć, jednak jakoś nie starczyło mu odwagi.

-No to jedziemy-Mruknął, przekręcając kluczyki i wciskając gaz.

Strawberries and Cigarettes//Klance♣️Where stories live. Discover now