Rozdział 20

441 48 13
                                    

    Drżącymi palcami wpisywał jego numer do telefonu. Przez co pomylił się i zamiast szóstki wklepał dziewiątkę. Denerwował się. Niezwykle się denerwował. Kiedy już to zrobił, pozostało mu już tylko jakoś nazwać ten kontakt. Po chwili namysłu, napisał po prostu ''Keith''. Lecz już po kolejnej chwili zwątpienia w samego siebie, zmienił to na ''Keith♥''. Długo wpatrywał się w kontakt. Po kilku głębszych wdechach, wziął się w końcu w garść i napisał do niego:

-Hej, to ja Lance...Ja...Chciałem cię przeprosić, za to co powiedziałem wcześniej...Osobiście.
.No chyba, że nie chcesz się spotkać to w porządku! Ale jeśli jednak chcesz too...Spotkamy się dzisiaj o 15 w parku, przy szkole?? Odpisz szybko!

Ten sm-s, był wszystkim na co, go było stać. Przez następne chwile, chodził spięty. Każda wibracja dochodząca z telefonu sprawiała, że podskakiwał. Tak bardzo chciał, by Keith nie trzymał go w niepewności.

Prawda natomiast była taka, że czarnowłosy odczytał tego sms-a. Jednakże wciąż był zły i na matkę i na niego. Ciągle wracał do niego myślami, jednak nie mógł się przemóc, by mu odpisać. Aż w końcu nastąpił przełom. Pod wpływem chwili napisał:

-Będę tam.

>...<

Nieco później, kiedy w końcu się spotkali, Lance nadal był zaskoczony tym, że przyszedł. Oczywiście mógł mu też napisać przeprosinowego sms-a i rozpisać się niczym Mickiewicz w swoich wierszach. Jednak skoro zaproponował spotkanie, a chłopak chętnie na to przystał...nie mógł już zmienić swego zdania. Z początku było niezręcznie.
Po prostu usiedli obok siebie na trawie i tylko oddychali tym samym powietrzem. Oboje chcieli, by to ten drugi się w końcu odezwał. Po pewnym czasie, to Lance w końcu podjął głos. Zrobił coś na co, tak długo oczekiwał Keith.

-Uh...Przepraszam Keith, za to co powiedziałem wcześniej...Wyglądałeś na zranionego...Ale tak szczerze to...W ciągu tych kilku tygodni...stałeś się jedną z moich ulubionych osób...-Powiedział, z lekkim uśmiechem-No i...Nie chcę patrzeć na to jak niszczysz swoje zdrowie, ponieważ...chcę żebyś był blisko mnie. Wcześniej byłem nieco szorstki, za to też przepraszam...

-Dziękuję Lance...Ale i tak na to, nie zasłużyłem. Nie zasłużyłem na bycie, jedną z twoich ulubionych osób. Po prostu cię odpychałem, od siebie...ponieważ już dużo osób mnie w życiu zawiodło. Ale ty, taki nie jesteś. I...tyle dla mnie zrobiłeś...A ja? Ja nic kurwa nie zrobiłem, dla ciebie...-Wyrzucił z siebie, zdenerwowanym tonem-Jedyne co mi wychodzi, to strojenie fochów i bycie dla ciebie dupkiem...

-Keith...-Zaczął Lance widząc, że chłopak zaczyna się denerwować.

Zacisnął dłonie i opuścił głowę. Nie chciał, patrzeć mu w oczy.

-...Kompletnie kurwa nic!

-Keith.

Nie wiedział co, go pchnęło do tego. Po prostu nagle, jego dłoń znalazła się, na jego policzku. I po prostu uniósł jego podbródek,  do góry. Spojrzał w jego oczy. W te przepełnione bólem fioletowe oczy...

-Po prostu się zamknij-Zbliżył swoje usta, do jego.

Musnął delikatnie, jego wargi. Rzeczywiście to zrobił. Pocałował go. Nie trwało, to długo.To był jeden szybki pocałunek. Nigdy nawet w najśmielszych snach nie wyobrażał sobie, że jego pierwszy całus skradnie chłopak. Ale mimo wszystko...było całkiem w porządku. Natomiast Keith, był autentycznie zdziwiony. W życiu nie pomyślałby, że Lance pierwszy zacznie go całować. Latynos nieśpiesznie się, od niego odsunął. Dotarło do niego, co właśnie zrobił. Dlatego nieznacznie się zaczerwienił.

-Twoje usta...smakują dokładnie tak, jak to sobie wyobrażałem...

-Naprawdę to sobie wyobrażałeś?-Zapytał przejęty, a jego oczy zabłyszczały.

-Ta...dymem i papierosami-Odparł lekko zirytowany.

-Ech...A zamierzałem powiedzieć, że twoje usta są słodkie jak truskawki, ale zabiłeś ten nastrój-Powiedział nieco, obrażonym tonem-Poza tym, nie musiałeś tego robić.

-A ty zabiłeś swoją szansę na kolejny pocałunek-Uciął i na tym skończyła się ich rozmowa.

>...<

Po kłótni z Keith'em, Krolia chodziła niespokojna i nerwowa. Zwłaszcza, że później wyszedł, bez żadnego słowa. Postanowiła porozmiawiać, ze starszym synem.

-Uh...Takashi...Mogę wejść?-Zapukała delikatnie, w jego drzwi.

-Jasne...-Odpowiedział chłopak, odrywając się od lekcji.

Jedyne co zapisał w zeszycie jak do tej pory, było to jak bardzo matma jest głupia. Krolia weszła, do pokoju syna. Usiadła na krańcu jego łóżka, wpatrując się w podłogę. Ciągle nie mogła uporządkować myśli, po wcześniejszej rozmowie z Keith'em. Dlatego też w tej chwili, tak trudno było jej się odezwać. Choć wiedziała, że starszy syn tak gwałtownie nie zareaguje.

-Keith przed chwilą wyszedł. Chyba się z kimś spotkać...Wcześniej nie chciał ze mną rozmawiać, co w pełni rozumiem. I...Tak bardzo chciałabym być na niego zła za to, że mnie ignoruje i bywa taki rozkapryszony...jednak nie potrafię, ponieważ ma prawo być na mnie zdenerwowany...-Powiedziała niepewnie-Chciałabym coś dla was zrobić...

-Keith jest trochę...-Tu zrobił krótką przerwę, w poszukiwaniu odpowiedniego słowa-...skomplikowany...Ale myślę, że najlepszą rzecz jaką możesz zrobić, to zostać. Keith cię potrzebuję. Ja cię potrzebuję...My po prostu chcemy, aby nasza mama wróciła-Uśmiechnął się delikatnie.     

-Naprawdę bym chciała...Ale wiecie, że to ode mnie nie zależy...-Powiedziała, smutnym tonem-Jak na razie postaram się zostać, na parę dni...

-Cieszę się...Może uda ci się w końcu, porozmawiać z Keith'em...Do niego trzeba, po prostu dotrzeć...

-Mówisz tak, jakbym go nie znała...

-Mamo...Myślę, że tak jest. Odkąd zaczęłaś wyjeżdżać, zamknął się w sobie. Były z nim naprawdę duże problemy.Trudno było, go okiełznać. Ale miał tylko mnie. I wcale się nie dziwię, że nie chciał z tobą porozmawiać. Wpadasz sobie tak nagle i udajesz kochającą matkę...To nie jest w porządku.

Krolia milczała. Słowa syna, bardzo ją zraniły. Jednak...miał rację.

-Ja wiem...Wiem, że nie jestem najlepszą matką...Ale postaram się to zmienić...Żeby było, tak jak dawniej...-Powiedziała-A jak tam twoje relacje z...Adamem?

-Przyznaj...Strzelałaś, czy to wiedziałaś?-Zapytał, ze śmiechem.

Ulżyło jej, że udało jej się trochę rozładować tę napiętą sytuację.

-Oczywiście, że wiedziałam. Moja intuicja mi tak podpowiadała.

-Jasne...Jest bardzo dobrze. Dużo się spotykamy itp.Naprawdę go kocham...Ale chwila...Po co ty, tak właściwie o to pytasz?

-A nie mogę?

-Cóż...Jakoś nie bardzo cię to interesowało...

-Takashi...Ostatnio byłam naprawdę zajęta...Ale postaram się nadrobić, ten stracony czas...Już wiem! Przygotuję wam dzisiaj kolację. Mam nadzieję, że Keith wróci niedługo...

-Jak wyszedł z Lance'm to,  tak szybko nie wróci. Myślę, że Keith coś do niego czuje...



Strawberries and Cigarettes//Klance♣️जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें