Rozdział 14

462 43 28
                                    

    Nikt nie przepadał,  za lekcjami Wf-u. Wszystko przez to, że ich nauczyciel był bardzo wymagającym człowiekiem. Nie tolerował lenistwa i na każdej lekcji wymyślał, coraz to cięższe zajęcia. Dzisiejszego dnia, postawił na zbijaka. Trener Kollivan, zaprosił kilku uczniów z innej klasy do gry. Często tak robił. Mawiał, że jest to coś w stylu urozmaicenia.

-Dobra czas, wziąć się do roboty...Gramy w zbijaka-Oświadczył, mężczyzna stojąc przed nimi z założonymi rękami.

Wyglądem, przypominał książkowego Wiedźmina. Jednak jedyną różnicę stanowiły jego złote oczy, oraz włosy, które dla wygody zaplatał w długi warkocz. Do tego był starszym mężczyzną, jednak w sile wieku. Gdy tylko to powiedział, spotkały go jęki i westchnięcia sprzeciwu. Nic sobie z tego nie robiąc, zaczął się przechadzać między nimi. Szarpiąc swoją bródkę stanął w końcu, w miejscu i zawołał:

-Kogane! McClain!...Nie nie ty,  tylko on...Leifsdottir! Kinkade! i...Altea!..Tak o ciebie mi chodzi. Ile dzisiaj jest Altei w szkole? Wystąpić z szeregu! Będziecie w jednej drużynie.

Wszyscy posłusznie ustawili się, w jednym miejscu.

-A teraz...McClain! Tak teraz masz szansę się wykazać...Griffin! Garret! Balmera! i Holt! ten starszy Holt, dla jasności. Reszta czeka, na swoją kolej. Później podzielę, was na drużyny. A teraz ustawić się!-Zagrzmiał.

Drużyna Keith'a zajęła tę część boiska od drzwi, a drużyna James'a od ściany. Ustawili się i czekali, na gwizdek nauczyciela.

-No? Na co czekacie? A...Na gwizdek...-Zagwizdał-Grać!

Pierwsza piłka, należała się drużynie James'a. Przejął, ją Matt. Odrzucił ją w stronę Iny, która bez problemu ją złapała.
Jak do następnej pory, wszyscy gracze utrzymywali się na boisku. Jak do tej pory, nikt nie narzekał. Oprócz Romelle, która mruczała pod nosem, jak bardzo jej się nie chce tu być. W końcu piłka, trafiła do Rachel. Latynoska z całej siły odrzuciła, ją w stronę brata. Niemniej jednak Lance, nie był przygotowany na złapanie jej. Toteż dostał nią w twarz. Zachwiał się, ale utrzymał na nogach. Jego twarz, była mocno zaczerwieniona. Keith nie wytrzymał i zaczął się śmiać. Pozostali przenieśli, na niego wzrok. Rachel wyrzuciła w górę ręce i wydała okrzyk radości. Został on jednak stłumiony, przez trenera.

-Nie ma rzutów, powyżej pasa! A ciebie Kogane, co tak śmieszy?

Lance spojrzał, na niego ze złością. Widząc tak ucieszonego Keith'a, mimowolnie na jego policzki wstąpił rumieniec. Pomimo tego chciał się zrewanżować. Za to, że miał teraz piłkę w rękach, rzucił nią w niego. Czarnowłosy był tak zaskoczony, że nawet jej nie odebrał. I również oberwał, w twarz. Zapiekł go, lewy policzek.

-McClainowie! W tej chwili, na ławkę!-Zawołał trener, nakazując im usiąść.

Rachel i Lance usiedli obrażeni na ławce. A gra, zaczynała się już powoli rozkręcać.

-Pozwoliłeś, żeby ta piłka uderzyła cię w twarz-Mruknęła dziewczyna, śledząc piłkę.

-Ale skierowałaś, ją na moją twarz! Jak niby, mialem ją odebrać?-Zapytał, zirytowany.

-To się nazywa zbijak, *hermano. Miałeś za zadanie, jakoś uniknąć tej piłki...A tak w ogóle, to kto jest?

-Kto?

-Ten, który śmiał się z ciebie, gdy dostałeś piłką. Ten chłopak w kucyku-Powiedziała patrząc, na niego z zainteresowaniem.

-Oh...To jest Keith. Jest nowy i jesteśmy przyjaciółmi. Jest dosyć spoko, no i go lubię...

-Jest słodki-Skwitowała, gdy odrzucił piłkę prosto w Matt'a.

-Dobra robota Keith-Odezwał się, Kinkade.

-Racja...Niezły rzut-Pochwaliła, go Ina.

-Jest gejem-Sprostował Lance, patrząc na jej reakcję.

-Oh więc...Masz szczęście-Odparła.

Właśnie działa się, decydująca bitwa. Dwóch samotnych wilków, przeciw sobie. James vs Keith. Zapowiadała się, niezła zabawa. Nie chciała, tego przegapić.

-Co?

-No, masz szczęście...Masz szansę.

-Yyy...Nie?

Długo wpatrywali się, w siebie. Po chwili Keith,  rzucił w jego stronę.

-...Dlatego, że nie lubię go w ten sposób. Znaczy...Jest spoko i ogólnie...No i...Jest całkiem w porządku...

James zrobił unik. Na usta Keith'a, wstąpił mimowolny półuśmieszek. Słyszał każde słowo Lance'a. Tymczasem Rachel, prawie nie słuchała swojego brata.
Bardziej skupiła się na piłce.Teraz była w rękach James'a. Cisnął ją z całej siły, w kierunku Keith'a. Ledwie udało, mu się zrobić unik. Przez to wykonał na boisku, jakąś bliżej nieokreśloną pozę. Jego koszulka podwinęła się tak, że był widoczny kawałek jego brzucha. Większość dziewczyn siedzących, na ławkach zaczęło piszczeć. Rachel ukradkiem, spojrzała na Lance'a. Chłopak lekko się zarumienił, jednak uparcie nie patrzył w stronę Keith'a.

-I...Kto chciałby całować się,  z kimś kto smakuje papierosami? Lub co jeśli, dostałby raka? Wtedy stracisz swojego chłopaka i masz uraz, na całe życie. No i ja nie jestem gejem-Ciągnął niezrażonym stanowczym tonem.

Słysząc ostatnie słowa, zrobiło mu się trochę przykro. Przez cały ten czas, myślał o nim w zupełnie inny sposób. Krótko mówiąc...byłby całkiem fajną partią, dla niego. Jednak skoro, on tak uważa...Musi zrobić wszystko, by uważał inaczej. Ze złością odrzucił piłkę, w stronę Griffina.Tym razem nie zdążył, zrobić uniku. Piłka uderzyła go, w udo. A, że był ostatnią osobą z drużyny, gra się skończyła. Zwyciężyła drużyna Keith'a. Gwizdek rozbrzmiał, na całą salę.

-Na dzisiaj, już koniec. Całkiem świetnie sobie poradziliście...Oprócz dwóch delikwentów-Tu spojrzał znacząco, na bliźniaków-Na następnej lekcji, również zbijak-Powiedział mężczyzna, wychodząc z sali.

Keith oddychał ciężko, opierając się o drabinki. Ta gra, była męcząca. Griffin wpatrywał się w niego, iście morderczym spojrzeniem. Od zawsze czuł, do niego odrazę. No może powiększyła się ona, odkąd zerwali ze sobą w gimnazjum. Od tamtej pory zaczęli się unikać i udawać, że nic się między nimi nie wydarzyło. Nawet wyglądało na to, że zapomnieli o swoim istnieniu. Oprócz James'a. Od razu go poznał, gdy zobaczył, go po raz pierwszy w klasie. Prawdę mówiąc, chciał do niego wrócić. Zwłaszcza, że to z winy James'a zerwali. Jednak widząc, jak dobrze Keith dogaduje się z Latynosem, dał sobie spokój. Czarnowłosy patrzył, jak Griffin wychodzi z sali głośno trzaskając drzwiami. Uśmiechnął się, pod nosem. Mimo wszystko odczuł pewien żal, po ich zerwaniu.

-Uh...Twoja gra, była bardzo imponująca-Usłyszał.

Podeszła do niego, jedna z dziewczyn z innej klasy. Nie grała, tylko przyglądała się jak grają jej znajomi. Brązowe loki opadały kaskadami na jej ramiona. Wyglądała jak jedna, z tych dziewczyn, których imienia nigdy nie możesz skojarzyć. Tak było właśnie, w przypadku Keith'a.

-Wyprawiam imprezę, w weekend. Koniecznie powieneś wpaść-Powiedziała, bezdyskusyjnym tonem.

-Uh...Nie dzięki, sorry-Odpowiedział i miał zamiar odejść, jednakże złapała jego dłoń.

-Ale potrzebujemy więcej, gorących kolesi na imprezie! Np.Do grania w 7 minut w niebie, wiesz?-Dziewczyna, była nieustępliwa.

-Powiedziałem, że nie-Wycedził ostrym tonem.

Wówczas Lance próbował powstrzymać swoją siostrę, lrzed zamachem na trenera. Trzymał j, za ramię i uspokajał. Była bardziej kłótliwsza, od niego. Spostrzegłszy jednak obcą dziewczynę przy Keithi'e, puścił Rachel. A następnie, ruszył w ich stronę.

-Hm? Ktoś coś mówił, o imprezie?-Lance zjawił się, przy nich dość szybko-Mogę przyjść?-Zapytał, kokieteryjnym tonem.

-Oh...uh...Pewnie-Odparła niezbyt przekonana, co do tego-W ten weekend o 17:30.   

*Hermano-Brat 

Strawberries and Cigarettes//Klance♣️Where stories live. Discover now