Rozdział XL.

12 1 0
                                    



{ PEETA }


Owiewa mnie świeże, morskie powietrze. Marszczę brwi w reakcji na ostre słońce. Zmuszam się, by je przyjąć do płuc całe, zmuszam się, by oddychać wolniej, zmuszam się, by się skupić na otoczeniu.
Obok mnie stoi trybut z Dystryktu 5. Po prawej Chaff. Johannę i Finnicka widzę po przeciwnych stronach. Między nami woda.
— Panie i Panowie.
nie
Przygotowuje się do skoku.
mam już
— Trzecie Ćwierćwiecze Poskromienia.
miejsca
Wgapiam się w świecące liczby nad rogiem.
na krew
— I niech los zawsze wam...
kolejnego
Razem umarło razem z Jakiem.
Ja już byłem tutaj sam.
1726 plus jeden
plus jeden.
plus jeden.



{ SOPHIE }


Chwilę później staliśmy na zewnątrz. Rozejrzałam się dookoła, zauważając otaczającą nas wodę. Spojrzałam na licznik, który odliczał od 40. Każda sekunda trwała wieki. Ostatnim razem panikowałam. Odliczałam każdą sekundę w głowie, w panice przypominając sobie jak się oddycha. Ale nie tym razem. Tym razem pamiętałam o wdechu i wydechu. Tym razem się nie bałam. Wiedziałam, że jeśli zamknę oczy i potem je otworzę, wciąż tu będę. Wiedziałam, że muszę dać radę i, że nie zginę. Nie mogłam. 30. Rozejrzałam się. Natrafiłam wzrokiem na Brutusa, który skinął głową w moją stronę. I ja też chciałam skinąć głową ale jego obraz nagle się rozmazał. Potrząsnęłam głową chcąc doprowadzić się do porządku ale to tylko pogorszyło sprawę. Zemdliło mnie. Poczułam, że ciężkie i ciepłe powietrze nie dostaje się odpowiednio do płuc. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami. Nie teraz, Sophie. Nie ter ... zakręciło mi się w głowie, straciłam panowanie nad nogami. Wszystko zrobiło się czarne a ja spadłam ze swojego podestu.
Uderzenie o taflę wody przywróciło mnie do stanu świadomości. Zaczęłam próbować gwałtownie nabrać powietrze przez co zakrztusiłam się wodą. Zaczęłam kaszleć, gwałtownie obracając się w różne strony i czekając aż zabiją mnie za przed wczesne zejście z podestu. ... ... ... ... ... nic się nie stało. Zdezorientowana spojrzałam na zegar odliczania. Pokazywał 20 sekund. Zaczęłam spoglądać na pozostałych trybutów, którzy wciąż stali na swoich podestach. 

Nie rozumiem, nie rozum ... jeden z trybutów skoczył do wody i w momencie, w którym jego ciało uderzyło o wodę został wciągnięty w wir i nigdy nie wypłynął na zewnątrz. Rozległ się dźwięk armaty, pierwszy poległy trybut. Wydałam z siebie zduszony krzyk.
— Sophie, płyń! — krzyknęła Cashmere.
Spróbowałam wyrównać oddech po czym zaczęłam płynąć. Wdrapałam się na skały i zaczęłam biec w stronę ... plaża ... nie, róg obfitości. Raptownie oddychając obróciłam się w stronę trybutów. Zatrzymałam na chwilę wzrok na Peetcie. Co jeśli to ostatni raz gdy go widzę? „To nie było prawdziwie." Nie, to już nie jest Peeta. Swojego Peetę widziałaś ostatni raz dawno temu i to zatrzymasz w pamięci. Przeniosłam wzrok dalej i utkwiłam go w trybutach z dystryktu drugiego. Powiedzieli, że mam się nawet nie zbliżać do rogu obfitości. Że oni się tym zajmą. Ja mam ukryć się w pobliżu i oni mnie stamtąd obiorą po rzeźni. Odgarnęłam przemoczone kosmyki z twarzy. Zegar wskazywał 3 sekundy. Stara Sophie by tak zrobiła. Idealne rozwiązanie, nie muszę nic zrobić, wszyscy zrobią wszystko za mnie. Nie. Nie tym razem. Obróciłam się i w tym samym momencie licznik wskazał 0. Weszłam do środka. Złapałam za plecak i rozejrzałam się, zastanawiając się czy coś jeszcze będzie przydatne. Łuk i strzały. Sztylet. Cashmere dobiegła do rogu jako pierwsza.
— Wszystko w porządku? — spytała.
Skinęłam głową i podałam jej łuk i strzały. Szybko zarzuciła je na plecy, wyjęła jedną ze strzał i zaczęła wymierzać w dobiegających do rogu trybutów.
— Twoja lewa! — krzyknęłam a dziewczyna wymierzała strzałą w stronę Johanny, która musiała skoczyć z powrotem do wody.
Spojrzałam na prawo i dostrzegłam kobietę z dystryktu szóstego. Była bardzo drobna i wyglądała na wyczerpaną. Może mogłabym ... po prostu uciekaj od rogu ... zanim się zorientowałam, biegłam w stronę kobiety. Przewróciłam ją i przygniotłam ją do ziemi. Uniosłam sztylet ku górze ale zawahałam się. Ta chwila mogła kosztować mnie życiem. Ktoś przebił ją włócznią i od razu wyciągnął ją z powrotem. Wydałam z siebie zduszony krzyk i odwróciłam wzrok, natrafiając tym samym na Brutusa i Enobarię.
— Miałaś jedno zadanie. — warknęła kobieta podczas gdy Brutus ponownie nabił kogoś na włócznie. Szybko podniosłam się z martwej kobiety i wykonałam trzy kroki do tyłu. Ich dwójka pobiegła by zabrać rzeczy z rogu, a ja zostałam z Cashmere. Rozglądałam się gdyż od jakiegoś czasu nie widziałam Glossa ... i Peety. I w końcu odnalazłam ich w jednym miejscu. Peeta znajdował się już blisko brzegu ale Gloss go zaatakował przez co ponownie znaleźli się w wodzie. Wstrzymałam oddech, przyglądając się walce, w której trudno było rozróżnić kto był kim. Cashmere wymierzyła w nimi strzałą ale ja położyłam dłoń na jej ręce. Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent jeśli trafiłaby Peetę, trafiłaby też Glossa. Albo trafiłaby tylko swojego brata. Kątem oka dostrzegłam, że w ich stronę biegnie Finnick.
„To nie było prawdziwe."
— Gloss, uważaj! — wrzasnęłam ostrzegawczo, nie wiedząc nawet czy mnie usłyszy po czym rzuciłam sztyletem w stronę Finnicka. Ostrze trafiło go jedynie w rękę co go spowolniło ale zdołał odciągnąć Peetę. W tym samym czasie blondyn z dystryktu pierwszego odsunął się od nich i już chwilę znalazł się koło nas, przeczesując dłonią włosy do tyłu i dysząc ciężko. Spojrzałam na jego porozcinane plecy
— Będziemy potrzebować apteczki. — powiedziałam, dość głośno i wyraźnie, patrząc wymownie w górę.
Enobaria wręczyła mi nowy sztylet.
— Będziemy też potrzebować wody pitnej, bo inaczej te upały nas wykończą. — stwierdził Brutus na co ja skinęłam głową.

❝RAZEM❞ II PIONKIWhere stories live. Discover now