Rozdział IX.

38 2 0
                                    


{ SOPHIE }


Podczas przygotowań mam chwilę by zastanowić się nad ostatnimi słowami Peety. Musiałam się przesłyszeć. A nawet jeśli nie, on musiał nie myśleć trzeźwo. Nie jestem osobą, którą chce się pozostawić u swojego boku nawet jeśli chłopak może teraz nawet tak myśleć. Nie minie dużo czasu aż na powrót dotrze do niego, że to beznadziejny pomysł. Ależ to filozofuję! O czym my tu właściwie mówimy? NAWET JEŚLI, to nigdy nie byłoby możliwe. Nie ma opcji by od tego wszystkiego uciec, nawet gdybyśmy bardzo chcieli. Miło jednak myśleć, że jest taka możliwość. Że jest tam miejsce pozbawione tego wszystkiego. Znów, czy jest to *wszystko*? Spoglądam na swoje odbicie lustrzane. Zauważam, że Effie wykorzystała moją "nieobecność" i ponownie wplotła drobne diamenciki we włosy. Co więcej, poszerzyła to i dodała ten motyw do makijażu. Nie odzywam się jednak gdyż i tak wiem, że nie ma to sensu. Przesuwam dłonią po włosach. Peetcie się podobało.
— Powinniśmy już jechać. — słyszę nagle głos Effie. Kręcę delikatnie głową wyrzucając z głowy ostatnią myśl i przenoszę na nią zdziwiony wzrok.
— Już? — pytam spoglądając na zegarek. — Nie za wcześnie? Peeta też już jest got ... — urywam widząc, że kobieta nie powiedziała mi wszystkiego. — Dlaczego jedziemy wcześniej Effie? — unoszę brew ku górze.
— Prezydent Snow poprosił byś przyjechała wcześniej i spotkała się z nim. — wyjaśnia kobieta nibym naturalnym może nawet z lekka pewnym głosem ale wiem jednak, że też nie przeczuwa w tym nic dobrego.
— Peeta też jedzie? — pytam ponownie.
— Tylko z Tobą.
Wzdycham ciężko. Nie lubię konfrontacji z problemami. Wolę ich unikać, tyle ile się da. Nienawidziłam tego w sobie, ale taka była prawda. Wizja więc spotkania się ze Snowem nie kreśliła mi się zbyt kolorowo.
[...]
Dźwięk obcasów uderzających o posadzkę roznosi się po całym pomieszczeniu, które jest przytłaczająco duże i urządzone nadwyraz skormnie jak na możliwości. Prezydent Snow stoi tyłem na końcu pokoju wpatrując się w kominek, co byłoby zrozumiałe gdyby nie fakt, że w kominku nie palił się ogień. Nie odwraca się aż do momentu gdy stoję odpowiednio blisko. Gdy tylko zatrzymuję się on odsuwa się wreszcie od kominka i staje naprzeciwko mnie.
— Pięknie Pani wygląda Panno Collins. Cieszę się, że znalazła Pani dla mnie czas. Wiem, ze dziś musi być dość zabiegany dzień. — uśmiecha się, ale nie takim wesołym uśmiechem. Nie ma w nim nic dobrego. Ujmuje moją dłoń, unosi ją ku górze i ucałowuje. Wyczuwam na wierzchu dłoni wąsy a tym samym mam ochotę wyrwać dłoń ale powstrzymuję się zaciskając zęby i dalej unosząc podbródek ku górze. Nie wiem jeszcze o co chodzi ale takie jego zachowanie nie wróży nic dobrego.
— Proszę sobie usiąść. — mówi i wskazuje na jeden z dwóch foteli ustawionych przed kominkiem. Szczerze powiedziawszy wolałabym wyskoczyć przez okno, uciec, cokolwiek ale ostatecznie zajmuje swoje miejsce podczas gdy on siada na drugim fotelu.
Zapada chwilowa cisza podczas której próbuję podtrzymać jego wzrok wbity w moją osobę co naprawdę nie jest proste. Nie mam pojęcia o czym chce rozmawiać, co chce poruszyć.— Jeśli Pani pozwoli, przejdę od razu do konkretów. — mówi i splata dłonie nachylając się lekko w moją stronę. TAK, BŁAGAM! NIE PRZECIĄGAJMY TEGO! Skinęłam lekko głową i zaczęłam się denerwować bo nie chcąc poniszczyć sukienki nie miałam się czym nerwowo bawić. — Dwójka zwycięzców nie była zamierzona i muszę być szczery, nie spotkała się z moją aprobatą. — nie no, naprawdę?! Staram się jednak zachować neutralny wyraz twarzy. — Co się jednak stało, to się nie odstanie. I musimy sobie z tym poradzić. Bo widzi Pani, nie tylko wpłynęło to na podważenie podstawowych, fundamentalnych zasad Igrzysk. Sprawiło to, że pojedyncze dystrykty zaczęły powracać do pierwotnego wydarzenia, które sprowadziło ich do tego wszystkiego. Bunt, Panno Collins. — mówi widząc chyba moją z lekko zagubioną twarz. Tyle by było z neutralnością. — Coś chyba dobrze Pani znanego. — dodaje a ja czuję jak policzki zaczynają mnie piec. Gdyby tylko nie była to rozmowa oko w oko. Gdyby ktoś tu jeszcze był. Mam ochotę zapaść się w fotel. — Jestem jednak w stanie połączyć próbę uspokojenia tego i Pani odkupienia. — przechylam lekko głowę w bok. Powiedz no, powiedz już! Chyba. Czy chciałam wiedzieć? Nie. TAK. Może. — Wytłumaczenie tej nietuzinkowej sytuacji może być bardzo proste gdy podepniemy ją pod jedno proste słowo: miłość. 

❝RAZEM❞ II PIONKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz