Rozdział XXVIII.

20 1 0
                                    


{ PEETA }


Teraz był czas na Dom Zwycięzcy. Bez
czekolady,
popcornu,
Sophie i
„razem" .
Długo ociągam się z tym, by nacisnąć klamkę mieszkania, bo boję się, że będę ją widział na
kanapie, w kuchni, w łóżku.
Bo ja myślałem, że to była prawda i mogę wyrecytować każdy spędzony razem dzień, mogę opisać jak dotykała mnie po twarzy i co mówiła o filmach, które jej puszczałem W którym miejscu stała i jak zasypiała na moim ramieniu.
Przymykam oczy.
Fałsz. FAŁSZ, FAŁSZ, FAŁSZ.
Otwieram oczy.
Mogę opisać miny ludzi z Kapitolu, którzy to zobaczyli na telebimie w Pałacu Prezydenta.
Wchodzę do środka i chodź w mroku widzę tylko kontury, kieruje się do kuchni, by pokruszyć ostatnie odłamki prawdy, ale gdy otwieram oczy, okazuje się, ze nie jest wcale ciemno, a na kanapie ktoś siedzi.
Obiecałem, że nikogo nie zabije, obiecałem, że nikogo nie zabije... wiec dlaczego spinam mięśnie i zaciskam ręce, jakbym przygotowywał się do walki.
Katniss odwraca głowę w moją stronę.
— Spokojnie, to ja, spokojnie — powtarza kilka razy.
Wystawia ręce w obronnym geście i to mi przypomina o tym, że to nie jest arena.
Na arenie nikt by tak nie zrobił.
„Najlepiej by było, gdybyśmy posz..." FAŁSZ.
— Nie spodziewałem się.
Bo widzisz, ja nienawidzę niespodzianek i boje się ciemności i dla mnie Igrzyska się nie skończyły, i może kiedyś zaatakuje kogoś, tylko dlatego, że taki już mam odruch, a obiecałem, że nikogo już nie zabije, ale co jeśli tylko to potrafię?
- Wyłączyłeś telefon.
Zamieram z kubkami w ręce.
„Dzwoniłeś do Jake'a?"
„Bez zmian"
Słuchałem jego oddechu przez telefon.
Dzwoniłem do lekarza.
Prawda, czy
fałsz.
— Chciałabym, żeby był jakiś łatwiejszy sposób, żeby Ci o tym powiedzieć. Miałam nadzieję, że przez telefon będzie łatwiej...
— Bałem się, że mogę być podsłuchiwany — wyjaśniłem.
Wyrzuciłem kubki do kosza, tak samo nieotwarte opakowania z popcornem i jej ulubioną herbatę.
Byłem świadom każdego kroku stawianego przez Katniss, bo ona choć chodziła cicho, każdy krok był wiadomością dla zwierzyny o możliwości ucieczki.
Bo dla zabójcy było ciekawiej, gdy ofiara się wymykała.
—Nam zależy na bezpieczeństwie. Szczególnie teraz...
...kiedy Jake został pobity, a ja zabiłem ludzi w 11 i porwałem Camille Snow.
—Chciałabym, żebyś kogoś poznał.   

Odwracam się do niej z myślą, że im szybciej to zrobię,
tym szybciej sobie pójdzie.
Przede mną stała Katniss i
trzymała na rękach
małe
dziecko.
—To Victor — przedstawiła go.—Syn Blake.
Mały miał nie więcej niż rok. Akurat bawił się naszyjnikiem Katniss, który dostała po śmierci ojca.
—To małe dziecko— powtórzyłem.
Victor zwrócił oczy ku mnie, słysząc nowe źródło dźwięku.
Największa prawda, jaką kiedykolwiek widziałem.
Największa broń, jaką kiedykolwiek poznałem.
I oczy, mogące stopić srebro.
—Opiekujemy się nim z Gale'm i Mattem na zmianę, gdy Blake siedzi z Jakiem. Doszliśmy do wniosku, że tutaj są najlepsze warunki.
W domu fałszu zbudowanym przez Kapitol.
Zaschło mi w gardle, więc wziąłem szklankę i nalałem do niej wody.
— Obawiam się, że tutaj nie jest dla niego bezpiecznie.
Bo widzisz, ja
cały czas jestem na Igrzyskach, a wy
za chwilę będziecie walczyć
w powstaniu,
a gdy się jest w ciągłej walce, nie ma miejsca
na dziecko.
Tego się boję. Że nie mamy już w sobie miejsca na krew kolejnego dziecka.
— Na pewno jest bezpieczniej niż w Jedenastce, w Rebelii, czy w Kapitolu.
Ciemność rozświetla ekran telewizora, tak jak wtedy, gdy Kapitol podaje przymusowy komunikat.
Dożynki. Igrzyska. Kapitol. Porwanie. Rebelia.
—Sophie znowu zmieniła kolor włosów, zjadła śniadanie ze Snowem, czy odwiedziła kolejny klub ze swoimi idealnymi lalkami? —pyta Katniss ironicznie.
Przymykam oczy.
Gdy je otwieram z ekranu telewizora patrzy się na mnie Snow, podobnie jak tata, tylko on nie szuka tego, co we mnie najlepsze i nie próbuje mnie reanimować.
Wręcz odwrotnie.
— Komunikat do grupy, która porwała Camille miesiąc temu. — Patrzy się na mnie. —Wiem, kim jesteście i wiem, gdzie jesteście. Byłem cierpliwy i byłem wyrozumiały, ale czas położyć kres waszemu niepokojeniu i terroryzowaniu Panem – Patrzy się na mnie. —Macie czas do jutra, do północy, by przyprowadzić do Pałacu moją wnuczkę całą i zdrową, a ja w geście mojej największej łaski, nie ukażę was za niesubordynację i tendencje separatystyczne, choć tak boleśnie przypominają nam o Mrocznych Dniach. Uznam, że moja wnuczka była wykorzystana jedynie do zrobienia zamieszania i siania propagandy, wy się wycofacie i rozwiążecie swoją organizację i już więcej o was nie usłyszę. Jeśli jednak...— Oczy węża lśnią, wyczuwając ofiarę. — ... nie wywiążecie się z umowy, Camille zostanie zraniona, albo nie dostarczona w ogóle, Poskromienie przyjdzie na was, na wasze dzieci i na waszą organizację. Nadchodzi kolejne Ćwierćwiecze. Idealna okazja, by świętować koniec Mrocznych Dni. Niech los wam sprzyja.




Koniec komunikatu.


Czarny ekran.

❝RAZEM❞ II PIONKIحيث تعيش القصص. اكتشف الآن